Następnego poranka Książę nie zwlekał ze zwinięciem obozu i wyjechaniem. Znajdował się wciąż na wrogich terenach – a przynajmniej tak mu się wydawało – dlatego nie mógł pozwolić sobie na zbędny odpoczynek. Po koszmarze przyszedł spokojny sen, więc do rana zdołał wypocząć wystarczająco, by wsiąść na konia i ruszyć w drogę. W siodle zjadł śniadanie i popił resztą wody, jaka mu została. Tego dnia miał znów poszukać strumienia. Polegał w tej kwestii na swoim koniu, który nie miał sobie równych w odszukiwaniu wody. Tylko dzięki niemu nie zginął jeszcze z pragnienia.
Do tej pory unikali gościńców i utartych traktów, na których mogliby przypadkiem natknąć się na wrogów. Zamiast tego przedzierali się przez las, co nieco ich spowalniało, ale przecież nie musieli się nigdzie spieszyć. Nikt ich też pewnie nie ścigał – nie po tylu tygodniach. Król Nocy musiał naprawdę odpuścić sobie łapanie Księcia, który nareszcie mógł odetchnąć z ulgą. Jednak jego radość była przedwczesna.
Gniadosz pierwszy usłyszał obozujących w pobliżu ludzi. Strzygąc uszami, dał młodzieńcowi znak, że nie są już sami w lesie. Gdy Książę nie reagował, wierzchowiec zatrzymał się i obrócił łeb w jego stronę z wyrzutem widocznym w czarnych oczach.
– Jedźmy dalej – nakazał młodzieniec, ściskając łydkami boki konia, ale ten uparcie stał.
Po chwili Książę też usłyszał głośne nieznane sobie głosy.
– Dlaczego nie powiedziałeś od razu? – zarzucił gniadoszowi.
Koń, gdyby mógł, pewnie wywróciłby oczami na tę zniewagę. W tej sytuacji musiał jednak powstrzymać się nawet od parsknięcia, które mogło zwrócić uwagę nieznajomych. Zachowanie kompletnej ciszy było ważniejsze niż osobiste spory.
Książę miękko zszedł na ziemię. Na polowaniu znał się tak świetnie jak jego koń na szukaniu wody, więc skradanie się w stronę ludzi nie stanowiło dla niego problemu. Przynajmniej w tym wypadku nie musiał uważać na wiatr zdradzający jego zapach. Szedł ostrożnie, żeby nie nadepnąć na żadną gałązkę, aż przekradł się wystarczająco blisko ludzi, by usłyszeć, o czym rozmawiają. Nieszczególnie przejmowali się tym, że w pobliżu może ukrywać się ich wróg. Zachowywali się, jakby te tereny należały tylko do nich.
Na środku polany płonęło ognisko, nad którym piekło się świeże mięso. Na ten widok Książę poczuł napływającą do ust ślinę, ale odsunął głód daleko od siebie. Miał przecież jeszcze trochę zapasów po ostatnim udanym polowaniu.
Na przeciwległym końcu polany uwiązano kilkanaście koni, które już wyczuły zapach młodzieńca i nerwowo parskały. Żołnierze jednak nie zwracali na nie uwagi, zbyt zajęci własnym towarzystwem. Żaden nawet nie pomyślał o tym, by sprawdzić, co zaniepokoiło wierzchowce. Księciu to odpowiadało – nie musiał przejmować się, że go znajdą.
Gdy mięso się jeszcze piekło, żołnierze rozsiedli się wokół ogniska. Młodzieniec nieczęsto pozwalał sobie na ten luksus. Starał się rozpalać ogień tylko wtedy, gdy było to konieczne i w takim miejscu, by blask nie zdradzał go z daleka.
Żołnierze niecierpliwie spoglądali na pieczące się mięso. Wtem jeden z nich zabrał głos i odciągnął uwagę innych od jedzenia.
– Jak długo każe nam jeszcze siedzieć w tych lasach? Przecież wszyscy wiedzą, że chłopaka zjadły wilki. Moglibyśmy sobie w końcu odpuścić. Czego my właściwie tu szukamy? Trupa? Jeśli nawet jest, to i tak nie tutaj. Na pewno byśmy na niego już trafili.
– Właśnie – zgodził się z nim drugi. – Gdyby żył, to dawno już by ktoś go znalazł i przyprowadził. Każdemu przydadzą się pieniądze. Kto o zdrowych zmysłach zrezygnowałby z tej fortuny?
– Są tacy, którzy sądzą, że on żyje i ich ocali – dodał trzeci. – Głupcy, ślepo wierzą, że jakiś chłopaczyna pokona naszego władcę. Równie dobrze mrówka mogłaby się mierzyć z wilkiem. Niech wreszcie porzucą nadzieję i pogodzą się ze zmianą. Nie są w stanie nic zrobić.
Książę zrozumiał, że mówią o nim i jego ucieczce. Tak długo się ukrywał w lesie, że niektórzy zaczęli wątpić, czy jeszcze żyje. Inni jednak mieli nadzieję, że zostaną przez niego ocaleni. Nie mógł ich zawieść.
– Poza tym jak wyobrażasz sobie jego powrót? – znów odezwał się drugi. – Nie ma niczego. Ani złota. Ani wojska. Ani nikogo na kim mógłby polegać.
– Ma sojuszników – odpowiedział zapytany. – Może się do nich udać i błagać o pomoc. Choć pewnie mu jej nie udzielą. Nie zjawili się, gdy zamek został napadnięty, więc dlaczego mieliby się zjawić teraz?
Młodzieniec poczuł ukłucie w sercu. Naprawdę nikt nie przybył, by pomóc jemu i jego rodzinie, gdy stanęła w obliczu zagrożenia. Zastanawiał się, czy sojusznicy Króla Dnia w ogóle wiedzieli, co miało miejsce w Zalianii. Może wciąż nie byli świadomi, że ich sojusznik dawno zginął, a jego syn tuła się samotnie po lasach, próbując przetrwać. Tym bardziej musiał do nich przybyć i przedstawić całą sytuację. Musieli w końcu dowiedzieć się prawdy.
– Nie chciałbym być na miejscu tego młodzieniaszka – kontynuował żołnierz, a jego wzrok padł na mięso skwierczące nad ogniem. – A pamiętacie nowe rozporządzenie króla?
– Kto miałby go nie pamiętać – mruknął inny żołnierz. – Idźcie i spalcie las. Łatwo powiedzieć. To nie do niego będą strzelać, gdy tylko wejdzie na te ziemie. Już wolę gonić za chłopakiem. Nawet jeśli jest już martwy. Możemy poszukać jego kości i przynieść królowi. Pewnie go ucieszy nasz dar i przestanie się tak nim przejmować.
– Na to liczę… Bierzmy się za to pieczyste. – Wstał i poszedł, by sprawdzić mięso. Było już gotowe, więc odkroił sobie spory kawałek, a pozostali poszli za jego przykładem.
Książę nie miał już czego szukać w tym miejscu, dlatego oddalił się od żołnierzy, zanim go zauważyli. Wrócił do swojego konia, którego zostawił w pewnym oddaleniu od obozu wroga. Gniadosz cierpliwie czekał na jego powrót i nie ruszył się z miejsca, choć młodzieniec zapomniał go przywiązać. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że koń mógł w każdej chwili uciec ze strachu i zdradzić przy tym jego obecność. Jego myśli krążyły jedynie wokół tego, co usłyszał. Złapał za wodze i wyprowadził swojego wierzchowca z lasu tak, by ominąć obóz wroga.
W głowie układał sobie wszystko, czego się dowiedział. Król Nocy wciąż go poszukiwał, choć wielu już sądziło, że Książę nie żyje. Do tego zamierzał zaatakować sojuszników Króla Dnia, paląc las otaczający ich miasto. Młodzieniec miał nadzieję, że zdołają to przetrwać. Inaczej będzie miał na sumieniu każdego z tych, którzy zginą. Musiał czym prędzej do nich przybyć i powiadomić ich o tym, co podsłuchał.
Zatrzymał gniadosza i wspiął się na siodło. Nie miał czasu do stracenia. Nie wiedział nawet, kiedy Król Nocy wysłał swoich ludzi na wschód, dlatego ścisnął mocniej boki konia i popędził go. Wiedział, że czeka go parę dni podróży, więc musiał się spieszyć. Od tego, jak szybko dotrze do miasta zależał los jego oraz tych, którzy zaufali jego ojcu.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Plastyczne pióro, to coś, co lubię – a ty właśnie takie masz 🙂 super!
Dziękuję <3
Jak zwykle, przyjemnie się czytało.
Dziękuję 🙂
a wydaje się, że spalenie lasu to błahostka ;-). bardzo mi się podobało.
Nie wtedy, gdy wokół czają sie sprawni łucznicy.
podoba mi się też to jak istotną rolę odgrywają zwierzęta w tym fragmencie 🙂
Mił omi to słyszeć 😉
Wciąga od pierwszego zdania. Gratuluję talentu! 🙂
Dziękuję 🙂
Przyjemnych “kilka” liter na zakończenie dnia 😉
Dziękuję 😀
Przeczytaliśmy jednym tchem 👍
Świetnie 😉
A przed ważnymi wyzwaniami zawsze trzeba się dobrze wyspać. Przynajmniej ja tak mam xd Choć w takich sytuacjach nie zawsze mi się udaje zasnąć, a często dopiero nad ranem, kiedy niebawem trzeba wstać haha
Stres często utrudnia zaśnięcie 😛 Ale sen rzeczywiście pomaga
Już sam tytuł zachęca do przeczytania.
🙂