– A jeśli mogłem zrobić więcej?
– Co na przykład? Przywiązać go do drzewa? Nie. – Pokręcił głową. – Zrobiłeś wiele i pewnie nawet Eliam ci to powie.
Mimo słów brata, Dasean nie umiał się pogodzić z tym, do czego doszło. Wciąż czuł, że nie wystarczająco się postarał. Może inne argumenty przemówiłyby do rozsądku Riseana i innych. Może mówił za mało przekonująco, by powstrzymać ich przed wypłynięciem. Może powinien był położyć większy nacisk na dobre przygotowanie do wyprawy. Wyrzuty sumienia nie zamierzały prędko go opuścić.
Czuł, że dłonie zaczynają go boleć od zaciskania ich na gładkim drewnie. Poruszał palcami, nieco rozluźnił chwyt, ale niewiele to zmieniło.
– Przejmę ster, a ty odpocznij – odezwał się znów Fissean. – Przyda ci się.
Młodszy brat zamierzał się wykłócać, ale po zastanowieniu ustąpił. Powrót na plażę miał im jeszcze chwilę zająć, a chciał wcześniej porozmawiać z Riseanem.
– Niech będzie – przystał i oddał koło.
Potem zszedł pod pokład, gdzie umieścili rannych. Część załogi z rozbitego statku pomagała na górze. Jedynie ci z większymi obrażeniami mieli wypoczywać, aż do brzegu. Jak choćby Risean.
Wzrok Daseana chwilę przyzwyczajał się do panującego tutaj półmroku. Ale i wtedy nie od razu spostrzegł znajomą postać.
– Tu jestem – mruknął niezadowolony głos. – Bo mnie szukasz, prawda?
– Właśnie tak.
Ostrożnie wymijał leżących na deskach pobratymców i tych, którzy się nimi zajmowali. Uzdrowiciele mieli jeszcze trochę pracy, choć najpoważniejszymi obrażeniami już zdążyli się zająć. W powietrzu unosił się zapach maści i wina stosowanego do odkażania ran. Niektóre elfy miały zabandażowane ręce, nogi czy nawet głowy, w które uderzyły fragmenty kadłuba.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.