Mówiłem panu zawsze: procesów zaniechać;
Mówiłem panu zawsze: najechać, zajechać!
Tak było po dawnemu: kto raz grunt posiądzie,
Ten dziedzic; wygraj w polu, a wygrasz i w sądzie.
Pan Tadeusz, Adam Mickiewicz
Wszyscy porwali się z miejsc. Tylko przez chwilę trwała głucha cisza.
– W dyby go, chłopcy – krzyknął wtem Sędzia.
Wnet służba rzuciła się w stronę Gerwazego, ale Hrabia zagrodził im drogę krzesłem i postawił na nim nogę.
– Wara, Sędzio – zawołał. – Nikt nie będzie krzywdził moje sługi w moim własnym domu. Jeśli ktoś chce, może do mnie złożyć skargę.
Podkomorzy zezem spojrzał w oczy Hrabiego.
– Bez pańskiej pomocy mogę ukarać zuchwałego sługę – rzekł. – A ty, panie, bez dekretu nie dostaniesz tego zamku. Nie ty jesteś tu panem i nie ty nas gościsz. Zatem siedź cicho, jak do tej pory siedziałeś. I jeśli nie siwą głowę, to urząd powiatowy uszanuj.
– Dość tej rozmowy – odezwał się znów Hrabia. – Nudzicie mnie już waszymi względami i urzędami. Głupotą było wdawać się z państwem w pijatyki, które kończą się chamstwem. Odpowiecie za obrazę honoru. Do widzenia, gdy będziecie trzeźwi. Chodź za mną, Gerwazy!
Takiej odpowiedzi nigdy Podkomorzy by się nie spodziewał. Otworzył szeroko oczy i usta ze zdziwienia, lecz milczał. Trzymał wciąż w dłoni kielich i butelkę, z której nalewał sobie wina. Jednak zuchwalstwo Hrabiego go tak poraziło, że kielich ścisnął aż pękło szkło, a wino prysnęło mu w oczy. Zerwał się nagle. Pierwsze słowo zmełł w ustach.
– Błazen – warknął przez zaciśnięte zęby. – Hrabiątko! Już ja cię nauczę. Tomaszu, podaj szablę. Nauczę go szacunku. Nudzą go względy i urzędy. Taki delikatny – prychnął. – Już ja ci obetnę te uszka. Wynocha! Do broni! Tomasz, szablę!
Jednak wtedy przyskoczyli do niego przyjaciele.
– Zaczekaj – rzekł Sędzia. – To nasza sprawa. I to mnie pierwszego wyzwano. Protazy, podaj broń. Zajmę się nim.
– Stryju, Wielmożny Podkomorzy – wtrącił się Tadeusz – czy to jest was godne, byście się zajmowali tym modnisiem? Nie ma tu młodych, którzy mogliby się tym zająć? Dajcie go mnie. Nauczę go szacunku. A co do ciebie, panie śmiałku, który wyzywasz starców, zobaczymy, czy jesteś takim strasznym rycerzem. Sprawdzimy to jutro. Wybierzemy miejsce i broń. A dziś uciekaj, póki jesteś jeszcze cały.
Była to dobra rada, bo Klucznik i Hrabia znaleźli się w nie lada kłopotach. Przy górnym końcu stołu tylko krzyczano, ale na drugim już butelki latały obok głowy Hrabiego. Przestraszone kobiety płakały i prosiły.
– Niestety – krzyknęła Telimena i zemdlała. Padła w ramiona Hrabiego, który zaczął ją cucić, choć wciąż się gniewał.
Gerwazy był wystawiony na atak służby, która już się chciała na niego rzucić, gdy Zosia zasłoniła go własnym ciałem. Zatrzymali się, a Klucznik zniknął im z oczu. Nagle zjawił się po drugiej stronie, podniósł ławę, zakręcił nią w powietrzu, po czym wziął Hrabiego. Razem ukrywając się za ławą, cofnęli się do drzwiczek. Gdy już byli blisko, Gerwazy spojrzał jeszcze raz na wrogów i zamyślił, czy lepiej uciekać, czy z nową bronią zaatakować. Wybrał to drugie i już szykował się, by rzucić ławą, lecz wtedy spojrzał na Wojskiego i się przeląkł.
Wojski do tej pory siedział cicho pogrążony we własnych myślach. Dopiero gdy Hrabia z Podkomorzym się kłócili i młody panicz zagroził Sędziemu, Hreczecha zażył dwukrotnie tabaki i przetarł oczy.
Choć Wojski był dalekim krewnym Sędziego, to gościł w jego domu i dbał o jego zdrowie. Przypatrując się walce, położył dłoń na stole, a na nią nóż, zwrócony rękojeścią do łokcia. Niby się nim bawił, ale wciąż wpatrywał się w Hrabiego.
Sztuka rzucania nożami była zaniedbywana wtedy na Litwie i znana tylko starym. Klucznik próbował jej podczas kłótni w karczmach, ale to Wojski świetnie sobie w niej radził. Nietrudno było odgadnąć, że mierzy w Hrabiego, ostatniego z Horeszków po kądzieli. Mniej uważni młodzi nie rozumieli ruchów starca. Gerwazy jednak pojął je i zasłonił Hrabiego ławą.
– Łapcie ich – krzyknęli ludzie.
Wilk, którego nagle zaczynają gonić myśliwi i charty, ucieka, przerwawszy ucztę. Odwraca się i dostrzega, że pędzą za nim charty, a myśliwy przygotowuje się do strzału. Podkula ogon, biegnie dalej, a charty zwycięsko podbiegają bliżej i go gryzą. Wtedy jednak odwraca się, kłapie szczęką i grozi zębami, a psy uciekają ze skowytem. Podobnie Gerwazy z groźną postawą cofał się, powstrzymując wzrokiem i ławą napastników, aż dotarł z Hrabią do drzwi i zniknął w korytarzu.
– Łapać – krzyknięto znów.
Jednak triumf nie trwał długo, bo niespodziewanie Klucznik pojawił się na chórze i zaczął wyrywać rury starych organów. Zwyciężyłby na pewno w tym boju, ale goście już uciekli. Słudzy również z trwogą podążyli za nimi, zabierając naczynia. Ostatni z pola ustąpił Protazy. Niewzruszenie przemawiał, stojąc za krzesłem Sędziego, a gdy skończył, opuścił też to pobojowisko. Na szczęście nie było ofiar w ludziach. Tylko ławy i stoły miały zwichnięte nogi i padły na talerze zalane winem niczym rycerz godzony podczas boju. Wszędzie leżało mięso świeżo nabite na widelce.
Powoli wszystko wracało do zwyczajnego odpoczynku. Zapadał mrok. Resztki wspaniałej uczty leżały podobnie jak podczas Dziadów, kiedy to gromadzą się dusze zmarłych. Na poddaszu krzyknęły trzykrotnie puszczyki niczym guślarze. Wydawało się, że witały księżyc, którego blask zjawił się jak dusza czyśćcowa. Z podziemi niczym potępieni wyskakiwały szczury i zajęły się dawną ucztą. A na piętrze, w sali zwierciadeł pozbawionej luster stał Hrabia zwrócony w stronę bramy. Surdut trzymał na jednym ramieniu, jego poły zebrał w fałdy pod szyją i na piersi, układając ozdobnie.
Gerwazy przechadzał się po sali.
Obaj byli zamyśleni i mówili do siebie.
– Pistolety lub szable, jeśli chcą – powiedział Hrabia.
– Zamek i wieś są nasze – rzekł Klucznik.
– Cały ród wyzwiemy na pojedynek.
– Niech pan zabiera zamek, wieś i całą ziemię. – Zatrzymał się i zwrócił do Hrabiego: – Jeśli chcesz mieć, panie, pokój, powinieneś zabrać wszystko. Po co w ogóle ten proces? Od czterystu lat zamek należał do Horeszków. Podczas Targowicy część gruntów oddano Soplicom, ale to też trzeba im zabrać jako koszty procesu i za karę grabieży. Mówiłem panu, żeby nie urządzać procesów, ale najechać na nich. Tak było dawniej. Kto grunt raz zdobędzie, ten jest dziedzicem. A co do dawnych sprzeczek z Soplicami, to mój Scyzoryk jest lepszy od procesów. A jeśli jeszcze Maciej da mi swoją Rózeczkę, to we dwóch rozgromimy ich wszystkich.
– Brawo – pochwalił Hrabia. – Bardzo podoba mi się twój gotycko-sarmacki plan. Bardziej niż sprawa w sądzie. I wiesz co? Narobimy hałasu na całą Litwę. Takiej wyprawy od dawna tu nie było. Ale się zabawimy. – Zatarł dłonie. – Od dwóch lat tu siedzę, a jedyną walkę, jaką widziałem, to z chłopami o ziemię. A my przelejemy krew. Niejedną taką wyprawę przeżyłem podczas podróży. Kiedy byłem w Sycylii u pewnego księcia, to rozbójnicy porwali jego krewnego w górach i zażądali okupu. No to my, sługi i wasale, wpadliśmy do nich. Sam zabiłem dwóch zbójów. Pierwszy wleciałem do obozu i uwolniłem więźnia. Ach, Gerwazy, jakie to było zwycięstwo. Ludzie nas kwiatami witali. A córka księcia ze łzami wpadła mi w ramiona. A kiedy przyjechałem do Palermo, z gazet ludzie się wszystkiego dowiedzieli, a kobiety pokazywały mnie palcami. Nawet na podstawie tego wydarzenia wydrukowano romans, gdzie jestem z imienia wymieniony. Tytuł brzmiał Polak, czyli tajemnice Zamku Birbante-rokka. Czy są w zamku ciemnice?
– Tak, są piwnice, ale teraz puste, bo Soplicowie wypili wino.
– Uzbroić we dworze dżokejów i wezwać wasalów z włości.
– Lokajów? Kto to widział robić zajazd z chłopami i lokajstwem? Panie, w ogóle nie znacie się na tym. Co innego wąsale. Ci mogą się przydać, ale nie szukajmy ich we włościach, ale po zaściankach. W Dobrzynie, Rzezikowie, Rąbankach i Ciętyczach. Wszyscy oni są przychylni rodzinie Horeszków i wrogo nastawieni względem Sopliców. Stamtąd pewnie zbiorę ze trzysta szlachciców. Ja się tym zajmę, a pan niech wraca do pałacu i się wyśpi, bo jutro czeka nas ogrom pracy. Pan przecież lubi spać, a jest już późno. Ja zostanę na zamku aż do rana i wtedy zjawię się w Dobrzyńskim zaścianku.
Hrabia już zamierzał odejść, ale jeszcze wyjrzał przez otwór strzelniczy i ujrzał mnóstwo świateł we dworze Sopliców.
– Świećcie, świećcie. Jutro o tej porze tu, na zamku, będzie jasno jak w dzień, a u was ciemno jak w środku nocy – rzekł, po czym wyszedł.
Gerwazy usiadł na ziemi i oparł się o ścianę. Spuścił głowę na pierś. Blask księżyca padł na jego łysiejącą głowę. Klucznik palcem zaczął rysować plany przyszłych wypraw. Powieki coraz bardziej mu ciążyły, jednak wpierw musiał według zwyczaju odmówić pacierze.
Wtem przed jego oczami zamajaczyły dziwne zjawy. Zobaczył swoich dawnych panów, którzy nieśli szable i pałki. Spoglądali groźnie, podkręcali wąsa i potrząsali bronią. Za nimi szedł cień z krwawą plamą na piersi. W nim Gerwazy rozpoznał Stolnika. Klucznik przeżegnał się, by odpędzić zjawy i pomodlił za dusze czyśćcowe.
Znów zaczął przysypiać i zobaczył szlachtę na koniach. To był zajazd na Korelicz, a Rymsza pędził na czele. Gerwazy zobaczył siebie na siwym koniu z podniesionym nad głową rapierem. Na wietrze łopotała jego kapota. Z głowy spadła mu czapka konfederatka. Jednak pędził, obalał pieszych i konnych, aż w końcu Soplicę podpalił w stodole.
Głowa ciężka od marzeń opadła mu na pierś i zasnął.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Tekst porywa-tyle się tu dzieje. Wilki, noże … z zainteresowaniem się czyta!
W Panu Tadeuszu dzieje się całkiem sporo 🙂 I to od samego początku.
Ilustracja to już chyba cześć zamierzchłych dziejów, takie książki pachną przeszłością, chętnie poczytam inna wersję.
Tak, to wydanie Pana Tadeusza ma swoje lata.
🙋♀️ ja już czekam na 🤩 “Trylogia dwunastozgłoskowcem” 💚
😀
Pana Tadeusza każdy ze szkoły zna. Obowiązkowa lektura szkolna.
Każdy na pewno o nim słyszał. Ale czy zna? Nad tym można by się zastanowić 🙂 Sama doceniłam go dopiero na studiach.