— Wstawaj, leniu — warknięcie rozbrzmiało tuż nad jego uchem.
Machnął łapą, chcąc odpędzić od siebie ten głos i jeszcze trochę pospać. Potrzebował odpoczynku. Był wykończony całonocnym biegiem. Musiał zebrać siły, jeśli miał się gdziekolwiek ruszyć.
— Wstawaj. — Tym razem warknięciu towarzyszyło bolesne uderzenie w bok.
Losinis poderwał się i wyszczerzył złowrogo zęby na tego, który ośmielił się go atakować. Jak zwykle był to jego brat. Kogóż innego mógłby się spodziewać? Odsłonił jeszcze bardziej zęby, dając mu jasno do zrozumienia, że taka pobudka może się skończyć dla niego tylko w jeden sposób. Walką.
Mraw przypadł do ziemi, szykując się do skoku do gardła brata. Nie zamierzał puścić mu płazem tej zniewagi. Kuantilas również przygotowywał się do ataku. To mógłby być dobry sposób na nauczenie młodszego brata szacunku i pokory.
— Wystarczy tych zabaw — rzuciła matka. — Niedługo ruszamy.
Bracia jeszcze przez chwilę szczerzyli do siebie kły i jeżyli sierść, ale wiedzieli, że nie warto denerwować matki. Była dla nich zwykle nad wyraz wyrozumiała, ale i jej cierpliwość wcześniej czy później się kończyła, a kary nie należały już do łagodnych. Nawet ich ojciec nie był tak surowy, gdy jeszcze żył.
— Dokąd idziemy? — zapytał Losinis, przystępując do matki.
— Starsi wiedzą… — zaczął Kuantilas, ale matka mu przerwała.
— W miejsce, gdzie będzie nam lepiej.
— Przecież w górach było nam dobrze — rzekł Losinis. — Gdzie może być lepiej?
— Nie sprzeciwiaj się woli starszych. — Brat naskoczył na niego i kłapnął zębami tuż przy karku młodszego mrawa.
— Tam będziemy żyć spokojnie. To będzie miejsce tylko dla nas — wyjaśniała dalej matka.
— Gdzie? — wciąż dopytywał Losinis.
— W drogę — potoczyło się echem wśród mrawów.
Kuantilas nie czekając na nic, od razu wzbił się powietrze. Matka spojrzała tylko na młodszego syna i pokręciła głową, jakby chciała powiedzieć, że to nie czas na tę rozmowę, po czym również rozłożyła skrzydła i wzniosła się w kierunku nocnego nieba.
— A kiedy będzie? — mruknął Losinis i dołączył do mrawów pędzących przez ciemny las.
*
Starsi, lecący na czele ich gromady, zmienili kierunek, by zbliżyć się do miejsc, gdzie znalazłoby się wystarczająco jedzenia dla wszystkich mrawów. Już wcześniej podzielili swój lud na mniejsze grupy, dzięki czemu bardziej niezauważenie mogli zdążać do tego samego celu. Mimo to trudno było znaleźć zwierzynę, która zaspokoiłaby głód wszystkich mrawów. Dlatego podjęli decyzję, by zbliżyć się do ludzkich siedzib. Z opowieści górskich wiedzieli, że mają oni ogromne stada. To mogłoby wystarczyć mrawom. Zwykle takiego stada pilnował tylko jeden człowiek. Pozbycie się go nie stanowiło problemu. Poza nim trzeba było uciszyć wrzaskliwego kundla, a wtedy zaczynała się uczta. Nocą zadanie miało być jeszcze prostsze, bo od posiłku dzielił ich jedynie rosły brytan, który nawet w porównaniu z Losinisem wydawał się szczeniakiem.
Gdy pies poczuł nieznaną woń, obudził się w nim instynkt stróża. Jednak, zamiast podnieść alarm, zaczął warczeć na zbliżające się niebezpieczeństwo. Wybudzone tym owce również się zaniepokoiły. Ich beczenie musiało być wyraźnie słyszalne w ludzkiej chacie. Wyglądało na to, że nocna uczta będzie musiała zostać przełożona. Zaraz mogli pojawić się ludzie — to była tylko kwestia czasu — a mrawy nie chciały, by ktoś odkrył, że opuściły góry. Ludzie chętnie rozpoczęliby wtedy na nie obławę, by zabić wszystkie. Dlatego cierpliwie siedziały w lesie, pod osłoną cieni i mroku.
Zgodnie z przewidywaniami z chaty wyszedł mężczyzna, trzymający w dłoni jakieś nieznane mrawom narzędzie. Wyglądało jak długi kij zakończony czymś płaskim. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziały.
— Co się stało, Brungo? Jakiś intruz? — zapytał człowiek z dziwnym akcentem.
Brytan wciąż warczał na skryte w cieniu mrawy.
— Co tam jest? Może wilki… — Podrapał się po brodzie. — Pewnie jakiś jeden się zabłąkał. Wykurzymy go stamtąd, prawda?
Kundel szczeknął na znak zgody, a wtedy mężczyzna przywołał z chaty jeszcze dwóch, młodszych od siebie. Oni również dzierżyli w dłoniach jakieś przedmioty podobne do tamtego.
— Atakujemy? — szepnął ktoś mrukliwie obok Losinisa.
— Starsi powiedzieli, że nie mamy się wychylać z lasu. Nie mogą o nas wiedzieć — odpowiedział mu ktoś.
— Gdzie te czasy, gdy po prostu ich zabijaliśmy? — prychnął z pogardą pierwszy. — Nie zasługują na to, by chodzić po tych ziemiach.
Ludzie poszli za psem. Niebezpiecznie zbliżali się do linii drzew. Gdyby ją przekroczyli, nie wróciliby już do chaty. Losinis był tego świadom, a myśl, by nie dopuścić do ich śmierci, zaprząta mu głowę. Jednak głód przemawiał do niego głośniej i domagał się świeżego mięsa.
„To tylko ludzie” — pomyślał, ale w tym samym momencie na progu chaty stanęła kobieta z dzieckiem na ręku i dwojgiem czepiających się jej sukni.
— Gdzie idziecie? — zawołała za mężczyznami.
— Tylko przepędzimy wilka i wrócimy — rzucił przez ramię jeden z młodszych.
Losinis zauważył, że kobieta nie była zbyt zadowolona z tej odpowiedzi. Do tego z jej postawy wyczuł… troskę? Martwiła się losem mężczyzn. Potrząsnął głową. Powinien teraz myśleć jak myśliwy. Nie było czasu na żadne ckliwości.
— Gdy tylko znikną w cieniu drzew, atakujemy — poinformował mraw obok Losinisa. — Trzeba ich jak najszybciej uciszyć. A potem zajmiemy się tamtymi.
Młody mraw domyślił się, że chodzi o kobietę i jej potomstwo. Znów na nią spojrzał i wydawało mu się, że ona patrzy na niego, jakby widziała go, choć skrył się dobrze w mroku nocy. Patrzyła na niego tak długo, aż poczuł ukłucie gdzieś w głębi siebie. I nie miało to żadnego związku z głodem. Zrozumiał, że nie może pozwolić na zabicie tych mężczyzn. Nie dociekał przyczyny. Po prostu czuł, że nie powinni ich zabić.
— Jeśli ich zabijemy, ludzie odkryją, że nie ma nas już w górach — powiedział na głos, zanim zdał sobie z tego sprawę.
— Zabijemy całą rodzinę — rzucił mraw za nim.
— Przyjdą inni — sprzeciwił się Losinis. Sam nie wiedział, skąd ma w sobie odwagę, by sprzeciwiać się starszym od siebie. — Przepędźmy ich. Niech myślą, że to drapieżniki.
Jednak mrawy nie chciały go słuchać. Nastawiły się już na ludzkie mięso i nic nie mogło ich od tego odwieść. Dlatego musiał działać sam. Spojrzał na kobietę i skinął głową. Zrozumiała.
— Lepiej wracajcie do domu — powiedziała do mężczyzn, ale ci machnęli na to ręką.
— To zajmie chwilę — rzucił najstarszy.
Wtedy Losinis podniósł łeb i zawył, a las powtórzył jego wycie wielokrotnie tak, że wydawało się, jakby wśród drzew ukryła się cała wataha.
— Co to? — Mężczyźni przystanęli. Nie tego się spodziewali.
Brytan podkulił ogon. W końcu zdał sobie sprawę z tego, że ma przed sobą przeciwnika, z którym nie warto zadzierać.
Losinis zawył ponownie.
— Ojcze, może powinniśmy… — zaczął jeden z młodszych.
— Do domu, już — krzyknął najstarszy z nich, gdy rozległo się warczenie Losinisa.
Ludzie skryli się bezpiecznie w chacie razem ze swoim psem, a sądząc po odgłosach, zabezpieczyli wejście tak, by nic i nikt nie dostał się do środka.
— Głupiec — warknął mraw obok Losinisa i rzucił go na ziemię. — Przez ciebie straciliśmy mięso. — Przewrócił młodego mrawa na plecy i już podniósł łapę, by zadać cios, gdy powstrzymał go inny.
— Przynajmniej nie odkryli, że tu jesteśmy. Gdyby któryś uciekł, to dowiedzieliby się o nas. Ale powinna go spotkać kara. — Zerknął mało łaskawym wzrokiem na Losinisa.
Młody mraw wiedział, że czeka go rozmowa ze starszymi i pewnie na owce będzie mógł jedynie popatrzeć, ale czuł, że postąpił słusznie — bez względu na to, jaka kara miała go za to spotkać.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Ciekawe , przeczytałam…a gdzie reszta ? aaa tutaj 🙂
Cieszę się, że znalazłaś 😉
Zazdroszczę talentu, kiedyś próbowałam pisać, ale moje próby skończyły się szybciej, niż zaczęły.
Każdy ma talent do czegoś innego 🙂 Trzeba je tylko odkryć.
Odkrywanie talentu jest bardzo ważne, szczególnie u dzieci 😄
Racja, każdy powinien odnaleźć swój talent i go rozwijać 🙂
Super, wciągnęłam się nawet
Dziękuję 😉
Jak zawsze ciekawa historia 🙂
Dziękuję 😉
Musze zaczac od poczatku 🙂
Zapraszam do lektury 😉 Z Losinisa nie masz dużo do nadrobienia.
Świetnie ogarniasz tyle różnych historii publikowanych w częściach, ja bym się pewnie zgubiła 🙂
Znam dobrze moich bohaterów i pozwalam im prowadzić historię, chociaż czasami można się zgubić 🙂
Świetna historia, masz talent!
Dziękuję 😉
Cieszę się, że w opowieści znalazł swoje miejsce pies 🙂
Nie mogło go zabraknąć 😉 Ktoś musiał strzec owiec.
Bardzo fajnie się czyta 🙂 Chociaż ja nadal mam w głowie Pana Tadeusza prozą i myśl, że muszę się za niego “zabrać” 😀 Może uda się na wakacjach 🙂
Dziękuję 🙂 Mam nadzieję, że Ci uda.
Bardzo przyjemnie się mi czytało. 🙂 Miło się czyta .
Dziękuję 🙂
Dziś jeszcze raz przeczytałam ten teks i zrobił znów na mnie wrażenie. A jednak obrońca mimo wszystko.
pozdrawiam.
Dziękuję 😉 Pozdrawiam i dobrego dnia.
Bardzo fajny tekst. Przeczytałam z zainteresowaniem
Dziękuję 😉
Trochę mroku, trochę walki (lub przynajmniej jest o niej mowa) – bardzo w Twoim stylu.
To miło mi, że trafiłam w Twój styl 😉