Nie będę ukrywał. Wiem, jaki byłem i za jakiego mnie wszyscy mieliście. Nie zamierzam udawać, że było inaczej. Jednak to wszystko minęło. I to wcale nie tak dawno.
Gdy wyjechałeś, niewiele się zmieniło. Może tylko to, że parę razy trafiłem do aresztu na dzień czy dwa. Nawet nie liczyłem. Przesiadywałem swoje, a potem wracałem do tego, co robiłem zawsze. Powiększyłem swoją zgraję i razem sialiśmy terror, ale już nie w naszej wsi. I tak nie było z czego ograbić ludzi, którzy już nic nie mieli. Chociaż czasami się nam zdarzało napadać na biedaków. Nawet nie wiesz, ile człowiek potrafi oddać za własne życie. Tchórze.
Jednak nie na nich się wzbogaciłem. Pamiętasz tego szlachcica, który opłacił Toma? Wielu podobnych przejeżdżało traktem, przy którym się czailiśmy. Siedzieliśmy wśród drzew, czekając na odpowiednią okazję. Jeden z naszych wyskakiwał przed konie, które ze strachu stawały dęba. Woźnicy chwilę zajmowało zmuszenie ich do posłuszeństwa. To nam wystarczało, by opuścić kryjówkę i otoczyć wóz. Nie brakowało nam doskonałej jakości broni – oczywiście skradzionej. Powożący poddawał się od razu. Szlachcice czasami próbowali walczyć, ale większość z nich też szybko ustępowała. Wyjątkiem był ten, który wynajął Toma. Tak, na niego też zapolowaliśmy. Wiesz, ile on miał złota? Wystarczyłoby nam na życie w dostatku aż do śmierci. Dlatego musieliśmy go również dorwać.
Wykonaliśmy tę samą sztuczkę, co zwykle. Jednak on chyba był przyzwyczajony do napadów. Wskoczył na kozła, odebrał woźnicy wodze i popędził konie. Musieliśmy uskakiwać, by nas nie stratowały. Tak nam uciekł po raz pierwszy, ale to nie było ostatnie spotkanie.
Zaczailiśmy się na niego jeszcze dwukrotnie. Za każdym razem wiedzieliśmy więcej o jego technice i przygotowywaliśmy się na spotkanie z nim. Jednak w obu przypadkach robił coś, czego się nie spodziewaliśmy i zwiewał nam sprzed nosa. Nie mogłem pozwolić na to, by utrzymywało się to dłużej. Dlatego powziąłem wszelkie potrzebne środki, by go dorwać. Właśnie otoczyliśmy wóz. Konie, niestety, leżały już martwe. Podobnie woźnica. Zostaliśmy sami ze szlachcicem. Jednak ten nie zamierzał się tak szybko żegnać z życiem i złotem. Wyskoczył z powozu, a za nim kilku najlepszych szermierzy w kraju. Skąd o tym wiem? Widziałem ich popisy na własne oczy i nigdy nie wchodziłem im w drogę. Bez trudu poradzili sobie z całą moją bandą, ale mnie – bez wyraźnego powodu – oszczędzili. Przyprowadzili przed oblicze szlachcica z pytaniem, co mają ze mną zrobić. Słusznie uznali mnie za głównego podżegacza.
Zastanawiałem się, jaką karę dla mnie przeznaczył. W końcu czterokrotnie napadłem na jego powóz. Nie mogło mi to ujść płazem. Spodziewałem się nawet publicznej egzekucji, ale szlachcic tylko obejrzał mnie od stóp do głów.
– Zabierzemy go ze sobą – rzekł, po czym wrócił do swojego wozu.
I tak się stało. Odebrali mi broń, związali i wrzucili na podłogę powozu. Jednak szlachcic pomógł mi usiąść na jednym z wyściełanych skórą siedzeń. Nie rozumiałem jego postępowania, a on się nie tłumaczył. Robił to, co uważał za słuszne.
Kilku z jego ludzi zajęło się woźnicą i końmi. Dwóch pognało do najbliższego miasta, gdzie zakupili nowych wierzchowców i kazali im ciągnąć wóz. Tak właśnie dotarliśmy do zamku.
***
– Od tej pory to twój dom – powiedział szlachcic, oprowadzając mnie po korytarzach. Bez lęku szedł przede mną, jakby nie zdawał sobie sprawy, kim byłem.
Odważnie zbliżyłem się do niego, chcąc zacisnąć swoje ręce na jego gardle. Nawet go jeszcze nie dotknąłem, gdy odwrócił się i powalił mnie na ziemię.
– Nie próbuj – ostrzegł i jak gdyby nigdy nic wznowił oprowadzanie.
Podniosłem się z ziemi z bólem w piersi i potłuczoną dumą. Nie zamierzałem pozwolić, by byle szlachcic tak mną pomiatał. Dlatego rozjuszony rzuciłem się na niego ponownie, co skończyło się tak samo, jak poprzednio. Na ziemi.
– Jak przetrwaliście tyle w lesie, skoro nie wiesz, kiedy powinieneś odpuścić? – Mężczyzna podał mi rękę. Niechętnie ją przyjąłem. – Możesz tu zostać na moim warunkach lub wrócić samotnie do lasu bez niczego. Decyduj.
Co miałem powiedzieć? Byłem sam. Trochę zajęłoby mi zebranie nowej bandy, bo pewnie wieść o mojej porażce rozniosła się wśród innych zbójców. Nie chcieliby przystąpić do przegranego. Zgodziłem się zostać.
– Wspaniale – rzekł szlachcic. – Tu jest twoja sypialnia. Rozgość się, ale jej nie opuszczaj, a tym bardziej nie napadaj na mieszkańców zamku. Każda niesubordynacja będzie karana. Zapamiętaj to sobie. – Z tymi słowami odszedł, a ja zostałem w pokoju wielkości chat w naszej wsi. Nawet nie spodziewałem się, że tak wielkie izby istnieją.
Zgodnie z poleceniem rozgościłem się. Padłem na łóżko. Było ogromne. Niemal jak ten przedział. Do tego szafa z ciemnego drewna aż do sufitu. Okno, stół, krzesła. Wszystko wydawało się nienaturalnie ogromne. A do tego ta przestrzeń. Założę się, że nigdy nie wiedziałeś tyle miejsca w jednej izbie. Żałuj…
Nie przerywaj mi. Już kończę te opisy, bo nie to chciałem ci opowiedzieć.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Jak zawsze rewelacja! Pięknie napisane widać talent pisarski 🙂
Dziękuję 😀
pierwszy raz tu jestem, ale chyba będę zaglądać częściej
Świetnie 🙂 Witam Cię i zapraszam do dalszej lektury.
Super tekst 🙂 lubię to, jak piszesz 🙂
Dziękuję 😀
Bardzo nieoczekiwany zwrot akcji. Jak to się rozwinie?
Zobaczymy 😉 Nie chcę zdradzać dalszej fabuły.
Świetnie się czyta! Lekkie, ciekawe. Podziwiam talent!
Dziękuję 🙂
Pięknie napisane. Kiedy ciąg dalszy? 🙂
Dopiero za parę tygodni 🙂
czekam na dalszą część
Pojawi się w odpowiednim czasie 🙂
Bardzo lubię ten Twój cykl.
Dziękuję 🙂 Miło mi to słyszeć.
Ale to wciąga 🙂
Miło mi to słyszeć 😉