– Wspominałeś o podejrzeniach – odezwał się mężczyzna z tłumu. Gaberan. Barczysty, z gęstym wąsem tuż nad pełnymi ustami i w słomianym kapeluszu na krótkich, ciemnobrązowych włosach. Oparł się na łopacie, którą zabrał ze sobą, gdy dzieci wezwały go na główny plac. – Kogo zatem podejrzewacie? I o co? Bo o tym też nie wspomniałeś.
Choć wielu spośród mieszkańców wiedziało w zniknięciach, niektórzy wciąż wierzyli, że da się to wszystko zwyczajnie wyjaśnić. Svate był przecież ogromny. Wystarczająco duży, by elfy, niezauważone przez nikogo, odeszły w inny rejon, do innych osad.
– Wydaje nam się, że dochodzi do zabójstw. – Podniosła się Trisa. Pod spojrzeniem jej jasnych oczu mężczyzna spuścił głowę. – I nie rozumiemy dlaczego.
– Skoro sądzicie, że ktoś morduje waszych pobratymców, po co w ogóle przychodzicie z tym do nas? – Do przodu wysunęła się kobieta okutana w chustę. Leatia. Jej twarz pokrywał jasny, ledwo widoczny meszek, jakby sierść. – Nikt z nas nie może równać się z wami, a co dopiero z kimś, kto jest w stanie pokonać elfa.
Kilka osób pokiwało zgodnie głowami.
– Jako przyjaciele możemy okazać wam wsparcie – kontynuowała. – Jednak na niewiele się zda w próbie pokonania takiego wroga.
– Ale – wtrącił się Svetean – jesteście w stanie pomóc nam w znalezieniu sprawców.
– Wspominałeś o pewnych podejrzeniach. Domyślacie się, kto za tym stoi. – Założyła ręce na piersi. – Dlaczego więc ich jeszcze nie złapaliście?
– Bo dopiero to odkryliśmy – włączył się Dristean.
Kobieta prychnęła, jakby uważała, że elfy aż nadto ociągają się z działaniem.
– Aż tak wielu musiało was zginąć, byście doszli do prawdy?
Szmer przeszedł przez tłum.
– Poza tym – nie oddała głosu – oczekujecie nasze pomocy. A zapewnicie, że nic nam przy tym nie zagrozi?
Inni chętnie zaczęli ją popierać. Przyzwyczaili się, że to elfy podejmują się działań, które dla człowieka stanowiłyby zagrożenie. Nigdy dotąd w podobnych sytuacjach nie oczekiwały pomocy ze strony ludzi.
Svetean kątem oka zerknął na pobratymców. Dostrzegł w ich twarzach ślad zrozumienia. Mieli przed sobą jedną ze zvierzaczych, która próbowała skłócić dwa ludy żyjące od dawna w przyjaźni. Może żywiła nadzieję, że dzięki temu łatwiej pozbędzie się przybyłych z wioski raz na zawsze.
– Będziemy was chronić. Tak jak do tej pory – oznajmił, przekrzykując narastający harmider głosów.
Słowa jednak nie docierały do ludzi, którzy patrzyli na elfy z narastającym gniewem. Przecież to właśnie ich zadaniem było stawiać czoła wszelkiemu zagrożeniu, jakie tylko się pojawiło w pobliżu wioski. Nie mogły oczekiwać, że mieszkańcy sami staną do walki, szczególnie gdy z góry ich działanie będzie skazane na porażkę.
Na obliczu Leatii pojawił się cień triumfu. Z wyższością spoglądała na elfy, choć była o głowę od nich niższa. Ale w tym starciu wygrywała, czego Masean nie mógł już dłużej znieść. Dotąd milczał, pozwalając swoim braciom i siostrom przemawiać. Widział jednak, że nie umieli poradzić sobie z podjudzanym tłumem.
Zacząłem to, więc muszę kontynuować, ledwo pomyślał, wstał i wyszedł przed Sveteana, by zapanować nad ludźmi. Trisa rzuciła mu jedynie zatroskane spojrzenie, w którym mignęło też ostrzeżenie. Powinien uważać, bo gniew sprawiał, że człowiek stawał się nieobliczalny. Masean odpowiedział jej krótkim skinieniem.
Mieszkańcy nieco przycichli, zwracając na niego uwagę.
– A ty? Też zamierzasz nas przekonywać, że powinniśmy walczyć za was? – parsknęła Leatia.
Potrząsnął głową.
– Nie. Naszym zadaniem jest walczyć i dbać o wasze bezpieczeństwo – przyznał.
Powiódł spojrzeniem po zebranych. Widział, że jego słowa im odpowiadają. Uspokoili się bardziej i byli skłonni go wysłuchać.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.