Często bez psa, bez strzelby, błąkał się po gaju
Jak rekrut zbiegły; często siadał przy ruczaju
Nieruchomy, schyliwszy głowę nad potokiem,
Jak czapla wszystkie ryby chcąca pozrzeć okiem.
Pan Tadeusz, Adam Mickiewicz
W tym momencie pod lasem ukazał się Hrabia we własnej osobie ubrany w biały surdut według angielskiego kroju. Nigdy nie przybywał na czas, więc i teraz zaspał, i pędził do pozostałych. Za nim jechało wiele sług nazywanych dżokejami. Mieli na sobie czarne, lśniące kapelusze podobne do grzybów, kurtki, buty z obramowaniem u góry cholewy oraz białe spodnie.
Pędzili przez błonia, aż nagle Hrabia zatrzymał swojego wierzchowca, by spojrzeć na zamek. Widział go po raz pierwszy o poranku. Wydawał się o wiele wspanialszy i większy niż nocą. Wieże wznosiły się nad poranną mgłą, słońce odbijało się w dachach z blachy. Hrabia uwielbiał niezwykłe widoki, które nazywał romansowymi. Podczas polowania potrafił się zatrzymać i patrzeć w niebo z żałością. Kiedy indziej samotnie chodził po lesie czy siadał nad brzegiem potoku. Choć ludzie uważali go za dziwaka, to również go szanowali, bo był dobry dla każdego człowieka bez wyjątku.
Zamiast dołączyć do polujących, Hrabia zjechał pod zamek, wyciągnął kartkę, ołówek i zaczął coś zapisywać. Kątem oka dostrzegł w pobliżu człowieka, który wydał mu się znajomy. Podniósł głowę znad kartki i od razu rozpoznał Gerwazego, starego, dobrego służącego, ostatniego z dworzan Horeszków. Był wysokim mężczyzną o zdrowej, ale poznaczej wieloma zmarszczkami twarzy. Wyrażała ponurość i surowość. Kiedyś słynął z wesołości, ale od kiedy zginął dziedzic zamku, zmieniło się jego usposobienie, zapomniał o radości i żartach. Zawsze był ubrany w strój służby Horeszków, czyli w żółtą — dawniej złotą — kurtkę z herbem półkozicy. Dlatego właśnie nazywano go Półkozicem, a czasami Mopankiem lub Szczerbcem. Jego nazwisko brzmiało Rębajło, jednak sam nazywał się klucznikiem, bo dawniej sprawował ten urząd na zamku. Wciąż nosił ze sobą pęk kluczy, których nie miał gdzie używać, bo drzwi stały otworem. Mimo propozycji Hrabiego, by zamieszkał u niego, został na zamku, gdzie czuł się najlepiej.
Gdy tylko zobaczył Hrabiego, pokłonił mu się.
— Panie. — Ukłonił się ponownie. — Czy to prawda, że żałujesz pieniędzy na proces i chcesz odstąpić zamek Soplicom? — Zwrócił oczy na ogromną budowlę i westchnął.
— Co w tym dziwnego? — odrzekł Hrabia. — Odnowienie go niesie ze sobą zbyt wiele kosztów, a do tego panuje w nim ogromna nuda. Chciałbym to zakończyć, dlatego dziś przyjmę warunki zgody.
— Co takiego? Z Soplicami będziesz szedł na układy? Pan żartuje, prawda? Zamek Horeszków miałby przejść w ręce Sopliców? — Nagle wpadł na pewien pomysł. — Niech pan zsiada z konia.
Hrabia zdziwił się i wzbraniał, ale Gerwazy był nieugięty, więc musiał opuścić siodło. Starzec zamierzał oprowadzić swojego pana po zamku.
— Tutaj — zatoczył rękami krąg obejmujący całą sień — gromadził się dwór po obiedzie. Pan zażegnywał kłótnie lub opowiadał ciekawe historie czy żarty. A młodzi na dziedzińcu bili się na kije lub jeździli konno. — Wszedł dalej do sieni. — Nawet pan nie wie, ile uczt się tutaj odbyło. Była kapela i wiele instrumentów wygrywających piękną muzykę. Gdy wznoszono toast, to brzmiały trąby tak, że aż mury zamku się trzęsły, sądząc, że to już nadszedł dzień Ostateczny. Najpierw za Króla, potem Królową, wreszcie szlachtę i całą Rzeczpospolitą. A nad ranem były już gotowe konie i zaprzęgi, które miały odwieźć gości do zajazdu, w którym się wcześniej zatrzymali.
Gerwazy prowadził Hrabię przez kolejne komnaty w milczeniu. Jego wzrok również wędrował. Zatrzymywał się na ścianach, suficie, wspominając stare czasy. W smutku kiwał głową i szedł dalej. Wspomnienia były dla niego udręką, dlatego próbował je od siebie odpędzić.
Doszli w końcu do sali pełnej pustych okien i ram, w których dawniej były umieszczone lustra. Starzec zwiesił smutno głowę i skrył twarz w dłoniach. Gdy ją odsłonił, wyrażała jedynie rozpacz.
Hrabia niewiele z tego rozumiał, ale wzruszył się na widok smutku Gerwazego. Ścisnął jego rękę, dodając mu tym wsparcia i otuchy, których sługa zdawał się potrzebować.
— Między Soplicami a Horeszkami nigdy nie dojdzie do porozumienia. Panie, jesteś z rodu Horeszków, jesteś krewnym Stolnika. Posłuchaj więc historii, która wydarzyła się w tym pokoju. — Zaczerpnął powietrza, po czym zaczął opowieść. — Mój pan, Stolnik należał do bogaczy i był spokrewniony z rodami szlacheckimi. Miał piękną córkę o anielskiej urodzie. Wielu młodych mężczyzn się do niej zalecało, a między nimi był pewien zawadiaka, Jacek Soplica, nazywany żartobliwie Wojewodą. To znaczy był ważny w województwie, ale sam posiadał jedynie kawałek ziemi pod uprawę, swoją szablę i długie wąsy. Stolnik wiele razy zapraszał do swojego pałacu i ugaszczał u siebie — szczególnie podczas sejmików — aż młodemu zachciało się zostać jego zięciem. Coraz częściej przyjeżdżał bez zaproszenia, a w końcu czuł się tam niemal jak we własnym domu. Jednak zanim zdążył się oświadczyć młodej dziewczynie, gospodarze podali mu czarną polewkę, czym odrzucili jego propozycję małżeństwa. Nie wiedzieli, że ich córka podkochiwała się w Soplicy.
Hrabia nic nie powiedział, czekając na dalszy ciąg.
— Wydarzało się to za czasów Kościuszki — Gerwazy zmienił nieco ton na bardziej poważny i nasycony nutą smutku. — Właśnie mój pan zbierał szlachtę, by ruszyć z pomocą uczestnikom konfederacji barskiej, gdy pod zamkiem zjawili się nocą Moskale. Na zamku strzelono z moździerza na ostrzeżenie, a potem zamknięto bramę na rygiel. Nie było nas wielu do obrony. Jedynie pan Stolnik z żoną, ja, pijani kucharz i jego pomocnicy, proboszcz, lokaj i jeszcze czterech sługów.
Przed oczami Hrabiego rysowały się obrazy jak żywe. Widział Gerwazego i resztę, jak sięgają po strzelby i stają w oknach do nierównej walki. Moskale nacierali na bramę, która się nie poddawała. Obrońcy wystrzelili, choć nic nie było widać. Dzielnie walczyli, wystrzeliwując jedną strzelbę za drugą. Ksiądz i panny podawali im broń.
— Nieustannie padały strzały na Moskali — kontynuował starzec. — Trzykrotnie podeszli pod drzwi i za każdym razem posyłaliśmy trzech z nich w objęcia śmierci. Uciekli pod budynek gospodarczy. Mój pan wyszedł na ganek i gdy tylko, któryś z piechurów wychylił łeb, od razu go tracił. Stolnik, widząc ich lęk, zamierzał porwać się na nich ze swoją szablą, karabelą. Sługom wydał rozkazy, a mnie kazał iść za sobą. Jednak nie zrobiliśmy kroku, gdy padł strzał od bramy. Stolnik chciał coś powiedzieć, ale jedynie wypluł krew i upadł. Podtrzymałem go, by nie uderzył o twardą ziemię. Strzał był precyzyjnie wymierzony w jego pierś. Zakaszlał i wskazał na bramę. Mój wzrok powędrował w tamtą stronę i ujrzał tego łotra, który nachodził nasz zamek. Soplicę. Z nikim nie pomyliłbym tego wzrostu i wąsów. Trzymał jeszcze strzelbę, z której uchodził dym. Wymierzyłem w niego — stał nieruchomo, co ułatwiało mi zadanie — lecz oba moje strzały chybiły, co jedynie mnie zdenerwowało… Usłyszałem kobiecy krzyk i wtedy spostrzegłem, że mój pan odszedł, a Soplica bezkarnie uciekł.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Boże! Czemu ja tego nie dorwałam przed maturami? Nie mowie o moich, bo 10 lat temu to już i wechikul czasu nie pomoże… Ale mam trzech maturzystow w rodzinie i im musiałam opowiadać Pana Tadka jak bajke, bo nie mogli pojąć tych wierszy. Genialne!
Podaje dalej!
Dzięki 🙂 Miło mi to słyszeć. Mam nadzieję, że przyszłym maturzystom się przyda.
Pan Tadeusz… Pozycja obowiązkowa dla każdego Polaka. To jedna z głównych lektur, którą miałam przyjemność analizować, przygotowując się do ustnej matury z języka polskiego.
Zgadzam się, każdy powinien znać 🙂 Jednak nie każdy jest nim zafascynowany podczas pierwszej lektury.
Ciekawy pomysł na podejście do Pana Tadeusza
Dziękuję 🙂
Dobre fragmenty, miło po wspominać 🙂
Dzięki 🙂 Też miło mi do tego wracać.
Pięknie napisane.
Dzięki 🙂
Do porannej kawy takie opowiadanie przyjemnie się czytało.
Zapraszam też do pozostałych części Pana Tadeusza 🙂
Wspomnienia, wspomnienia. Pierwszy raz z “Panem Tadeuszem” nie był łatwy, ale później już chętnie wróciłam, aby przeczytać jeszcze raz.
Pierwsze spotkanie z Tadeuszem nie jest łatwe 🙂
Dość zaskakujący pomysł, ale naprawdę ciekawy.
Dziękuję 🙂
No cóż, szczerze przyznam że za czasów szkoły to na streszczeniu bazowałam 😀 nie ogarnęłam Pana Tadka i do dziś nie ogarniam….
W szkole zwykle bazowało się na streszczeniach 😛 Chociaż część lektur przeczytałam, ale przez Tadeusza wtedy nie potrafiłam przebrnąć.
Myślę, że część młodzieży byłaby za taką formą
Też tak sądzę 🙂
Może i tak trochę prościej, ale zdecydowanie wolę oryginał.
Oryginał jest świetny 😀
Kolejny raz trafiam na Twojego bloga i znów jestem pod ogromnym wrażeniem pracy, którą wkładasz w przeistoczenie “Pana Tadeusza” na prozę. ♥
Pozdrawiam
Dziękuję 🙂 Staram się, by był zrozumiały dla wszystkich.
Pozdrawiam również i życzę słonecznej niedzieli 😉
Świetnie napisane. Bardzo miło i dość lekko się to czyta, tak dla odmiany 😉
Dziękuję 🙂
NUDA!!!
A możesz rozwinąć swój komentarz?