– Dziś raczej będziemy musieli zrezygnować z polowania – stwierdziłem, słysząc krople deszczu bębniące o szyby. – Nie powinniście przychodzić do mnie w taką pogodę.
– Za dużo przebywasz w samotności. Stwierdziliśmy, że przyda ci się trochę towarzystwa – powiedziała Angie, rozdając kubki z gorącą herbatą.
– Właśnie, dlatego postanowiliśmy częściej wpadać – dodała Maggie, a pozostali pokiwali głowami. Jednak po chłopakach widziałem, że o wiele bardziej woleliby prawdziwe, męskie polowanie niż siedzenie przy kominku i picie herbaty. – I posłuchać twoich opowieści.
Znowu się zaczynało. Wystarczyło raz jednemu z nich przypadkiem napomknąć o swoim wspomnieniu z dawnych czasów, a już chcieli wiedzieć wszystko. W takich chwilach czułem się, jakbym miał jakieś czterdzieści lat więcej i spotykał się z prawnukami w sobotnie jesienne popołudnie. Parę razy nawet im to wyłożyłem, ale to i tak nic nie zmieniło. Przychodzili, by udać się ze mną na polowanie… lub posłuchać kolejnej historii.
– Powiedziałem wam ostatnio, że nigdy więcej nic wam nie opowiem. Koniec tego. – Starałem się, by zabrzmiało to kategorycznie, ale i tak nie odniosłem pożądanego efektu.
– Ostatnia, proszę. – Maggie złożyła błagalnie dłonie, a jej oczy wyrażały jedynie szczerą prośbę.
– Nie. – Wstałem ze swojego ulubionego fotela, a Dake podniósł łeb zainteresowany tym, co robię.
Uważnie śledził każdy mój ruch. Patrzył, jak sięgam po wiszący przy drzwiach płaszcz i owijam się w niego szczelnie. Od razu zrozumiał, co zamierzam. Jego wzrok zaraz przeniósł się na okno, by sprawdzić, czy pogoda sprzyja wyjściu. Krople deszczu rytmicznie uderzały w szybę, wystukując sobie znaną melodię, drzewa uginały się pod naporem wiatru i brakowało jedynie błyskawic rozświetlających niebo. Dake jeszcze raz odwrócił łeb w moją stronę, po czym położył go znów na łapach. Odkąd przestał być dzikim wilkiem strasznie się rozleniwił i byle mżawka zniechęcała go do wyjścia. Za to gdy napadało śniegu do pasa, to był pierwszy, żeby wyjść i skakać wśród zasp.
– Nie żartuj, że chcesz iść na polowanie w taką pogodę. – Angie podparła się pod boki. – Wracaj na miejsce. Nie musisz nam nic opowiadać, za to my możemy ci wiele opowiedzieć. – w jej głosie wychwyciłem nutę, która kazała mi odwiesić płaszcz na hak i odłożyć strzelbę.
– Co takiego? – zapytałem, ale nie odsunąłem się od drzwi. Byłem gotów, by jeszcze się ubrać i tym razem wyjść.
– Najpierw musisz wrócić do kominka.
Wywróciłem oczami, ale spełniłem jej polecenie. Dake leniwie machnął ogonem, zadowolony, że nabrałem rozumu. Musiałem sam przed sobą przyznać, że nie miałem najmniejszej ochoty na polowanie w taką ulewę. Jednak nie mogłem przyznać się do tego przed młodymi, a szczególnie przed moim wilkiem. Znał sposoby na to, by wypominać mi różne wydarzenia bez słów.
– To, o czym chcecie mi opowiedzieć? – zapytałem niby od niechcenia, ale w głębi serca byłem naprawdę podekscytowany. Angie rzadko opowiadała o sobie, w takim razie musiało to być coś dla niej szczególnie ważnego.
– Bierzemy ślub – odezwał się Tom, uprzedzając swoją narzeczoną.
O ich planach wiedziałem już od paru miesięcy. Razem Gregiem wspieraliśmy Toma, gdy zamierzał się oświadczyć. Potem dowiedziałem się z jego opowieści, że wyszło niemal tak jak zaplanował. Angie była szczęśliwa i zgodziła się bez chwili zawahania, a już następnego dnia wzięli się za planowanie ślubu i wesela, choć nie potrafili wybrać jeszcze konkretnej daty. Miło było usłyszeć, że doszli w tej kwestii do porozumienia.
– Gratuluję. – Szczery uśmiech sam wstąpił na moje usta. – Kiedy odbędzie się to wielkie wydarzenie?
– Nie aż tak wielkie – sprostowała Angie, machnąwszy na to ręką. – Tylko najbliższa rodzina i przyjaciele. Też jesteś zaproszony.
– Następna sobota – Tom zlitował się nade mną i odpowiedział na moje pytanie.
Nie spodziewałem się, że tak późno wybiorą datę. Albo raczej, że tak późno mnie o niej powiadomią.
– Tak szybko? – zdziwiłem się. – Czemu nie powiedzieliście wcześniej? Miałbym więcej czasu na przygotowane się.
– I znalezienie wymówki – dodała Angie. – Znamy cię, dlatego zwlekaliśmy tak długo, jak się dało. Dzięki temu musisz się pojawić. I nawet nie waż się szukać prezentu. Chcemy tylko, żebyś się zjawił.
– Nie mogę przyjść z pustymi rękami – powiedziałem, zanim zdołałem się ugryźć w język.
Angie miała rację. Zwykle szukałem wymówek, by uniknąć spotkania z ludźmi. Zwłaszcza z nieznanymi. Wolałem swoją samotną chatkę w środku lasu, do której od czasu do czasu wpadali młodzi. Nie potrzebowałem nic więcej.
– To dołączysz się do naszego – rzekł Greg, opierający się o gzyms kominka. – I nie ma dyskusji.
– Niech tak będzie – skapitulowałem, odciągając myśli od wspomnień. – Pojawię się.
Młodzi ucieszyli się na tę wiadomość.
Chociaż takie spotkania od dłuższego czasu do mnie nie pasowały, to nie mogłem zawieść tych, którzy tak wiele razy okazali mi swoje własne wsparcie. Zwłaszcza w tych najgorszych momentach.
Przeniosłem wzrok na drugą parę, którą tego dnia gościłem u siebie.
– A co z wami? Powinniście brać przykład.
– Wiesz, Jack, że jestem potrzebna w domu – powiedziała niemal szeptem Maggie. – Rodzice…
– Przecież możecie z nimi zamieszkać.
– Moi też chcą, bym został – wtrącił również smutnym tonem Greg.
Żadne z nich nie miało rodzeństwa. Maggie była jedynaczką, a bracia Grega zginęli podczas wojny lub po prostu wyjechali i słuch po nich zaginął. Ich rodzice nie byli już najmłodsi i potrzebowali swoich dzieci w domu. A z każdym rokiem ta potrzeba była coraz większa.
– Spotkam się jutro z nimi i spróbuję coś wymyślić. Na pewno istnieje jakieś rozwiązanie, które zadowoli wszystkich – powiedziałem, chcąc nieco poprawić ponury nastrój, jaki wkradł się do pokoju.
– Naprawdę? Jesteś wielki. – Maggie z radości rzuciła mi się na szyję.
Po ojcowsku pogłaskałem ją po głowie. Często zdarzało się, że przychodzili do mnie po radę, wygadać się lub po prostu, by się spotkać. Z czasem stali się dla mnie jak rodzina, o którą starałem się dbać najlepiej, jak potrafiłem.
– Rozmawialiśmy już z nimi i do niczego nie doszliśmy – zaznaczył Greg. – Ale ty zawsze na coś wpadniesz.
Dawanie dobrych i skutecznych rad, które mogły rozwiązać wszystkie problemy świata, stało się jedną z moich najważniejszych ról. Szkoda, że sobie samemu nie potrafiłem takich dawać.
– Zrobię, co w mojej mocy. Możecie to potraktować jako mój prezent ślubny.
– Jesteś niemożliwy – mruknęła Angie, udając niezadowolenie.
– Wiem, dlatego tu wciąż przychodzicie. A teraz siadajcie, jeśli chcecie posłuchać historii starca – przesadnie zaakcentowałem ostatnie słowa, na co Angie znów coś mruknęła pod nosem, a pozostali lekko się uśmiechnęli.
Chociażbym nie wiem, jak się zapierał, zawsze kończyło się na tym, że coś im opowiadałem. Czasami było to wspomnienie z rodzinnego domu i młodości, czasami nowa historia, na jaką wpadłem, a najrzadziej wydarzenia związane z wojną i tym, co działo się po niej. Zbyt świeże rany nie pozwalały mi mówić o tym bez silnych emocji, dlatego zwykle rezygnowałem z takich opowieści. Ale zdarzało się, że potrzebowałem podzielić się z kimś tym wycinkiem swojego życia. A młodzi chętnie słuchali i zdobywali się na słowa pociechy, gdy ich potrzebowałem. To były chwile, kiedy wiedziałem, że zostaną wielkimi ludźmi, którzy mają w sobie siłę, by sporo zmienić – jeśli nie na świecie, to przynajmniej w swojej rodzinie i w sobie samych.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Tak mnie zaciekawiło to opowiadanie, że musiałam przeczytać wszystkie części.
Miło mi to słyszeć 😉 Dziękuję!
Cóż to za opowieść? Piszesz książkę? Jeśli tak to jej fragment czytało mi się naprawdę dobrze. Masz lekkie pióro. 😊
Dziękuję 😉 Piszę książki, ale to jest fragment historii Jacka Scotta, którą zaczęłam tworzyć parę lat temu, a teraz kontynuuję. Na razie nie planuję tego wydawać.
Czyta się tę historię szybko i przyjemnie
Dzięki 😉
Fajna historia, przyjemnie się czyta. Pewnie lubisz pisać o takich rzeczach. Całkiem dobrze to tworzysz.
Dziękuję 🙂 W sumie to tak, lubię 😉
Wciągające, aż czekam na kolejne części. Jestem bardzo ciekawa, jak dalej potoczą się losy bohaterów.
Dziękuję 😉