Ten dzień nie zapowiadał tego, że nagle zacznę wariować. Był zwykły, nie różnił się od innych. Wstałem, mając już w głowie nowe pomysły i plany na cały poranek. Nie zawracałem sobie głowy śniadaniem. W locie wziąłem jeden tost ze wspólnej kuchni, gdzie urzędowała nasza gospodyni — bez niej pewnie umarlibyśmy z głodu przez nasz poranny pośpiech. Skierowałem się do pomieszczenia, które dzieliłem głównie ze swoim przyjacielem. Czasami dołączali do nas inni, ale zazwyczaj pracowaliśmy we dwójkę.
Kiedy wszedłem do środka, pochylał się nad aparaturą. Co chwila zapisywał coś na jednej ze sterty kartek na stole, a potem wracał do mikroskopu. Wiedziałem, że nie lubił, gdy ktoś mu przeszkadzał, więc usiadłem przy swoim stanowisku i zająłem się pracą.
Dopiero po długim czasie po raz pierwszy tego dnia się do siebie odezwaliśmy.
— O, witaj Davidzie — wyglądał na zaskoczonego moją obecnością.
Zdarzało mi się rozmyślać nad tym, czy rzeczywiście zazwyczaj był aż tak zamyślony, że nie zauważał mnie przez kilka godzin, czy raczej udawał.
— Jak tam twoje badania? — zapytałem, wskazując na jego notatki.
— Nie najlepiej. — Uniósł okulary i potarł oczy. — Od tygodnia jestem w martwym punkcie i nie potrafię ruszyć w żadnym kierunku. Brakuje mi jednego elementu, żeby to skończyć.
— Mogę spojrzeć?
Niechętnie podał mi swoje notatki.
Przejrzałem je, próbując doszukać się błędu, ale go nie znalazłem.
— Wszystko wygląda w porządku. — Podniosłem na niego wzrok znad kartek.
Wtedy to poczułem. Widziałem mojego przyjaciela. Ta sama siwa czupryna z dużymi zakolami. Okrągła twarz niepokryta żadnym zarostem. Duży nos rzucający się w oczy. Jeszcze ten surowy wyraz twarzy, który w jednej chwili potrafił zmienić się w przyjacielski uśmiech. To wszystko było na swoim miejscu, a mimo to wydawał się inny.
— Coś nie tak? — spytał Edmund.
— Nie, chyba jestem zmęczony. — Przetarłem oczy.
— Kubek kawy postawi cię na nogi, chodź.
Udaliśmy się do kuchni, a ja ciągle miałem przeświadczenie, że coś było nie tak.
Pozostałe fragmenty znajdziesz tutaj.