– A co z Opiekunem, który miał nam towarzyszyć? Kiedy i gdzie go spotkamy? – zmienił temat, by nie pogrążać się w tęsknocie.
Eliam jedynie szerzej się uśmiechnął.
– Płyniesz z nami! – elf wykrzyknął radośnie. – Ale miałeś zostać.
– Tak, ale jednak płynę. A jeden z moich braci zajmie się tymi, którzy zostaną. Któregoś dnia przyjdzie pora, by i on ruszył z kolejnymi marynarzami. Wtedy zjawi się ktoś na jego miejsce.
– I tak aż wszyscy odpłyniemy?
Sani pokiwał głową.
– I naprawdę nie ma żadnej szansy, że ktoś jeszcze przypłynie na Kontynent po nas?
– Nie, Daseanie. – Eliam spoważniał, ale nie powiedział nic więcej, a elf nie zamierzał go ciągnąć za język. Zrozumiał, że o pewnych sprawach lepiej, by nie słyszał.
Kapitan zapatrzył się znów w statki łagodnie kołyszące się na falach.
– Chciałbym już być na Kontynencie – westchnął Dasean.
– Niecierpliwy jak młodzieniec. – Zaśmiał się Opiekun. – Nawet się nie obejrzysz, jak dotrzemy do lądu. A na razie powinieneś skupić się na samej wyprawie. Nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć w drodze. Morze bywa zdradliwe. Sztormy, podwodne potwory…
– Pamiętam, pamiętam. Najpierw musimy pokonać granicę fal. A to już jest niezłym wyzwaniem. – Przed oczami stanął mu statek Riseana, który rozbił się na falach, co omal nie doprowadziło śmierci całej załogi.
– Jego czyn był nieprzemyślany – rzekł Eliam, jakby czytał mu w myślach. – Nie bez powodu mieliście poczekać i odpowiednio się przygotować. Dopiero teraz granica pozwoli się pokonać. Popłyniecie, ale wasi bliscy pozostaną tutaj bezpieczni.
– A przynajmniej do czasu, aż sami zdecydujemy się odpłynąć – odezwał się głos za nimi.
– Dobrze cię widzieć, Maseanie – powitał elfa Opiekun. – Za parę godzin wyruszają.
– Wiem, wiem – odparł starszy elf. – I próbuję sam siebie przekonać, że to dobry pomysł. – Uśmiechnął się do syna. – Ludzie nas potrzebują. Choć może nie tak, jak dawniej.
Z opowieści Eliama wynikało bowiem, że człowiek coraz lepiej sobie radził. Zwierzęta z lasów nie stanowiły już takiego zagrożenia jak dawniej. Pola świetnie obradzały. Drzewa dawały owoce i opał. Ludzie nauczyli się, jak żyć bez pomocy elfów. Ale z jednym wciąż nie umieli sobie nadal poradzić. Z magią, która panoszyła się niczym choroba, wyniszczając wszystko na swojej drodze. Choć człowiek wiele potrafił, wiele zdobywał i pokonał, z tym jednym wciąż przegrywał.
– Pomożemy im – oznajmił Dasean z mocą.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.