Jako raz zapozwany szlachcic z Telsz, Dzindolet,
Rozkazał mu, oparłszy o piersi pistolet,
Wleźć pod stół i ów pozew psim głosem odszczekać,
Że Woźny musiał co tchu w konopie uciekać.
Pan Tadeusz, Adam Mickiewicz
Woźny poszedł do domu Hrabiego. Ostrożnie przemykał niczym lis, który wywęszył słoninę, ale zna podstępy myśliwych. Dlatego upewnia się, czy nie zastawili na niego pułapki i jedzenia nie zatruli. Protazy zszedł z drogi i szedł obok. Zatrzymał się, udając, że przygląda się bydłu, a potem ruszył w stronę ogrodu. Przeskoczył przez płot i wpadł do konopi, gdzie było bezpieczniej niż w krzakach. To tu przecież ukrywa się zając przed chartami lub służący, czekając aż jego pana opuści gniew. Czasami nawet zbiegli z wojska chłopi chowali się w tych roślinach.
Siedząc w konopi, Protazy przypomniał sobie dawne sytuacje, w których uczestniczył jako Woźny. Zdarzyło się kiedyś, że Dzindolet, szlachcic z Telsz, przyłożył mu pistolet do piersi. Potem kazał wleźć pod stół i wyszczekać pozew. No to Prozaty czym prędzej uciekł do konopi. Innego razu musiał przyjść do pana Wołodkowiczowa, który robił wiele problemów w sejmikach i trybunałach. Pozew, który przyniósł Protazy, podarł na strzępy. Postawił przy drzwiach służących uzbrojonych w kije, sam wziął do ręki rapier i kazał Woźnemu zjeść dokument, grożąc, że odmowa oznacza ścięcie. Protazy zatem udawał, że je pozew. Był jednak roztropnym człowiekiem, więc podkradł się do okna i wpadł do ogrodu konopnego. Teraz takie rzeczy już od dawna nie miały miejsca i Woźny mógł usłyszeć jedynie narzekanie, o czym nie wiedział, bo dawno nie dostarczał pozwów. Zwykle Sędzia rezygnował jego pomocy, choć Protazy sam się do tego zgłaszał. Tym razem jednak się zgodził z powodu naglącej sprawy.
Woźny szedł, wciąż zachowując czujność. Wszędzie było cicho. Powoli rozchylił konopie. Wyszedł i zaczął skradać się do okna, przez które zajrzał do środka. Wszędzie było pusto. Z głośno bijącym sercem wszedł na ganek, a stamtąd do domu. Stanął pośrodku i zaczął odczytywać pozew, gdy wtem do jego uszu dotarł turkot kół. Przestraszył się i chciał już uciekać… ale wtedy do środka wpadł znajomy człowiek, Robak. Obaj się zdziwili, że Hrabia gdzieś wybył z całym dworem i tak się spieszył, że zostawił drzwi otwarte.
Przy wejściu leżała broń, narzędzia ślusarskie do naprawiania uzbrojenia, a także proch i papier służące do przygotowywania naboi. Obaj zastanawiali się, czy Hrabia pojechał z dworem na łowy. Jednak po co mu tu była cała ta broń. Część leżała zardzewiała albo pozbawiona mocowania na rękojeści. Widać było, że z braku lepszego oręża, wyciągano nawet starą broń.
Robak zaczął to przeglądać, a potem wybrał się na zwiad do folwarku. Chciał znaleźć sługi i zapytać ich o Hrabiego. Jednak spotkał tylko dwie kobiety, od których dowiedział się, że pan z dworem ruszyli do Dobrzyna.
W Litwie ten zaścianek słynął z męstwa szlachciców i piękna szlachcianek. Dawniej był zamożny i pełen ludzi. Gdy król Jan trzeci wzywał do walki, to z Dobrzyna stawiło się sześćset szlachciców. Teraz jednak rodzina była uboższa i mniej liczna niż wtedy. Dawniej żyli w dworach, wojsku, zajazdach i sejmikach, więc nie musieli martwić się o chleb, ale dziś pracowali ciężko na siebie niczym chłopi. Jednak nie nosili odzieży wieśniaczej, lecz białe kapoty w czarne pręgi, a w niedzielę ubierali się w kontusze. Szlachcianki również nie zakładały ubogich katanek, ale ubrania z drelichu lub perkalu. Bydło pasali w trzewikach, nie w chodakach ze skóry. A w rękawiczkach nawet żnęli zboże i przędli.
Dobrzyńscy wyróżniali się wzrostem i językiem. Mieli czarne włosy i oczy, wysokie czoła i nosy podobne do orlich dziobów. Pochodzili ze starożytnego rodu, a w Litwie mieszkali od czterystu lat. Jednak wciąż zachowywali mazurską mowę i obyczaje. Na chrzcie dawali dzieciom imiona mieszkańców z Korony, jak święty Bartłomiej lub Matyjasz. I tak synem Macieja był Bartłomiej, a Bartłomieja Maciej. Kobiety za to otrzymywały imiona Kachna lub Maryna. A żeby rozróżnić ludzi, nadawano im różne przydomki pochodzące od ich zalet lub wad – czasami nawet kilka na znak pogardy lub szacunku. I tak się zdarzało, że człowiek inaczej był nazywany w Dobrzynie, a inaczej wśród sąsiadów. Potem te przydomki, nazywane imioniskami, zaczęto też nadawać w innych miejscach, a prawie nikt nie wiedział, że zaczęło się do w Dobrzynie.
Matyjasza Dobrzyńskiego, który był głową rodziny, nazywano Kurkiem na kościele, a potem Zabokiem, Królikiem nazwali go Dobrzyńscy, a Litwini – Maćkiem nad Maćkami. Jego dom stał między karczmą i kościołem. Widać było, że mieszkała tam biedota, bo brama stała bez drzwi, a płotu nie było wcale. Na grzędach rosły niesiane brzozy. A przecież ten folwark wydawał się stolicą całej wioski, jej ozdobą. Był lepiej zbudowany – prawa strona z cegieł – i bardziej rozległy. Nie brakowało stajni czy obór. Budynki gospodarcze stały razem jeden obok drugiego, jak to bywało u szlachty. Wszystko jednak tu gniło i było stare. Dachy porastał mech i trawa, na strzechach rozrosły się rośliny, a ptaki zaczęły wić gniazda. Obok domu skakały króliki. Dwór, dawniej obronny i piękny, stał się królikarnią. Widać to było po śladach po częstych napaściach. Pod bramą leżała żelazna kula z najazdu szwedzkiego — kiedyś przytrzymywała drzwi. Na dziedzińcu stały szczątku krzyżów tych, którzy nagle zmarli. Kto przyjrzałby się ścianom, ujrzałby wbite w nią kule. A różne klamki czy haki były ucięte lub miały ślady po ciosach szabli. Pewnie wypróbowywano na nich szable zygmuntówki, którymi można bez problemu ściąć główkę gwoździa lub przeciąć hak bez szkody dla brzeszczotu.
Nad drzwiami widniały herby Dobrzyńskich, ale ozdoby wokół zasłoniły półki i gniazda. W stajni i wozowni było sporo uzbrojenia. Pod ścianą leżały pancerze, które służyły za drabinę, szyszaki stały się gniazdami, a kolczugi rozpięto nad żłobem. Kucharka przerobiła rapiery na rożna, a buńczuk z Wiednia służył jej do otrzepywania żarna.
Jednak to wszystko miało się zmienić, bo wojna znów zawitała do progów Dobrzyna.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Czytam kolejną część i kolejną się zachwycam! Jak ja lubię do Ciebie wracać …
Cieszę się 😀 Miłego dnia!
Potrafisz pięknie ubrać myśli w słowa. 🙂
Dziękuję 🙂
Kolejna część, naprawdę pięknie napisana. 🙂
Dziękuję 😉