O nie! Póki Gerwazy ma choć za grosz duszy,
I tyle sił, że jednym małym palcem ruszy
Scyzoryk swój wiszący dotychczas na ścianie,
Póty Soplica tego zamku nie dostanie!
Pan Tadeusz, Adam Mickiewicz
Gerwazy spuścił głowę, a słone łzy potoczyły się po jego policzkach.
— Śmierć Stolnika tak mną wstrząsnęła, że przestałem zawracać sobie głowy Moskalem. A ten już próbował wyważyć wrota. Na szczęście Parafianowicz nie stracił głowy i przyprowadził ze sobą na odsiecz dwustu Mickiewiczów z Horbatowicz. Należą oni to odważnej szlachty i nienawidzą Sopliców. Tak właśnie zginął mój pan, człowiek głębokiej wiary i prawości. Nawet nie miał syna, który mógłby pomścić jego śmierć. Dlatego to ja zamoczyłem swój sławny rapier, Scyzoryk, w jego krwi i poprzysiągłem, że wytępię ród Sopliców. Dwóch zabiłem podczas kłótni, kolejnych w czasie pojedynków, innego podpaliłem w drewnianym domu. Nie policzę nawet, ilu innym obciąłem uszy. Został jeszcze jeden, brat tego wąsatego mordercy. Wciąż żyje w dostatku, a teraz jeszcze czyha na zamek Horeszków. I ty, panie, chcesz mu go oddać? Nie pozwolę na to, dopóki żyję.
— Nie wiedziałem, że te mury skrywają taką historię — odrzekł Hrabia. — Nie pozwolę, by Soplicowie mi go odebrali. A ty będziesz służył jako burgrabia, będziesz zajmował się sądem i wojskiem. — Uronił łzę. — Twoja opowieść wzruszyła mnie do głębi. Szkoda tylko, że nie przyprowadziłeś mnie tu o zmroku. Wtedy to dopiero byłby klimat. Jednak masz niewielki dar opowiadania. Podobne historie słyszałem podczas swoich podróży. Niemalże każdy ród miał swoje krwawe opowieści o zdradzie, zemście. Ale po raz pierwszy słyszę o tym w Polsce. Rozumiem, czego jestem winien mojej rodzinie i dlatego już dziś zerwę układy z Soplicą, choćbym miał z nim walczyć. Tak każe honor.
Gerwazy z radości omal by podskoczył, gdyby nie to, że w jego wieku i stanie nie uchodziło, by wywijał koziołki w powietrzu. Jednak ruszył żwawym krokiem za Hrabią, który szedł już w stronę bramy. Tam mężczyzna zatrzymał się na moment, spojrzał na zamek, po czym wskoczył na konia.
— Szkoda tylko, że Soplica nie ma córki, którą mógłbym podziwiać i miłować. Jakaż powieść o tym by powstała. Musiałbym decydować między tym, co kocham, a tym, co powinienem — to rzekłszy, spiął konia i pognał w stronę boru, skąd właśnie wyjeżdżali myśliwi. Zauważywszy ich, zapomniał o rozmowie z Gerwazym i pognał w ich stronę.
Jednak znów do nich nie dotarł, bo coś, a raczej ktoś przykuł jego uwagę. Podprowadził konia do płotu, tam go zostawił i wszedł do sadu i to nie byle jakiego. Drzewa owocowe stały w równych rządkach, dając cień polu. Dalej były grzędy. Na jednej pyszniła się kapusta niczym myśliciel pogrążony we własnych rozważaniach. Na drugiej marchewka poprawiała swój zielony warkocz i przyciągała wzrok smukłego bobu. Nie zwracał wcale uwagi na złocistą kukurydzę. Co jakiś czas można było dostrzec ogromnego arbuza, który czuł się jak w domu między czerwonymi burakami. Każdy rząd był przecięty wąskim pasem niezaoranej ziemi, a w każdym rowie pełniły swoją straż konopie, nie pozwalając przejść nawet żmii przez swoje liście. Z kolei ich zapach zabijał gąsienice i owady. Maki wyrastały wysoko, zapraszając do siebie kolorowe motyle, które siadały na płatkach. A nad tym wszystkich górował słonecznik podobny do gwiazdy i za nią, niczym za siostrą, wciąż spoglądał. Pod płotem natomiast było przygotowane miejsce na ogórki.
Między grządkami przechadzała się dziewczyna ubrana w lekką, zwiewną sukienkę. Zdawała się raczej sunąć niż kroczyć wśród liści. Słomiany kapelusz osłaniał jej twarz przed słońcem, a w jasne warkocze miała wczepione dwie różowe wstążki. W dłoni trzymała koszyk i co chwila wrzucała do niego kolejny owoc.
Pan Hrabia patrzył na nią ze szczerym zachwytem. Milczał, by nie spłoszyć pięknej dziewczyny. Usłyszał, że jego towarzysze przybywają konno i dał im znak, by się zatrzymali. On nie odrywał w tym czasie wzroku od ogrodniczki. Z tego zauroczenia wybudził go dopiero szelest. Odwrócił się i ujrzał księdza Robaka, który trzymał już w dłoni węzłowaty sznurek.
— Zachciało się panu ogórków — krzyknął, po czym zdzielił Hrabiego sznurem. — A masz ogórki. To nie owoc przeznaczony dla pana. — Pogroził palcem, poprawił kaptur i odszedł.
Hrabia był zaskoczony całą tą sceną. Zaśmiał się, zaklął i zwrócił się znów w stronę ogrodu, lecz dziewczyny już nie było. Jeszcze listek poruszał się tam, gdzie dotknęła go nóżka. A wierzbowy koszyk leżał wśród traw z rozsypanymi wkoło owocami.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Fajnie, jest sobie przypomnieć co nieco o tej książce
Zgadza się 🙂 Są tam ciekawe wydarzenia.
Jaki piękny jest ten opis.
Mickiewicz robi piękne opisy przyrody 😉
Ciężko innym pisarzom dorównać w jego twórczości.
Każdy pisarz ma swój własny styl i trudno mu dorównać 🙂
Bardzo fajny tekst.
Dzięki 😉
fajnie napisane
Dziękuję 🙂
Fajny lekki tekst. Ale znając mnie to bym bardziej z niego erotyk zrobił (Łukasz) 🙂
Dziękuję 😉 U mnie nie pójdzie to w tym kierunku 😛
Pan Tadeusz prozą w szkole! Apeluje!
Mam nadzieję, że uczniom pomoże to odbiór lektury 🙂
Czytając Twoje posty wracam do szkolnych lat…… kilkanaście lat wstecz 🙂
Takie podróże czasowe są ciekawe 🙂
Nie lubię “Pana Tadeusza” ale w takiej wersji nawet dobrze się czyta! 🙂
Miło mi to słyszeć 🙂
Myślę, że wiele osób woli Pana Tadeusza prozą właśnie.
Pewnie tak 🙂 Chociaż oryginal jest świetny.
Bardzo przyjemnie się to czyta, super 🙂
Dziękuję 🙂