W najweselszym zebraniu, niech się kilku gniewa,
Zaraz się ich ponurość na resztę rozlewa:
Strzelcy dawniej milczeli; druga stołu strona
Umilkła, Tadeusza żółcią zarażona.
Pan Tadeusz, Adam Mickiewicz
Wieczerza odbywała się na zamku. Uparty Protazy nie zważał na polecenia Sędziego i znów na zamczysku przygotowywał zastawę stołową. Goście weszli i stanęli w kole. Podkomorzy zajął najwyższe miejsce, które należało mu się z wieku i z urzędu, a idąc kłaniał się gościom. Robaka nie było, więc jego miejsce – po prawej stronie męża – zajęła Podkomorzyna. Sędzia wskazał pozostałym gościom ich miejsca, a potem pobłogosławił wieczerzę.
Mężczyznom rozdano wódkę, po czym wszyscy wzięli się za chłodnik zabielany. Później na stole pojawiły się raki, kurczęta, szparagi oraz wina: węgrzyn i malaga. A wieczerza odbywała się w milczeniu. Podobno, odkąd postawiono mury zamku, nigdy nie było tak posępnej atmosfery podczas posiłku. Słychać było jedynie brzęczenie sztućców i naczyń.
Wydawało się, jakby jakiś zły duch wszystkim nakazał milczenie. Myśliwi, wcześniej rozgadani, teraz zamilkli, bo zdali sobie sprawę, że sami nic nie przynieśli z tej obławy. Myśleli o tym, jak ksiądz Robak nagle zjawił się i przewyższył wszystkich strzelców w powiecie.
„Cóż to za wstyd?” – myśleli. – „Co o tym będą mówić w Oszmianie i Lidzie, które walczą o pierwszeństwo w strzelectwie w tym powiecie”.
Za to Asesor i Rejent mieli jeszcze w pamięci hańbę swoich chartów, którym wymknął się zając. Siedzieli w milczeniu wpatrzeni w swoje misy.
Asesora dodatkowo dręczyło inne zmartwienie. Spojrzał na Telimenę i swoich rywali. Zmieszana siedziała bokiem do Tadeusza, ledwo na niego patrząc. Za to wciąż zagadywała zasępionego Hrabiego, chcąc poprawić mu humor.
„Taki kwaśny jest, odkąd wrócił ze swojego spaceru” – pomyślał Tadeusz. – „A raczej z zasadzki”.
Hrabia ledwo spojrzał na Telimenę i zwrócił się do Zosi. Nalał dziewczynie napoju, podawał talerze, prawił komplementy. Jednak było widać, że te wszystkie grzeczności były tylko na złość Telimenie, bo co chwila groźnie zerkał na kobietę.
Ta nie rozumiała o co chodzi. Wzruszyła jedynie ramionami.
„Dziwaczy” – pomyślała.
W końcu, stwierdziwszy, że wystarczy starania się o względy Hrabiego, zwróciła się do Tadeusza, który też był posępny i do tej pory nie tknął jedzenia. Wydawało się, że przysłuchuje się rozmowom, ale wciąż patrzył w talerz. Gdy nalała mu wina, zdenerwowany powiedział, że jest natrętna. Gdy pytała o zdrowie, ziewał.
Miał jej za złe, że tak się zmieniła w ciągu jednego wieczoru, że puściła wszystko w niepamięć, że stała się zbyt skora do flirtów. Nie podobało mu też się, że miała tak głęboko wyciętą suknię. A kiedy podniósł oczy, przestraszył się. Ledwie zerknął na rumiane policzki Telimeny, zauważył, że są pokryte pudrem. Gdzieniegdzie był wytarty – może z winy Tadeusza, a może po prostu róż był w złym gatunku – a kobieta w pośpiechu nie zdążyła poprawić makijażu. Dostrzegł też piegi wokół ust. A potem zaczął się jej przyglądać uważniej. Nie miała dwóch zębów, na czole, skroni i pod brodą widniały zmarszczki. Tadeusz poczuł, że niepotrzebnie tak zwracał uwagę na to wszystko. Nie potrafił znów wzbudzić w sobie uczucia do niej. Robiąc sobie wyrzuty, pochylił głowę nad talerz i milczał. A zły duch skusił go, by podsłuchać, co Zosia mówiła do Hrabiego.
Ten zyskał sympatię dziewczyny. Najpierw się rumieniła i spuściła oczy, potem razem z nim się śmiała, aż w końcu rozmawiali o niespodziewanym spotkaniu w ogrodzie, roślinach i chodzeniu po grzędach.
Tadeusz bardziej nastawił uszu, by nie umknęło mu żadnego słowo wzbudzające w nim gorycz. Czuł narastającą w sobie zazdrość, obojętność i złość.
A jeśli w nawet najradośniejszym towarzystwie kilku zacznie się gniewać, to rozlewa się to uczucie na każdego z biesiadników. Zatem i tu wszyscy zamilkli zarażeni złym humorem Tadeusza. Nawet sam Podkomorzy był nadzwyczajnie ponury. Nie chciał rozmawiać, widząc swoje równie milczące i zaniedbane przed młodych córki. A były przecież w kwiecie wieku – podobno najlepsze partie w powiecie.
Sędzia, zwykle gościnny, teraz również stał się posępny. Wojski stwierdził, że to nie polska wieczerza, ale wilcza. Przyzwyczaił się do pogawędek zawsze i wszędzie. Nawet wtedy, gdy milczał, marzył lub skradał się z packą na muchę, to musiał czegoś słuchać. W dzień rozmawiał, a w nocy trzeba było mu opowiadać bajki lub szeptać modlitwy różańcowe.
Nienawidził fajki wymyślonej przez Niemców, która miała podobno Polaków zcudzoziemczyć i sprawić, że zamilkną. Hreczecha chciał odpoczywać w zgiełku, a milczenie go wręcz budziło. Podobnie jak młynarzy, którzy usypiają przy terkocie kół, ale budzą się z trwogą, kiedy osie się zatrzymają.
Wojski zaczął dawać znaki Podkomorzemu i Sędziemu, prosząc ich o głos. Obaj panowie skinęli głową na znak zgody.
– Ośmielę się poprosić młodych – zaczął Hreczecha – by po staremu bawili się przy wieczerzy, a nie tylko milczeli i żuli. Czy my jesteśmy kapucynami? Ten, kto milczy wśród szlachty, zachowuje się, jak myśliwy, który pozwala, by naboje zardzewiały w strzelbie. Dlatego uwielbiam rozmowność naszych przodków. Kiedy wracali po łowach, siadali przy stole, ale nie po to tylko, żeby jeść, ale żeby porozmawiać. Wygadać się, co komu leży na sercu, pochwalić lub zganić ludzi i zwierzęta. Powstawał gwar przyjemny dla ucha, niemal jak drugie polowanie. Wiem, dlaczego jesteście tacy ponurzy. To przez księdza Robaka. Wstydzicie się, że to nie wy postrzeliliście niedźwiedzia. Ale nie wstydźcie się. Znałem lepszych od was myśliwych, którzy chybiali. Przecież to normalne. Ja sam również nie zawsze trafiam do celu, a przecież uczę się od dziecka. Nawet panu Rejtanowi się to zdarzało, ale o nim opowiem później. Jeśli chodzi o paniczów, którzy nie dotrzymali kroku zwierzowi, choć mieli w rękach oszczep, to zachowanie ich nie jest godne ani pochwały, ani zganienia. Jeśli ktoś miał nabój w strzelbie, a uciekł, to był tchórzem. Hańbą było też to, gdy strzelał na oślep. Ale nie musi się wstydzić ten, kto dobrze wymierzył i strzelił, ale chybił. Albo ten, który walczy oszczepem nie z przymusu, ale z własnej chęci. Bo to narzędzie służy do obrony, a nie walki. Ale nie bierzcie sobie tego do serca, Tadeuszu kochany i wielmożny Hrabio. Jednak, gdy tylko przypomnicie sobie dzisiejsze wydarzenie, wspomnijcie też moją przestrogę, żeby nigdy nie przeszkadzać drugiemu i nie strzelać do tej samej zwierzyny.
– Dziewczyny – szepnął półgębkiem Asesor.
– Brawo! – krzyknęli młodzi i zaczęły się rozmowy i śmiechy.
Jedni drugim powtarzali przestrogę Hreczechy, a dokładniej ostatnie słowo. Inni wtedy wykrzykiwali za Asesorem: dziewczyny.
– Kobiety – szepnął Rejtan.
– Kokiety – dodał Asesor, utkwiwszy ostre spojrzenie w Telimenie.
Wojski nie zamierzał robić uszczypliwych uwag i nie zwracał uwagi na to, co skrycie szeptali. Był zadowolony, że mógł damy i młodzież rozśmieszyć. Potem zwrócił się też do myśliwych, by również im poprawić humor.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Czyli w sumie wiele się nie zmieniło 😉 Polacy nadal cenią sobie dobre jadło, trunki i możliwość biesiadowania 😉
To zaledwie dwa stulecia 🙂 Choć pewnie wcześniej było podobnie 😉
Wstyd się przyznać, ale nie pamiętam kiedy ostatnio przeczytałam jakąkolwiek książkę… :/
Zbliża sie weekend, więc może warto znaleźć czas na dobrą lekturę 😉
Ja nigdy tej książki nie przeczytałam w całości, mam jakiś taki dziwny stosunek do tego aby nie robić czegoś co robią wszyscy, a w tym wypadku czytają Pana Tadeusza
W sumie to chyba wiele osób nie doczytało go do końca, a niektórzy nawet nie zaczęli 🙂 Zależy od środowiska.
To takie pozycje w literaturze polskiej, do których się dojrzewa 🙂
Zgadzam się 🙂 Dopiero po czasie doceniam tę książkę.