Zerwał się z posłania tak szybko, że aż zaplątał się we własny koc. Zacząć bić na oślep, próbując uwolnić się od wyimaginowanego przeciwnika, który rzekomo ograniczał mu ruchy. Rozdawał ciosy na prawo i lewo, licząc na to, że któryś z nich dosięgnie jego wroga, dzięki czemu wyjdzie cało z tej opresji. Nie wszystko było jeszcze stracone. Topór dopiero zawisnął nad jego głową. Wciąż miał szansę na to, by przeżyć. Nie mógł umrzeć. Nie, gdy był tak blisko pokonania Króla Nocy. Musiał go strącić z tronu i postarać się o to, by zły władca nie dręczył już jego poddanych. A najbardziej pragnął postawić go przed sądem, który wyda sprawiedliwy wyrok.
Książę uderzył jeszcze parę razy, zanim zorientował się, że sam nie otrzymał do tej pory ani jednego ciosu. Zastygnął w bezruchu, oczekując ataku, który nie następował. Czuł, że nikt go nie przytrzymuje. Jedynie coś ciężkiego zakrywało mu głowę. Sięgnął po tkaninę, która okazała się kocem, i odrzucił na bok, a sam osunął się na ziemię, z trudem łapiąc oddech.
Rozglądał się wokół zdezorientowany. Wcale nie znajdował się na szafocie oślepiony przez blask słońca. Wcale jego poddani nie oskarżali go o zbrodnie, których nie popełnił. Wcale nie przygotowywał się na to, że za moment straci życie. Na wszelki wypadek pomacał kark i głowę, upewniając się, że są na swoim miejscu. Dopiero wtedy odetchnął z ulgą i uświadomił sobie, gdzie się znajduje. Był w lesie. Kilka tygodni wcześniej opuścił zamek, a Król Nocy do tej pory go nie dorwał i nie skazał na ścięcie głowy.
– To sen. Tylko sen – mówił do siebie, próbując złapać oddech.
Gniadosz zauważył nagłe poruszenie swojego pana i od jego przebudzenia przyglądał się mu bacznie. Upewniał się, czy z Księciem wszystko jest w porządku i czy nie potrzebuje pomocy swojego wiernego wierzchowca.
– Nic mi nie jest – powiedział do niego młodzieniec. – To sen. Zwykły sen. – Omal się nie roześmiał z radości, że nie trafił naprawdę na szafot. W jego sercu zagościła nadzieja na to, że ocali swoich poddanych. Póki żył zamierzał o to walczyć i nic nie mogło go powstrzymać. – Uratujemy ich.
Wydawało się, że wierzchowiec skinął łbem, jakby zgadzał się ze swoim jeźdźcem. Z nim oraz z tym że warto było odpocząć przed dalszą podróżą. Zakładali, że czeka ich jeszcze sporo drogi, zwłaszcza że Książę zdołał się już kilkakrotnie zgubić. Starali się kierować słońcem, ale dobrze byłoby odkryć, na czyich ziemiach się znaleźli. Ani razu nie wjechali do wioski czy miasta, by nie wzbudzać podejrzeń. Chłopak już dawno przestał przypominać człowieka, którego byłoby stać na kupno własnego wierzchowca i miecza, a koniokradów tępiono w każdej osadzie. Nie chcieli też natknąć się na ludzi, którzy chętnie zdradziliby Księcia za parę monet. Żyli z tego, co znaleźli i upolowali w lesie. Jednak od przygody z grzybami młodzieniec starał się unikać wszystkiego, co mogło mu zaszkodzić.
Gniadosz zarżał, przypominając młodzieńcowi, że noc to pora na sen, a nie rozmyślanie o koszmarach.
– Masz rację – przyznał Książę. – Nie chciałbym, by to się wydarzyło naprawdę.
Gdyby gniadosz umiał mówić, kazałby pewnie swojemu jeźdźcowi kłaść się spać. Lepiej od niego wiedział, jak męcząca może być podróż. Zarżał cicho, po czym sam zasnął.
Książę zgodził się z tym, że odpoczynek to najlepsze, co mogli teraz zrobić. Król Nocy był daleko stąd i nic im nie groziło z jego strony. Pewnie już dawno założył, że młodzieniec zginął z głodu i pragnienia lub został rozszarpany przez dzikie zwierzęta. To dawało Księciu dodatkową nadzieję, szansę na przeżycie i dotarcie do sojuszników swojego ojca. Parę dni wcześniej postanowił, że musi się do nich udać. Sam przecież nie zdoła uwolnić swojego ludu, a nie miał nikogo innego zaufanego, na kogo mógł w tej chwili liczyć.
Podniósł koc, przeprosił się z nim i wciąż powtarzając: „to tylko sen”, położył się i zasnął. Tym razem nie śnił już o własnej śmierci, ale o swoim zwycięstwie i o tej, która została na zamku.
***
Zerwał się zlany potem. Dopiero po chwili zorientował się, że znajduje się we własnej sypialni, a nie na placu, oczekując na tortury ze strony Księcia. Księżyc zdążył się już schować za chmurami i tylko blady blask gwiazd wpadał do sypialni Króla Nocy, próbując nieco ukoić jego rozdygotane nerwy. Dotknął ramion, nóg, brzucha, głowy, upewniając się, że wszystko jest na swoim miejscu i żadna z tych części nie ucierpiała przez senne tortury.
Odrzucił pierzynę na bok i usiadł na łóżku. Ukrył twarz w dłoniach, próbując przemówić do swojego rozsądku i przekonać samego siebie, że był to jedynie koszmar i nic więcej.
„Nawet gdyby Książę znalazł się jakimś sposobem na zamku, to nie potraktowałby mnie w taki sposób. Jest przecież podobny do swojego ojca. Ufny, litościwy, współczujący. Nie zabiłby bezbronnego. A co dopiero go torturował” – Te myśli nieco uspokoiły Króla Nocy, który wstał i zaczął przechadzać się po swojej sypialni.
Jego głowę zaprzątała tylko jedna sprawa, a dokładniej osoba: Książę, którego od tygodni nikt nie widział i o którym nikt nie słyszał, jakby się zapadł pod ziemię. Parę razy wydawało się, że ludzie Króla Nocy go dorwali, ale za każdym razem okazywało się, że to przypadkowy chłop czy posłaniec, jedynie podobny do uciekiniera.
Władca zrobił wszystko, by go złapać. Rozesłał wieści, że każdy, kto przyprowadzi Księcia – żywego lub martwego, nie miało to znaczenia – zostanie sowicie wynagrodzony. Może nawet będzie mógł zamieszkać na zamku i otrzymać tytuł. Jednak ludzie wciąż byli wierni Królowi Dnia i nie chcieli sprzedawać jego syna za błyskotki. Dlatego potem zadziałał inaczej. Zaczął im wmawiać, że Król Dnia i jego syn doprowadzali do upadku ich kraj. Jednak tylko garstka uwierzyła w te słowa. Reszta pamiętała rządy szlachetnego władcy. Potrzeba było lat, żeby ich przekonać. A Król Nocy nie miał tyle czasu.
Z gniewem kopnął krzesło, które upadło z hukiem, co zaalarmowało ludzi pełniących straż przy drzwiach komnaty. Wpadli do sypialni bez pukania, gotowi by bronić swojego władcę. Byli zdezorientowani, nie widząc żadnego zagrożenia, dlatego tylko stali z mieczami gotowymi do walki. Król Nocy mruknął coś pod nosem, po czym odprawił ich, by znów wrócić do przerwanego spaceru.
Musiał istnieć sposób, by upewnić się, że Książę nie żyje. Lub samemu go dorwać i w końcu to zakończyć. Król Nocy nie mógł żyć w ciągłej niepewności, czy chłopak zjawi się ze swoim oddziałem, z sojusznikami swego ojca, i zaatakuje zamek. Wiedział, że obecnie miał małe szanse na zwycięstwo. Potrzebował czasu, by przekonać ludzi do wierności i służby pod swoim sztandarem. Nie miał jednak pojęcia co poza jego darem mogłoby to uczynić.
Wrócił do łóżka. Wiedział, że teraz powinien odpocząć, a następnego dnia wezwać swoich doradców, którzy znajdą jakieś rozwiązanie, bo takowe na pewno istniało.
„Może wystarczyłoby zaatakować, zanim on to uczyni” – pomyślał, kładąc się do łóżka.
Wtem Król Nocy poderwał się z posłania. To był jego najgenialniejszy pomysł. Od razu posłał po doradców, nie chcąc nawet słyszeć o tym, że śpią. Były ważniejsze sprawy niż sen. W końcu znalazł sposób na to, by nieco utrudnić życie Księciu. Jemu i jego sojusznikom. Jeśli tylko doradcy potwierdzą, że to doskonały pomysł, to zaraz z rana wybiorą ludzi, którzy wszystkim się zajmą.
Książę nawet się nie domyślał, że ciężkie dni dopiero się dla niego zaczną.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Bardzo ciekawa historia, ale muszę nadrobić pozostałe części.
Zapraszam 🙂 I miłej lektury
Jestem bardzo ciekawa, jak to się dalej potoczy – i kto zwycieży w tych wszystkich potyczkach 🙂
Zapraszam do lektury kolejnych części 🙂 Będzie się działo.
Wow. Sam to piszesz?
Dzięki 🙂 Tak.
Wow. Świętnie. Gratuluję talentu, zwłaszcza, że sama to piszesz.
Dziękuję 😉
A to straszny sen, sen na jawie pisany przejmującym słowem. Az by chciało się zbudzić bohatera przed czasem.
Szkoda czasami, że nie da się przemówić do bohatera i obudzić go albo powstrzymać przed śmiertelnym błędem.