W gniewie omal nie rzucił kocem w morze, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Wciąż nie napalił w domu, gdzie nie miał za wiele ciepłych ubrań. Do tej pory wystarczał mu jedyny płaszcz na zimę. A teraz musiał radzić sobie bez niego.
Czując gryzący chłód, opatulił się szczelniej. Nawet elf miał przecież swoje granice wytrzymałości. A Dasean czuł, że dla niego jest to aż nadto. Odwrócił się tyłem do statków i ruszył pomostem z powrotem na plażę. Pod nosem mamrotał wyrzuty względem ojca i skarżył się na swoją sytuację. Ale gdy postawił stopę na piasku, zza drzew wyłonił się Masean. Oddychał nieco szybciej niż zwykle. A to i pomięte ubranie świadczyły o jego pośpiechu. Rozglądał się rozgorączkowany, aż w końcu jego zaniepokojony wzrok padł na młodszego elfa. Wtedy zdołał się uspokoić. Nie spóźnił się na spotkanie. A przynajmniej nie na tyle, by rozminąć się z synem. Wzburzonym synem.
– Daseanie – zaczął i rozłożył przepraszająco ręce. – Przykro mi, że musiałeś tyle czekać.
– Spodziewałem się ciebie wcześniej – rzucił oschle. Ale wbrew sobie nie minął ojca i nie poszedł w kierunku swojej chaty. Skoro jednak ten się zjawił, mogli porozmawiać i mieć to jak najszybciej z głowy.
– Wiem, wiem. – Wyprostował się, ale zaraz lekko zgarbił ramiona jakby pod wpływem niewidzialnego brzemienia. – Pewnie wolałbyś się trochę rozgrzać. Może…
– Nie trzeba. Mów, co chciałeś powiedzieć. – W głosie syna nie brzmiała ani jedna ciepła nuta. Nie zamierzał niczego ułatwiać ojcu. Już nie.
– Jadłaś cokolwiek przed wyjściem?
Zanim Dasean odpowiedział, ojciec wyciągnął zza pazuchy pakunek owinięty szczelnie płóciennym materiałem. Biło od niego delikatne ciepło, ale wystarczające, by młodszy elf zechciał się ogrzać na nim skostniałe dłonie.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.