Tak żołnierz, który strawił życie tocząc wojnę,
A na starość w szpitalach spoczywa kaleki:
Skoro usłyszy trąbę lub bęben daleki,
Chwyta się z łoża, krzyczy przez sen: «Bij Moskala!».
Pan Tadeusz, Adam Mickiewicz
Wstawał nowy dzień, próbując przebić się przez mrok nocy. Jeszcze słońca nie było widać na horyzoncie, a mgła wisiała nisko nad ziemią. Niebo powoli się rozjaśniało, a za jego przykładem wszystko na ziemi też zwlekało. Bydło później niż zwykle poszło jeść paszę i spostrzegło zające, które zwykle o świcie znikały wśród drzew. Wtedy jednak jeszcze jedne chrupały mokrzyce, a inne kopały nory, choć przed bydłem powinny wrócić do lasu. A tam również cisza. Żaden ptak nie śpiewał, nie strząsał z pierza kropel rosy i nie przytulał się do drzew. Nie czekał na słońce, które leniwie wschodziło coraz wyżej po niebie. Gdzieś nad brzegiem kałuży klekotał bocian. Na stercie siana siedziały mokre wrony i prowadziły swoje rozwlekłe rozmowy – gospodarze nie przepadali za nimi, bo zwykle zapowiadały słotę i deszcze.
Ludzie już dawno poszli pracować. Żniwiarki zaczęły śpiewać swoje pieśni, a kosiarze zabrali się za trawę, która odrosła od poprzedniego koszenia. Przy tym pogwizdywali piosenki. We mgle w ogóle ludzi nie było widać. Jedynie migały ostrza sierpów i kos ścinające trawę.
Na snopie zboża siedział Ekonom. Nudził się, na pracę nie patrzył, ale wciąż spoglądał na gościniec, gdzie panował niezwykły ruch. Tu jechała furmanka chłopska, tu bryka szlachecka, potem posłaniec na koniu i kilka kolejnych wierzchowców. Wszyscy się gdzieś śpieszyli.
– Co to znaczy? – zapytał sam siebie, po czym wstał. Próbował kogoś zagadnąć, dowiedzieć się czegoś, ale nie udało mu się nikogo zatrzymać.
We mgle jeźdźcy przypominali duchy. Słychać było jedynie tętent kopyt i – co dziwne – szczękanie broni.
Z jednej strony Ekonom się tym ucieszył, ale z drugiej przeraził. Na Litwie w ostatnim czasie było dosyć spokojnie, ale przychodziły wieści o tym, że zbliża się wojna. Francuzi, Dąbrowski, Napoleon… Może ci jeźdźcy zapowiadali wojnę?
Ekonom czym prędzej pobiegł do Sędziego, by mu to wszystko oznajmić. I samemu dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat.
Po wczorajszej kłótni i Soplicowie i goście wstali przygnębieni. Córka Wojskiego na próżno zapraszała damy na tarota. Panowie nie mieli ochoty grać w mariasza. Nikt nie chciał rozmawiać czy się bawić. Wszyscy siedzieli cicho w swoich kątach. Mężczyźni palili fajki, kobiety siedziały przy robótkach ręcznych. Nawet muchy spały.
Wojski odrzucił swoją packę i poszedł do służby. Wolał posłuchać krzyków ochmistrzyni, gróźb kucharza i hałasu pomocników niż nudzić się w tej ciszy. W kuchni poczuł się lepiej, patrząc na kręcące się rożna.
Sędzia cały dzień siedział w izbie, pisząc. Woźny siedział od rana pod oknem na wale ziemi. Gdy tylko Sędzia skończył pozew, wezwał Protazego. Odczytał mu swoją skargę na Hrabiego, w której wspominał o plamie na honorze i o obraźliwych słowach. Gerwazego oskarżył o przemoc. Obydwóch o przechwałki, o narażania na koszty procesowe.
Wiadomo było, że pozew trzeba doręczyć jeszcze tego dnia, więc Woźny wyciągnął rękę z uroczystą miną. Stał poważnie, choć miał ochotę podskoczyć z radości. Na samą myśl o procesie zdawał się młodnieć. Pamiętał dawne lata. Chodzenie z pozwami bywało niebezpieczne, ale otrzymywał za nie dobrą zapłatę. Czuł się jak żołnierz, który przez całe życie walczył na froncie, a na starość odpoczywa w szpitalach jako kaleka. Jednak, gdy tylko usłyszy trąbę lub bęben, zrywa się z łóżka i jeszcze przez sen woła: Bij Moskala. I na drewnianej nodze pędzi do walki tak szybko, że młodzi ledwo mogą go złapać.
Protazy spieszył się, by ubrać się, jak na woźnego przystało. Żupan i kontusz były dobre na tylko publiczną uroczystość, dlatego z nich zrezygnował. Na podróż nadawały się szerokie rajtuzy i kurtka, której poły zapinano na guziki, a do tego czapka z uszami i sznurkiem do związania. Tak ubrany, wziął jeszcze pałkę i ruszył piechotą. Przed procesem woźny niczym szpieg musi ukrywać się pod różnymi przebraniami.
Dobrze, że Protazy spieszył się ze swoim pozwem, bo długo by się nim nie nacieszył. W Soplicowie zmieniały się właśnie plany.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Ciekawy pomysł na przedstawienie książki z nieco innej perspektywy. Bardzo przyjemnie się czyta 😉
Dziękuję 🙂
Za każdym razem zdumiewa mnie, że Pan Tadeusz i prozą. Ale doceniam ogrom włożonej pracy.
Dziękuję 😉
Jak zawsze pięknie. Jestem ciekawa dalszej części. 🙂
Dziękuję 🙂 Już w czwartek kolejna część.
Jak zawsze fantastycznie napisane. Jestem ciekawa, skąd czerpiesz inspiracje na tak świetne teksty
W tym wypadku z Pana Tadeusza 🙂 A ogólnie to inspiracje znajduję wszędzie np. podczas czytania, spacerów, nawet podczas wykładów. Ostatnio też często w rozmowach z mężem 🙂