Tam, wpośród prac i trosk, i wśród zabawy,
Uciekam ja. Tam siedzę pod jodłami,
Tam leżę wśród bujnej i wonnej trawy,
Tam pędzę za wróblami, motylami.
fragm. Gdy tu mój trup, Adama Mickiewicza
— Zapraszam, zapraszam. Wszystko jest już przygotowane. Możecie siadać do stołu. — Gospodarz odsunął się na bok, wpuszczając swoich gości do środka.
— Miło cię widzieć, stryju — powiedział najmłodszy z trójki młodzieńców, strzepując z włosów śnieg. Pozostali również otrzepywali się, a pod ich nogami tworzyła się coraz większa kałuża wody.
— Nie przejmujcie się tym. — Machnął ręką stryj. — Powieście płaszcze i chodźcie do salonu. Wasza ciotka od rana już czeka na to spotkanie.
Młodzieńcy wykonali polecenie, zostawiając w przedpokoju wierzchnie ubrania i buty. Potem przeszli za swoim stryjem do salonu, gdzie wyczekiwała na nich ciotka. Kobieta zerwała się z fotela, gdy tylko ich ujrzała. Z każdym po kolei się przywitała i zaprosiła ich do stołu, na którym były ciepłe napoje, ciasta i misy ze świeżymi owocami. Od razu też rozpoczęła rozmowę, podpytując chłopców o to, co się działo u nich od ostatniej wizyty.
Najstarszy mógł pochwalić się nową pracą oraz awansem, który otrzymał przed tygodniem. Drugi opowiedział zabawne historie związane z jego klientami i wspomniał o trudnym zleceniu, jakie musiał wysłać w ciągu najbliższych dni. Najmłodszy bez słowa przysłuchiwał się opowieściom braci, aż i jego ciotka zagadnęła.
— Słyszałam, że nad czymś pracujesz — powiedziała, podając mu talerz z ciastkami.
— Tak, chciałbym wydać antologię wierszy — rzekł, po czym podziękował za domowe wypieki. — Mam już ich całkiem sporo…
— Przeczytaj swoje najnowsze dzieło — wtrącił najstarszy, sięgając po jabłko. — Wiem, że je masz przy sobie. Nie rozstajesz się z nim, odkąd je ukończyłeś.
Nie trzeba było najmłodszemu z braci dwa razy powtarzać. Wyciągnął z kieszeni złożoną kartkę i już po chwili recytował swój wiersz. W salonie roztoczyła się atmosfera niczym z bajki. Wszyscy wsłuchiwali się w melodyjny głos chłopca, który opowiadał im cudowną historię. Wydawało się, jakby sam ją przeżył.
Kiedy skończył, rodzina nic nie mówiła, będąc wciąż pod wrażeniem, jakie wywołał w nich utwór. Dopiero po prawie minucie rozpoczęły się pierwsze brawa i pochwały, na które chłopak odpowiedział radosnym, a jednocześnie skromnym uśmiechem.
Rozmowy przy stole toczyły się swoim tempem. Młodzieniec coraz rzadziej się udzielał. Głównie słuchał, pochwalił ciasto cioci, wypił herbatę, by w końcu odpłynąć myślami od spotkania z krewnymi i znaleźć się na rozległej łące sięgającej po sam horyzont.
Siedział pod młodą jodłą wśród bujnie rosnącej i pięknie pachnącej trawy. Wziął głęboki oddech, napawając się wonnością setek kwiatów — większość widział jako kolorowe plamy na trawiastym tle. Chłopak podniósł szyszkę leżącą obok niego, podrzucił ją i zręcznie złapał drugą ręką. Wzrokiem odnalazł drugą, po czym powtórzył swoją sztuczkę z dwoma owocami. Nie upuścił żadnej, więc próbował znaleźć jeszcze jedną.
Jednak zanim po nią sięgnął, w zasięgu jego wzroku pojawił się drewniany, wiejski domek, niczym z obrazów jego kuzyna. Nawet dym uchodzący z komina wyglądał, jakby został namalowany na błękitnym niebie. Gdy drzwi się otworzyły, budynek przestał mieć znaczenie. Ze środka wyszła piękna dziewczyna w białej, zwiewnej sukience sięgającej połowy łydki. Wianek leżał na niczym niezwiązanych jasnobrązowych włosach, a dłoń trzymała czerwony kwiat o rozchylonych płatkach.
Szyszki wypadły z ręki młodzieńca. Był wpatrzony w młodą kobietę kroczącą przez łąkę z wdziękiem godnym łani. Posłała mu promienny uśmiech, zatrzymawszy się kilka kroków od niego. Natychmiast poderwał się z ziemi i ukłonił się jej.
W pierwszej chwili nie wiedział, co robić, ale już w drugiej usłyszał cichą pieśń wyśpiewywaną przez ptaki i wyszumianą przez wiatr. Wyciągnął przed siebie dłoń w zapraszającym geście. Dziewczyna zachichotała, dodając do muzyki natury cudowną melodię. Zbliżyła się do młodzieńca i zgodziła się na taniec pośrodku łąki, gdzie tylko skrzydlaci śpiewacy mogli oglądać ich występ, który trwał i trwał, aż do zachodu słońca, gdy trzech braci podziękowało za gościnę, zabrało płaszcze i wróciło do swoich domów.
Na podstawie: Gdy tu mój trup, Adama Mickiewicza.
Inne opowiadania znajdziesz tutaj.
Bardzo fajnie się to czyta.
Super 🙂
Kiedyś też się interesowałam poezją.
Super 🙂 Pisałaś wiersze?
Wciągające, masz do tego talent 🙂
Dzięki 🙂 Miło słyszeć.
Podziwiam zawsze taki talent, którego u mnie brak.
Każdy ma jakiś talent 🙂 Jedni piszą, inni rysują, a jeszcze inni gotują. Ale też zachwycam się umiejętnościami innych.
Szczerze nie moglam się wciągnąć w tekst…
Dzięki, że przeczytałaś 🙂 Szkoda, ale nie każdemu się wszystko podoba.
Ale ja czekam na coś zdecydowanie dłuższego!:)
Dłuższe teksty też będą się pojawiać 🙂
ohh jak ja bym sobie poleżała wśród motyli i traw…
Ja też, ale zdecydowanie latem 😉
Tekst świetny !
Chętnie zagłębie się w inne twoje posty, bo czy ta się to genialnie
Dziękuję 😀
Chętnie się dołączę 🙂 Czekam, aż śniegi stopnieją i wróci wiosna.
Świetnie komponujesz zdania. Aż samemu chce się puścić w tan.
Dzięki. Nic nie stoi na przeszkodzie, by tańczyć.
Mój narzeczony pisze poezję tak samo pięknie jak ty
Dzięki, ale piszę głównie prozę. A wiersz jest dziełem Mickiewicza.
Bardzo fajnie napisane ,dobrze się to czyta 🙂
Dzięki 🙂
Przyjemne opowiadanie. Takie łagodne. Ciekawa inspiracja, taka nietypowa wydaje mi się.
Dzięki. Mickiewicz ostatnio mnie inspiruje coraz częściej 😉
Dziękuje za przeurocza lekturę na dobranoc.
Cieszę się, że umiliłam Ci wieczór 🙂 Dobrego dnia.
Bardzo fajna interpretacja 🙂 nieźle ci to wychodzi.
Dziękuję 😉
Przyznam, że masz lekkie pióro dzięki czemu fajnie się czyta
Dziękuję 😉 Miłego wieczoru.
Fajnie, lekko napisane. Super!
Dzięki 🙂
Muszę przyznać się fajne. Zazdroszczę takiego stylu.
Dziękuję 🙂
Tekat czyta się jak czystą poezję, piękny 🙂
Dziękuję 🙂 W końcu na podstawie poezji 😀