I ja sam was ustawię: Waść po jednej stronie
Stanie na końcu pyska, a Waść na ogonie«.
»Zgoda!« — wrzaśli; czas? — jutro; miejsce? — karczma Usza.
Rozjechali się. Ja zaś do Wirgilijusza…
Pan Tadeusz, Adam Mickiewicz
Tymczasem Wojski dał znak, by rozpalić ogniska. Nad nimi zawieszone kociołki, a z wozów zaczęto przynosić warzywa, mąkę i pieczone mięso. Sędzia otworzył skrzynkę podróżną pełną butelek. Wyciągnął z niego kryształowy kufel, który dostał od księdza Robaka. Była to wódka gdańska.
– Niech żyje Gdańsk, który znów będzie nasz – wykrzyknął, wznosząc butelkę. I zaczął rozlewać wódkę, aż zostały tylko listki złota na dnie.
W kotłach grzano już bigos, którego woń i smak trudno oddać słowami. Nie zrozumie tego miejski żołądek. Trzeba być na wsi, by docenić litewskie pieśni i potrawy. Najlepszy wśród nich jest właśnie bigos, który zręcznie jest przygotowany z jarzyn. Daje się tam kwaszoną kapustę, na nią najlepsze kawałki mięsa i wtedy praży się, aż wszystkie soki wyparują, a powietrze przesiąknie aromatem. Wtedy bigos jest gotowy.
Strzelcy zawiwatowali trzykrotnie i z łyżkami pobiegli po jedzenie. Bigos szybko zniknął.
Gdy w końcu się najedli i napili, wzięli niedźwiedzia na wóz. Poza Asesorem i Rejentem wszyscy byli zadowoleni. Tamci wciąż się gniewali i kłócili o zalety swoich strzelb. Hrabia i Tadeusz też byli nieco smutni. Wstydzili się, że nie udało im się trafić w zwierza. Na Litwie jest tak, że ten kto chybi, długo musi pracować, by odzyskać dawną sławę.
Hrabia mówił, że pierwszy chwycił za oszczep i że Tadeusz przeszkodził mu w złapaniu niedźwiedzia. Tadeusz uważał za to, że jest lepszy w walce ciężkim oszczepem i chciał wyręczyć Hrabiego. I tak sobie gadali wśród gwaru.
Wojski jechał wśród strzelców i chciał pogodzić kłótników, więc dokończył historię dwóch sąsiadów.
– Asesorze, gdy chciałem, żebyś pojedynkował się z Rejentem, to nie myśl, że byłem zawzięty na przelewanie krwi. Chciałem tylko powtórzyć swój pomysł sprzed czterdziestu lat. Wy jesteście młodzi, to nie pamiętacie tego, ale za moich czasów było o tym głośno. Wszystkie kłótnie Domeyki i Doweyki miały źródło w ich podobnych nazwiskach. Na przykład podczas sejmików ktoś szepnął: Oddaj głos na Dowejkę. A ten nie usłyszał wyraźnie i głosował na Domeykę. Albo podczas uczty, gdy marszałek Rupejko krzyczał: Wiwat Doweyko, to inni krzyczeli: Domeyko. A jeszcze gorsze rzeczy się działy. Pewien pijany szlachcic walczył na szable z Domeyką w Wilnie i otrzymał dwie rany. Potem wracał do domu i trafił przy promie na Doweykę. Płynęli razem, więc zagadnął go o nazwisko. A gdy tylko je usłyszał, wyciągnął rapier i podciął wąs Doweyce za Domeykę. A na koniec na polowaniu się tak stało, że obaj strzelili do tej samej niedźwiedzicy. Wtedy padła, ale miała już w sobie mnóstwo kul, a wiele osób posiadało strzelby o tym samym kalibrze, więc trudno było dowieść, kto ustrzelił zwierzę. Zdenerwowali się obaj i postanowili w końcu zakończyć to, że takie rzeczy im się przydarzają. Każdy wziął swoją szablę szarpentynkę i stanęli naprzeciw siebie. Potem kłócili się jeszcze bardziej zapalczywie i zmienili broń na pistolety. Krzyczeliśmy na nich, że za bardzo się do siebie zbliżyli, więc stwierdzili, że będą się strzelać przez niedźwiedzią skórę. Rzekli do mnie: Bądź sekundantem, Hreczecha. Zgodziłem się na to i kazałem od razu wykopać dół, bo taki spór nie mógł się dobrze skończyć. Kazałem im zmienić strzelby na pistolety i zastrzegłem, że sam rozciągnę skórę niedźwiedzia, by nie zmniejszali dystansu. Jeden miał stanąć przy pysku, a drugi przy ogonie. Zgodzili się na to i następnego dnia mieli się pojedynkować przy karczmie Usza. Oni się rozjechali, a ja pojechałem spotkać się z Wirgilijuszem…
– Wychta – krzyk przerwał Wojskiemu, bo tuż przed końmi pojawił się szarak.
Zaraz Kusy i Sokół za nim popędzili. Psy wzięto na polowanie, bo w drodze powrotnej miały mieć możliwość polowania na zające. Szły bez smyczy i gdy tylko ujrzały szaraka, popędziły za nim. Rejent i Asesor chcieli również ruszyć, ale Wojski ich zatrzymał.
– Stójcie i patrzcie – nakazał. – Z tego miejsca dobrze widzimy, a zając biegnie na pole.
I rzeczywiście tam szarak popędził, a psy za nim, tworząc chmurę pyłu. Rejent i Asesor wstrzymali oddech i obaj zbledli. Źle się działo, bo szarak sprytnie psom umknął. Charty wróciły wolnym krokiem z podkulonymi ogonami i ze wstydu nie podnosiły łbów. Nie podeszły do panów, ale stanęły na uboczu. Najpierw obaj panowie się zasępili, a potem zaczęli mówić, że psy nieprzywykły do chodzenia bez smyczy, że zając wypadł znienacka, że charty powinny mieć buty, bo na polu sporo ostrych kamieni i głazów. Jedni gwizdali, inni głośno śmiali się, a pozostali wciąż mówili o niedźwiedziu.
Wojski jedynie raz okiem rzucił na zająca, a widząc, że ten uciekł, odwrócił obojętnie głowę i podjął opowieść.
– Na czym to skończyłem… Aha! Ustaliliśmy, że będą strzelać przez skórę niedźwiedzia. Szlachta zauważyła, że to prawie rura w rurę, a ja się tylko śmiałem, bo mnie mój przyjaciel Maro, czyli Wergiliusz nauczył, że skóra zwierząt to nie byle jaka miara. Znacie na pewno, panowie, opowieść o królowej Dydo, która przypłynęła do Libów i tam targowała się o ziemię. Dostała taki kawał, jaki dałoby się przykryć wołową skórą i na tym miejscu stanęła Kartagina. Zrobiła to tak, że skórę kazała porwać na pasy i tym sposobem otoczyła ogromne pole. Więc ja zamierzałem zrobić podobnie. Następnego dnia przybyli Doweyko bryczką taradejką, a Domeyko konno. Patrzą, a przez rzekę ciągnie się futrzany most. Postawiłem panów na dwóch jego końcach i kazałem im się strzelać, nawet całe życie, dopóki się nie pogodzą, bo inaczej ich nie puszczę. Oni się zdenerwowali, a szlachta zwijała się ze śmiechu na ziemi. Potem zauważyli, że nie mogą nic poradzić i musieli się pogodzić. I tak spór przerodził się w przyjaźń. Doweyko ożenił się z siostrą Domeyki, a ten pojął za żonę siostrę szwagra, Doweykównę. Majątek podzielili na dwie równe części, a w miejscu, gdzie się to wszystko wydarzyło zbudowali karczmę Niedźwiadek.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Natchnęłaś mnie do powrotu do tej książki 🙂
Warto 🙂 To świetna książka.
Pomysł z przełożeniem „Pana Tadeusza” na prozę jest GENIALNY. Pisałam już to kilkakrotnie ale napiszę jeszcze raz: Masz lekkie i fajne pióro. Chciałabym przeczytać cały tekst w wersji papierowej, bo takową najbardziej lubię. 🙂
Dziękuję serdecznie 🙂 Postaram się o to, by kiedyś powstała wersja papierowa.