Jeśli kiedykolwiek odzyskam wzrok,
będę z większą uwagą zaglądała ludziom w oczy,
szukając w nich duszy.
Zamknij oczy i wyobraź sobie, że kiedy je otworzysz, będziesz widział jedynie jasność. Zniknie wszystko wokół. Nie będzie już kubka kawy stojącego na biurku obok porannej gazety. Nie będzie komputera z otwartym i niedokończonym dokumentem. Nie będzie zabawki leżącej na środku dywanu. Pozostanie tylko jasna mgła zakrywająca cały świat. A teraz otwórz oczy i ciesz się, że jeszcze widzisz.
Gdzieś tam daleko, a może i blisko. Za górami lub za morzem. Gdzieś tam znajdowało się nieznane miasto w nieznanym kraju. Mieszkali tam ludzie bez imion. Żyli swoim życiem, niczym się nie przejmowali. Aż któregoś dnia jeden z mieszkańców nagle stracił wzrok.
Książka Miasto ślepców José Saramago znacznie się różni od tych, które dotychczas czytałam — zarówno na zajęcia, jak i dla siebie. Opowiada historię o tym, jak w pewnym mieście wybucha epidemia ślepoty. Ludzie po kolei tracą wzrok. Jednak nie widzą ciemności, lecz z niezrozumiałych powodów jasność, która przysłania im świat. Wydaje się, że nigdy nie odzyskają swojego wzroku.
Autor niemal dosłownie nas oślepia. Czytając tę książkę, można się poczuć jak jeden z jej bohaterów. Nie widzimy nic. Na pierwszy rzut oka wydaje się to po prostu historią bez dialogów. Gdy jednak na jakiś się natkniemy przy szybkim przeglądzie, nie jesteśmy w stanie powiedzieć, kto to mówi. Tekst jest podzielony jedynie na rozdziały i akapity. Nic więcej. Dialogi oczywiście się pojawiają, ale są wplecione w opowieść. Mimo to da się rozróżnić, która postać wypowiada dane słowa.
Bohaterowie nie mają imion — niczym w dramatach — lecz tylko swoje funkcje. Jest pierwszy ślepiec, złodziej, lekarz, żona lekarza. Tylko w ten sposób ich odróżniamy. Oni sami nie używają już imion i nazwisk, jakby już nie pamiętali, że kiedykolwiek je mieli. W większości opowieści skupiamy się wokół zaledwie kilku postaci. Pozostałe pojawiają się i znikają, gdy ich rola się skończy. Najbardziej moją uwagę przykuł starzec z opaską na lewym oku, bo już w pierwszej chwili skojarzył mi się z Nickiem Furym znanym filmów i komiksów Marvela. Jednak nic mi nie wiadomo o tym, by Fury stracił wzrok, więc pewnie to tylko niezamierzone nawiązanie.
Warta uwagi jest też jedyna widząca osoba. Gdy wszyscy wokół tracą wzrok, ona nie zostaje zaatakowana przez chorobę. Jednak skrzętnie to ukrywa niemal przed wszystkimi z obawy, że mogłaby stać się ich niewolnicą i musieć wykonywać za nich wszelką pracę. Poza tym nie wie w sumie, jak tamci zareagują. Ucieszą się, będą mieć nadzieję? A może zapragną ją zabić za to, że ma coś, co oni utracili?
Biała choroba — tak właśnie zostaje nazwana panująca w mieście epidemia ślepoty — od razu nasuwa na myśl wszelkie inne epidemie (jak dżuma w powieści Alberta Camus), które nie mają dla nikogo litości. Niczym śmierć pełznie przez miasto i atakuje kolejne osoby, nie zwracając uwagi na ich wiek, płeć czy stan. Każdy musi stracić wzrok. Takie jest jej prawo.
Pierwsze osoby, które straciły wzrok zostały wysłane do psychiatryka, gdzie miały odbyć swoją kwarantannę, a potem cudownie uzdrowione wrócić do społeczeństwa. Jednak z każdym dniem przybywa tam osób, a warunki stają się podobne do tych, jakie panowały w obozach koncentracyjnych. W sumie te dwa miejsca niewiele się od siebie różnią. Są strażnicy, którzy mogą zastrzelić każdego, kto wzbudzi ich podejrzenia. Jest brud, nędza, głód. Są ci, którzy próbują panować w psychiatryku, żądając od innych nie tylko posłuszeństwa, ale też ich kosztowności, a w końcu kobiet. Nawet zmarli, którzy początkowo mają pochówek, w końcu gniją, gdzie popadnie. Ludzie stają się coraz bardziej zdziczali i tylko niewielka grupka wciąż trzyma się nadziei na przetrwanie i nie pozwalają się opanować zwierzęcym instynktom.
Autor ani na chwilę nie bawi się w eufemizmy czy w upiększanie rzeczywistości. Nie, pokazuje wszystko takie, jakie jego zdaniem jest. Nie boi się pisać o okrucieństwie, brudzie. Łatwo tu ujrzeć naturalizm i brzydotę, których niektórzy pisarze obawiają się używać w swoich dziełach, by nie odstraszyć czytelnika. Jednak Saramago zachowuje umiar i nie pisze o rzeczach, o których nie trzeba.
Miasto ślepców José Saramago nie jest książką na przyjemny wieczór, kiedy chcemy sobie odpocząć. To lektura, którą czytamy, czasami chcemy zamknąć i rzucić w kąt, by nigdy więcej do niej nie wracać, ale potem znów otwieramy, bo mamy nadzieję — tak samo, jak bohaterowie — na to, że będzie lepiej, że wszystko się ułoży. Przecież nie może się to źle skończyć.
Trudność nie polega na życiu z bliźnimi, lecz na ich zrozumieniu.
Miasto ślepców, José Saramago
Tytuł: Miasto ślepców
Autor: José Saramago
Tłumaczenie: Zofia Stanisławska
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 346
Język wydania: polski
Język oryginału: portugalski
Gatunek: literatura piękna
Recenzje innych książek znajdziesz tutaj.
Brzmi świetnie, bardzo refleksyjnie – jak dla mnie świetna lektura na jesienne, długie wieczory. 😉
Na wiosenne też się nada 😉
Jedna z moich absolutnie ulubionych książek ulubionego autora. Trudna, ale przeczytałam jednym tchem. Saramago napisał też niestety coś w rodzaju „kontynuacji” („Miasto białych kart”), której raczej nie polecam.
O kontynuacji nie słyszałam. A co tam się dzieje, że jej nie polecasz?
Zrozumienie innych to bardzo ważna rzecz, choć mam wrażenie że w dzisiejszych czasach mało kto zauważa bliźniego
Chyba zaczynamy żyć w świecie ślepców…
Wow, intrygujący opis, zainteresowała mnie ta książka…:)
Na pewno warto ją przeczytać 🙂
Słyszałam o tej książce wiele razy, ale jakoś nigdy po nią nie sięgnęłam. Jestem bardzo ciekawa, jak czytałoby mi się tak specyficznie skonstruowane dzieło 🙂
Możesz spróbować 🙂 Specyficzna książka, ale ciekawa.
Może to być coś ciekawego… Tym bardziej, że człowiek czasem jest ślepy wyjątkowo, a nawet głuchy jak pień xd A jeżeli chodzi o oczy to dla mnie są tym zwierciadłem duszy i lubię w nie ludziom patrzeć 🙂
Ciekawa pozycja, ale też dosyć trudna. I zgadzam się, zdarza nam się być ślepymi i głuchymi.
brzmi bardzo ciekawie
🙂
Bardzo ciekawa. Chociaż też bym pewnie musiała ją odkładać, żeby wziąć głębszy oddech.
Pewnie tak. Zwłaszcza przy niektórych fragmentach.
Ciekawa książka, czasami sobie myślę co by się stało gdybym straciła wzrok więc z pewnością mogłoby dać to jakieś wyobrażenie
Też zdarza mi się o tym myśleć. Na początku byłoby pewnie trudno, ale z każdym dniem mogłoby być coraz lepiej.
Wymowne słowa, skłaniające do dłuższych refleksji.
Zgadzam się 🙂
Jak dla mnie to wstrząsająca książka, mocna…
Zgadzam się. Jest trudna, ale warta przeczytania.
To chyba trudna książka.
Tak, do łatwych nie należy, ale sądzę, że warto ją przeczytać.
O ksiazce nie słyszałam, ale temat mnie zaintrygował.
Polecam 🙂 Zakładam, że takiej jeszcze nie czytałaś.
Ta książka kusi mnie sobą już od dłuższego czasu. Wciąż jednak nie czuję się na nią gotowa – chyba musi jeszcze trochę poczekać…:)
Nie na każdą lekturę jesteśmy od razu gotowi 🙂
Czytałam kiedyś tę książkę, dawno temu. Bardzo mi się podobała, m.in. właśnie dzięki ukazaniu brzydoty ludzkiej, ale przeszkadzało mi to, w jaki sposób została napisana – bez wydzielonych dialogów i rozmówców, wszystko ciągiem, po przecinkach… A przynajmniej moje wydanie było takie okropne :/
Taki był zamysł autora. Tak, jak pisałam w recenzji, sądzę, że to miało w pewien sposób pomóc nam też „oślepnąć” podczas lektury. Ciekawym zabieg 🙂
Bardzo zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki. Lubię takie refleksyjne, które sprawiają, że po ich przeczytaniu nadal o nich myślisz. Ta wydaje się dosyć ciężka, ze względu na tematykę, ale dająca do myślenia. Coś dla mnie!
Tematyka jest ciężka, podobnie jak cała książka, ale sądzę, że warto ją przeczytać.