Nigdy nie możemy być pewni, jakie doświadczenia szykuje nam los,
nie mamy również pojęcia, z jakich beznadziejnych opresji jesteśmy w stanie wyjść cało.
Nie spodziewali się tego. Ogromny huragan pojawił się jakby znikąd i zaatakował ich statek. Dzielnie stawiali mu czoła, ale żywioł nie zamierzał łatwo się poddać, robił wszystko, by doprowadzić do ich śmierci. A oni walczyli i próbowali zwyciężyć. Jednak w tym starciu przegrali. Przetrwał tylko jeden, który znalazł się na pozornie bezludnej wyspie.
Niemal wszystko się zgadza. Mamy rozbitków, którzy jak Robinson Crusoe są jedynymi ocalałymi po ataku huraganu, czyli Niemców. Też mężnie walczyli, by przeżyć, ale wrogowie ich pokonali — a przynajmniej tak im się zdawało. Rozbitkowie znaleźli swoje bezludne wyspy w piwnicach zniszczonych domów. Tam na nowo próbują budować świat od podstaw. Trzeba zdobyć jedzenie, wodę i ukrywać się przed wrogiem niczym w powieści Defoe.
Nie umieraj do jutra Wacława Glutha-Nowowiejskiego to zbiór dziesięciu historii o warszawskich Robinsonach. Sam autor jest jednym z nich i dobrze wie, co musieli oni przeżywać po Powstaniu Warszawskim, gdy zdawało się, że nie ma już nadziei na żaden ratunek. Wielu z nich żyło w trudnych warunkach, próbując przetrwać, aż do nadejścia pomocy. Ich nadzieja powoli gaśnie, bo nie wiadomo, czy ktoś ich ocali, czy może są zdani wyłącznie na siebie.
Trudno ocenić historie, które wydarzyły się naprawdę. Nie możemy przecież cofnąć się do tamtych czasów, wejść w buty mieszkańców Warszawy i spróbować przeżyć to, co oni. Jednak można wyrazić swoją opinie o tym, jak te wydarzenia zostały przedstawione na łamach książki. Dlatego nie czuję wyrzutów, twierdząc, że pierwsze opowiadania autor napisał w schematyczny sposób. Zmieniały się postacie, wydarzenia, ale ogólny zarys był wciąż taki sam. Dopiero przy kolejnych historiach jest inaczej, ale o tym opowiem później. Jeśli chodzi jeszcze o pierwsze opowieści, to moim zdaniem mogły zostać przedstawione w nieco inny sposób.
Nie spodobało mi się też to, że nie wszystkie zdania zapisane po niemiecku zostały przetłumaczone. Jeśli ktoś nie zna tego języka i w chwili czytania nie ma dostępu do słownika, może mieć trudności ze zrozumieniem wypowiedzi. Znaczenie niektórych można było wywnioskować z kontekstu, ale nie zawsze było to możliwe. Sądzę, że tłumaczenie mogłoby się pojawić choćby w przypisie lub na końcu książki.
Wystarczy tego narzekania. Przejdźmy do plusów. Na pewno lektura jest wartościowa i godna poznania właśnie ze względu na opisane historie. Niektóre z nich zdawały się niemal nierealne, ale ufam autorowi, że ani jego, ani informatorów nie poniosła wyobraźnia. Chociaż można się nad tym dłużej zastanawiać, gdy czyta się o Aresie, człowieku, który wciąż dręczył Niemców, a ci nie potrafili go dostać w swoje ręce, bo wciąż im umykał. Dla mnie była to jedna z ciekawszych opowieści, która brzmiała jak wyciągnięta z filmu o superbohaterach. Ares pojawiał się, atakował wroga, znikał i znów się zjawiał. Nawet będąc rannym, nie poddawał się. Odpoczął, zebrał siły i znów ruszał na wojnę. Niezwykły człowiek o niezwykłej inteligencji, sprawności i kreatywności. Bez tych cech pewnie nie przetrwałby tak długo.
Niemal każda historia miała w sobie coś, co mnie zainteresowało. Zmartwychwstały chłopiec, samotny Robinson czy uciekinierzy niemal wyrwani z kina akcji. Jednak moją uwagę przykuła jeszcze ostatnia opowieść. Autor wśród dziesięciu historii umieścił również swoją, gdzie szczegółowo napisał o tym, co przeżył. I właśnie to mi się spodobało. Łatwiej nam opowiadać o swoim życiu niż o cudzym, dlatego ta historia była tak żywa i płynna — wyróżniała się na tle pozostałych. Mężczyzna nie miał łatwiej niż pozostali. Tak jak i inni musiał żyć w piwnicy bez dostępu do lekarzy, pożywienia i wody. O przetrwanie trzeba mu było również zawalczyć.
Każde z opowiadań mówi o ludziach, którzy przeżyli dramat i musieli radzić sobie sami. Niektórzy łączyli się w grupki, inni żyli samotnie. Każdy próbował sobie poradzić, przetrwać. Podobnie jak Robinson żyli na wyspie — wyspie gruzów — gdzie nie było łatwego dostępu do pożywienia, miejsca na pole ani kóz, które mogliby upolować. Mieli znacznie gorzej niż bohater powieści, ale niektórzy przetrwali i opowiedzieli swoje historię, by świat o nich pamiętał. Pokazali, jak wiele może przetrwać człowiek, gdy ma wolę walki, gdy pragnie przeżyć.
Książka Nie umieraj do jutra Wacława Glutha-Nowowiejskiego to zaledwie krótki wycinek z historii naszego kraju. Jednak mimo to nie powinien być odsunięty na bok jako mało ważny i zapomniany. Nie, wręcz przeciwnie, powinniśmy poznawać historię i ludzi, którzy walczyli o wolność i o życie. Możemy się od nich uczyć, że nigdy nie ma sytuacji tak beznadziejnej, że nie dałoby się z niej wyjść z pomocą innych ludzi.
Dziękuję Wydawnictwu Marginesy oraz portalowi www.czytampierwszy.pl za egzemplarz recenzencki.
Wszystkiego najlepszego, druhu! Wszystkiego to znaczy przetrwania.
Nie umieraj do jutra, Wacław Gluth-Nowowiejski
Tytuł: Nie umieraj do jutra
Autor: Wacław Gluth-Nowowiejski
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 272
Język wydania: polski
Gatunek: literatura faktu
Recenzje innych książek znajdziesz tutaj.
Choć znam niemiecki to też wolałabym, by tłumaczenie było w przypisach pod tekstem albo na końcu.
Brak tłumaczeń w książkach jest irytujący, a dodanie krótkiego przypisu lub słownika na końcu nie wymaga aż tak dużo pracy.
Bardzo przejmujące opowieści, wyzwalające mnóstwo emocji, empatii i wzruszenia, ale także podziwu, szacunku i dumy.
Zgadzam się 🙂
Pamiętam, jakie emocje budziła lektura “Kolumbów rocznik 20”. To pewnie podobny typ literatury. Oszczędzę ich sobie.
Trudno mi powiedzieć, bo Kolumbów nie czytałam, ale możliwe, że jest to podobny styl.
Generalnie uważam, że warto poznawać takie historie i pamiętać o nich – choć język niemiecki mnie również sprawiłby kłopot (ze szkoły pamiętam niewiele).
Takie historie są warte poznawania 🙂 a niemiecki pewnie wielu osobom sprawia problemy.
Myślę, że takie książki właśnie powinniśmy czytać 🙂
Warto je czytać 🙂
Faktycznie, tłumaczenie mogłoby się pojawić chociaż w przypisie, zgadzam się!
🙂
Bardzo lubię takie tematy, zawsze czytam z ciekawością, więc na pewno kupię – dzięki za polecenie 🙂 Również bardzo nie lubię, kiedy nie wszystko jest przetłumaczone a niemieckiego nie znam..
Dla mnie zwykle jest frustrujące w książkach to, gdy brakuje tłumaczeń. Ale poza tym książka naprawdę warta poznania 🙂
Lubimy tego typu książki więc w wolnej chwili skorzystamy
Miłej lektury 😉
Nie jestem zachęcona do tej książki, może innych zaciekawi
Pewnie 🙂 Każdy woli co innego 😉
Myślę, że takie historie są zdecydowanie warte poznania. Mnie język niemiecki również sprawiłby problem – więc chyba to jedyny minus
W takim razie polecam sięgnąć 🙂 Historie są warte poznania.
Masz rację, trudno ocenić takie wydarzenia, bo to tak naprawdę zwierzenia. W takim wypadku najlepiej książkę ocenić pod kątem narracji i języka 🙂 Ja też nie lubię, gdy w książce pojawia się inny język niż polski lub angielski (który lepiej lub gorzej zdecydowana większość ludzi obecnie zna), a takie wtręty nie są przetłumaczone, chociażby w przypisach. Denerwuje mnie to, bo nawet mając pod ręką telefon z google translate, to jednak muszę przerywać lekturę, przepisywać tekst i go tłumaczyć… a Google nie zawsze ogarnia…
Mam podobnie. Nie zawsze mam też możliwość tłumaczenia na bieżąco, gdy czytam, więc uważam taki krótki przypis za bardzo przydatny.
No to kolejna na liście chciejce 😉
🙂
Jak zawsze, super opisane i bardzo wciągające. Mega!
Dziękuję 😉
Takie książki przyciągają, bo jest w nich ujęta prawda, nawet jeśli przedstawiona subiektywnie, to świadomość obecności przynajmniej częściowego realizmu potrafi zachęcić. Szkoda, że początkowe historie są schematyczne, to odbiera przyjemność czytania…Mnie również przeszkadza, gdy obcojęzyczne wypowiedzi nie są tłumaczone, nie zawsze mam ochotę tłumaczyć każdą taką wypowiedź, to przeszkadza w czytaniu :/
Ale pomimo paru wad, książka jest warta przeczytania 🙂
Przyznam, że język niemiecki sprawiłby mi kłopot. Zdecydowanie brakuje tłumaczenia
Właśnie żałowałam, że zabrakło tłumaczenia.
Moim ulubionym gatunkiem są kryminały, ale chyba czas na coś nowego 🙂 Ahoj przygodo!
Czasami warto sięgnąć po coś innego 🙂