Gdy tylko zasnął, jego myśli powróciły do gór i rodzinnych okolic. Tam, gdzie pragnął być. Leżałby wśród nagrzanych od słońca skał, a nie musiałby pędzić przez las ciągle poganiany przez starszego brata. Niczym by się nie przejmował. Mieli tam pod dostatkiem zwierzyny, wody i wszystkiego, co mrawy mogą potrzebować. Nic im nie zagrażało. Wszelkie niebezpieczeństwa były tam na dole, w lesie i w pozostałej części Kontynentu, ale nie tutaj. To było ich królestwo i dom.
Sen prowadził go przez wspomnienia. Przypominał sobie, jak w środku nocy matka szturchnięciem wybudziła go i kazała wstawać. Nic nie rozumiał i był zbyt zaspany, by o cokolwiek zapytać. Po prostu podniósł się i ruszył za nią. Otrzeźwiło go dopiero to, że zeszli na ziemię. Niebezpieczną ziemię. Zapytał, dlaczego opuszczają dom. Jednak zamiast wyjaśnień otrzymał jedynie uderzenie ogonem w bok od brata i nakaz pośpieszenia się. Nie miał wyjścia. Pobiegł za innymi.
Cofał się dalej. Do życia wśród gór, zabaw z kuzynem, odpoczywaniem na polanie, by w końcu dotrzeć do pewnego marzenia, które do tej pory nie zostało spełnione. Od kocięcia pragnął w końcu rozwinąć skrzydła i zacząć latać, lecz wciąż był niegotowy, o czym jego brat nie omieszkał mu przypominać przy każdej okazji. A szczególnie gdy sam już posiadł tę umiejętność. Pamiętał jak mu zazdrościł tego lotu, do którego też był stworzony, a którego nie mógł jeszcze uskutecznić.
— W odpowiednim czasie i ty polecisz — wiele razy powtarzał mu kuzyn. W przeciwieństwie do brata nie starał się mu dokuczyć.
— Chciałbym już — mruknął Losinis i wycofał się znad przepaści. Miał już po dziurki w nosie oglądania, jak jego brat zachwyca się lotem. Od dwóch dni nie robił nic innego, jak łapanie prądów powietrznych i unoszenie się na nich, czym doprowadzał Losinisa do szału. I doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego starał się, by jego braciszek zawsze to widział.
— Za bardzo się przejmujesz — rzekł kuzyn, idąc za nim. — W końcu mu się znudzi. — Rzucił przez ramię spojrzenie na Kuantilasa. — Zobaczysz.
Jednak tak się nie działo. Im dłużej Losinis nie mógł się wznieść w powietrze, tym dłużej Kuantilas żartował sobie z niego i rzucał docinkami. Raz młody, rozzłoszczony mraw próbował zaatakować swojego brata, co skończyło się tym, że stoczył się po wzgórzu na polanę, która od tej pory stała się jego samotnią. Okazało się, że nie tak trudno tam się dostać bez pomocy skrzydeł, dlatego często tam chodził i skrywał się przed bratem. Mógł schować się pod skalną półką, gdzie stawał się niewidoczny dla latającego mrawa, ale często też wylegiwał się na polanie, gdzie nikt mu się nie naprzykrzał. To było idealne schronienie dla niego.
— A co z górskimi? — mruknął Losinis, kładąc łeb na łapach. Jego ogon szurał i uderzał w skałę coraz mocniej.
— Przecież powiedzieli, że to jeszcze nie twój czas.
Nie do końca tak to pamiętał. Raczej denerwowali się, że mimo odpowiedniego wieku wciąż trzymał się blisko ziemi. A on po prostu nie potrafił polecieć i nikt nie umiał mu powiedzieć, dlaczego tak się dzieje. Nawet elficcy uzdrowiciele rozkładali bezradnie ręce i mówili, że trzeba poczekać, a potem podejmą decyzję. To nieco go denerwowało, bo wiedział, że jako bezużyteczny może zostać w najlepszym wypadku wypędzony. A w najgorszym… Nie chciał nawet o tym myśleć.
Marzył o tym, że któregoś dnia rozłoży skrzydła i wzniesie się w powietrze. Jednak na razie musiał pogodzić się z okrutną prawdą. Nie potrafił latać w przeciwieństwie do większości członków swojego stada. Jedynie najmłodsi i chorzy pozostawali na ziemi.
— Jeszcze polecisz. Zobaczysz — pocieszał go kuzyn.
Losinis pragnął w to wierzyć.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
bardzo ciekawe opowiadanie 🙂 być może w wolnej chwili pokuszę się o przeczytanie pozostałej części, pozdrawiam 🙂
https://aniaszpejna.blogspot.com
Zapraszam i dziękuję 😀
Och, wciągające bardzo!
Dziękuję 😀
Ciekawe. Dość dwuznaczne, powiedziałabym i wielopoziomowe. Trzymanie się kurczowo tego, co bezpieczne i strach przed skokiem w nieznane towarzyszy nam w życiu. Masz bardzo dobre pióro.
Dziękuję za piękne słowa 🙂 Czasami trzeba opuścić bezpieczny port i ruszyć w nieznane.
Myślę, że kiedyś wzniesie się i będzie to niezapomniana chwila …
Dla niego pewnie tak 😀 Spełnianie marzeń to zawsze niezwykłe wydarzenie.
Kolejna ciekawa historia 🙂 Nice
Dziękuję 😉
“Marzył o tym, że któregoś dnia rozłoży skrzydła i wzniesie się w powietrze. Jednak na razie musiał pogodzić się z okrutną prawdą. Nie potrafił latać w przeciwieństwie do większości członków swojego stada.”.. tak cudna metafora pragnienia człowieka o byciu kimś 😉
Ale kiedyś rozłoży skrzydła i wzniesie się wysoko, ponad drzewa 🙂
Super się czytało. ”Jeszcze polecisz” skojarzyło mi się z ”jeszcze będzie dobrze” – taka była moja pierwsza myśl. Najwazniejsze to wierzyć!
To mi kojarzy się to z pewnym obrazem, na którym był przedstawiony ptak i taki dialog
— A co jeśli spadnę?
— A co jeśli polecisz?
Pozdrawiam 😉
Zdecydowanie motywujące skojarzenie.
No i co było dalej…. 😉 ?
Wszystko w swoim czasie 😉
Świetnie się czyta, wciąga jak ruchome piaski – więc na pewno przeczytam również pozostałe części 🙂
Dziękuję 🙂 Miło mi to słyszeć.