Nie spodziewał się takiego zakończenia. Tak niewiele brakowało do zwycięstwa. Zebrał już wojsko, wyszkolił je z pomocą swoich ludzi, ruszył na zamek. Udało im się nawet bez problemu przedrzeć do środka — wtedy był to dla nich powód do radości, dopiero potem zrozumieli, dlaczego nikt ich nie zatrzymał. Król Nocy domyślał się, że przyjdą. Śledził każdy ich krok i dowiadywał się o każdym ich posunięciu z ust swojego wiernego poplecznika, który zdradził Księcia.
Gdy pojawili się na zamku, wyskoczyło na nich wrogie wojsko. Zdawało się, jakby przeniknęli przez ściany — młodzieniec nie znajdował innego rozwiązania na to, jak mogli nagle znaleźć się na korytarzach i wybić jego ludzi. Został sam otoczony przez kilkudziesięciu żołnierzy. Nie widział sensu dalszej walki. Nie mógł już zwyciężyć. Głuchy odgłos miecza uderzającego o zimne kamienie wciąż rozbrzmiewał w jego uszach. Nadal czuł chłód panujący w zamku, choć teraz znajdował się na jego dziedzińcu. Wcześniej spodziewał się, że stanie tam jako król, jako ten, który ocalił swój lud, ale niestety tak się nie stało.
— To jest ten, który odpowiada za wasz głód i nędzę, za cierpienia waszych bliskich — grzmiał urzędnik w imieniu Króla Nocy. — To on doprowadził do upadku waszego kraju.
Tłum przyjmował to wszystko za prawdę. Nie pamiętali już o swoim poprzednim władcy i jego miłości, jakby ktoś wymazał ten czas z ich pamięci. Łypali groźnie na Księcia, rzucali groźbami i przekleństwami. Nie chcieli go na swojej ziemi. Chociaż to mało powiedziane. Młodzieniec czuł, jak każde słowo kąsa go niczym wąż i rozlewa jad po całym ciele. Nie umiał uwierzyć w to, że jego własny lud ufa tym oszczerstwom. Jeszcze tak niedawno — zaledwie parę miesięcy wcześniej — z szacunkiem wyrażali się o jego ojcu i o nim samym. A teraz cała jego rodzina została zmieszana z błotem.
— To wszystko kłamstwo — wykrzyknął Książę, nie mogąc już znieść przemowy królewskiego urzędnika. — Jesteś kłamcą i oszustem.
Chciał wyrwać się z rąk trzymających go strażników, ale nie pozwolili mu na to. Jeden ściął go z nóg, a drugi przyłożył ostrze do karku więźnia, po czym spojrzał wyczekująco na Króla Nocy.
— Nie — rzekł władca. — Jeszcze nie. Najpierw powinniśmy posłuchać, co winny ma do powiedzenia.
— Nie jestem winny. Nie temu, o co mnie oskarżasz — warknął Książę, próbując się podnieść, ale ostrze nacięło skórę. To nieco ochłodziło jego zapał, ale jedynie chwilowo.
Na twarzy Króla Nocy wykwitł triumfalny uśmiech. Wiedział, że jego więzień nic nie może uczynić, by się uwolnić. Jednak chciał, by jego lud miał go za sprawiedliwego i łaskawego władcę, więc musiał przeprowadzić sąd. Tylko dlatego zgadzał się na to, by ten robak jeszcze oddychał.
— Dlaczego doprowadziłeś do upadku swojego kraju? — zapytał władca, pozwalając swojemu urzędnikowi odejść. Nie potrzebował go już. Zamierzał sam się tym zająć.
— Nie zrobiłem tego, a mój lud może to potwierdzić — odparł Książę, wierząc jeszcze, że ktoś przypomni sobie dawne czasy i wstawi się za nim. Nie wiedział, jak bardzo się myli.
— Kłamca! — Dało się słyszeć z tłumu pojedynczy głos, który pozostali podjęli i już po chwili dziedziniec rozbrzmiewał wspólnym echem oskarżenia.
Ostatni promyk nadziei zgasł w sercu Księcia. Jego własny lud wystąpił przeciw niemu. Przestał już wierzyć w swoje ocalenie. Nie było nikogo, kto mógłby uratować jego życie.
Władca uniósł dłonie, uciszając rozgniewany tłum, po czym zadał kolejne pytanie.
— Dlaczego pozwoliłeś, by wrogowie napadli i ograbili twój kraj? — kontynuował Król Nocy, lecz młodzieniec nie odpowiedział. Wiedział, że jego słowa przestały mieć już znaczenie. Bez względu na to, co powie i tak miał zginąć. Władca zauważył kapitulację więźnia. — Skoro nie chcesz odpowiadać, to nie pozostało mi nic innego niż wydać wyrok. — Zwrócił się w kierunku swojego ludu, który od tak wielu tygodni przygotowywał na ten dzień. Na dzień klęski poprzedniego rodu i rozpoczęcie panowania nowego. Potoczył po nich wzrokiem, dostrzegając w tłumie swoich najwierniejszych popleczników, którzy świetnie się spisali. To jeden z nich nazwał Księcia kłamcą, a reszta wiernie za nim powtórzyła. Wzrok władcy zatrzymał się na tym człowieku. Ledwo zauważalnie skinął głową.
— Zabić go! — wykrzyknął mężczyzna, a pozostali powtórzyli za nim. Po chwili z tłumu dały się słyszeć kolejne krzyki.
— To jedyna kara, na jaką zasługuje zdrajca.
— Nie jest naszym królem, to kat.
— Ściąć go!
Król Nocy odwrócił się do Księcia, który ze spuszczona głową wisiał między strażnikami. Wiedział, że jego koniec jest już bliski.
— Masz ostatnią szansę na ocalenie — szepnął jadowitym głosem władca o czarnym sercu. — Oddaj mi hołd, a zastanowię się nad tym, by pozwolić ci żyć.
Książę wymruczał coś niezrozumiale i Król Nocy musiał nachylić się do niego, by usłyszeć jego słowa.
— Wolę zginąć, niż nazywać cię królem — wysyczał przez zaciśnięte zęby. — Nie zasługujesz na władzę.
— Twój lud twierdzi co innego. — Wyprostował się i zwrócił do tłumu: — Kogo zatem wybieracie na swojego króla?
— Ty bądź naszym królem — zawołał podstawiony człowiek, a pozostali mu zawtórowali.
— Słyszysz? — rzekł Król Nocy do Księcia. — Tak brzmi twoja klęska. Przygotować więźnia na egzekucję — rzucił do strażników.
Podnieśli młodzieńca i wbrew jego woli zaprowadzili na miejsce, gdzie stał gruby pień, na którym już wielu ludzi przed nim straciło swoje życie. Położyli jego głowę na drewnie i czekali na znak króla. Książę był zwrócony w stronę ludu. Starał się znaleźć tam przynajmniej jedną przyjazną twarz, ale takiej nie dostrzegł. Pragnęli jego śmierci — jeden z ludzi przejechał palcem po gardle. Nie wierzył, że tak wiele zmieniło się w ciągu tych paru miesięcy. A tak mało brakowało, a by ich ocalił.
Kat pojawił się za nim. Skrywał twarz pod czarnym płótnem. Nikt nie wiedział, kto kryje się pod nim i nikt wolał nie wiedzieć. Król Nocy rzucił ostatnie spojrzenie na więźnia, po czym skinął głową. Kat uniósł swój topór, a Książę w myślał wymówił swoją ostatnią prośbę. Nie chciał własnego ocalenia. Chciał, by znalazł się ktoś, kto przybędzie i ocali jego lud. Ktoś, kto nie pozwoli Królowi Nocy zatriumfować. Ktoś, kto naprawi jego kraj.
Topór opadł na kark Księcia, a chwilę później jego głowa wpadła do plecionego kosza.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Napisane bardzo fajnym językiem, aczkolwiek sama treść skojarzyła mi się z jakimiś innymi tworami/ opowiadaniai/ książkami 😉
Możliwe 🙂 Artyści czerpią z siebie nawzajem. Czasami nieświadomie 😛
Bardzo dobrze się czyta
Dziękuję 😉
Fajne 🙂
Dzięki 🙂
Wartka akcja z zamierzchłych czasów, zaciekawia.
Dziękuję 🙂
Gdy gaśnie ostatni promyk nadziei cóż więcej poza zgubą i otchłanią nicości może nas czekać. Twoje pióro doskonałe…
Dziękuje 😉 Piękne słowa.
Jak zawsze czytam jednym tchem. Do konca mialam nadzieje ze jednak ocaleje.
Każdy bohater kiedyś musi zejść ze sceny.
Hmm, tak jakoś smutno się zrobiło, ale życie i z takich kolorów się składa.
Racja, życie ma różne barwy.
Dobra, z tego już się chyba nie wywinie! A może?
Trochę trudno wywinąć się z sytuacji, gdy straciło się głowę.
Podoba mi się. Ciekawy klimat 🙂
Dziękuję 🙂