Jej krwiste włosy zmieniały barwę przez siny fiolet po lodowy błękit. Sięgały ramion, kończąc się posklejanymi, brudnymi pasmami. Okalały zmęczoną twarz poznaczoną głębokimi bruzdami. Zapadnięte w oczodołach oczy spoglądały na świat pusto, obojętnie. Wąskie półotwarte usta, jakby nie zdążyły wypowiedzieć ostatnich słów, mieniąc się bladofioletowym blaskiem. Niewielki nosek skradł czerwień z policzków, upodabniając się do koloru włosów. Bladość cery wędrowała z twarzy przez szyję na zakryte ciało.
Koszula wyłaniała się spod szarego, przykurzonego fartucha. Czarno-czerwony abstrakcyjny wzór niemal całkowicie zniknął, a niebieski barwnik tła wyblakł, kolorem przypominając skórę.
Kobieta wyciągała przed siebie dłoń podobną do zmrożonej bryły lodu pokrytej cienką warstwą świeżego śniegu. Sięgała ona, szukając pomocy, człowieka, który uratowałby ją od zguby. Zguby nieznanej, prowadzącej na bezpowrotny szlak.
Pozostałe obrazy znajdziesz tutaj.
Trochę jak królowa Śniegu 🙂
W sumie racja 😀 Zaskakuje mnie często spojrzenie innych na moje teksty. Tak jak Ty znajdują w nich coś, czego sama nie widziałam wcześniej.
Odebrałam podobne wrażenie jak moja przedmówczyni – pierwsze skojarzenie moje było z Królową Śniegu 🙂
Jest to ciekawe spojrzenie 😉
Lubię tą plastyczność, jaką operujesz w tym cyklu.
Dziękuję 🙂