Przypadł nisko do ziemi, by ofiara go nie wyczuła. Był pewny, że tym razem jego polowanie zakończy się sukcesem. W końcu ileż razy można tracić tak piękną okazję na posiłek, nawet tak niewielki – czym bowiem jest taki mały, puchaty zając w porównaniu z głodem nękającym mrawa od kilku dni. Miał nadzieję, że teraz w końcu mu się uda. Liczył tylko na siebie. Nikt nie mógł mu pomóc – tak brzmiało zarządzenie starszych. Nikomu nie wolno było dzielić się z nim jedzeniem. Dlatego musiał polegać wyłącznie na sobie.
Zaczekał jeszcze chwilę. Zając podniósł się na tylnych łapach i spojrzał w jego stronę. Nie wykazał ani odrobiny lęku z tego powodu. Był raczej zaciekawiony stworzeniem, którego nie znał, a które było myśliwym. Głodnym myśliwym.
Losinis przygotował się do ataku na puchatego zwierzaka, po czym wystrzelił z zarośli. Zając prędko zorientował się w sytuacji i w ostatniej chwili umknął z linii ataku mrawa. Ten jednak nie zamierzał się tak prędko poddać. Popędził za swoją niedoszłą ofiarą, która zwinniej od niego poruszała się między drzewami i umykała w sobie znanym kierunku. Nie mógł jej stracić. Biegł, ale z trudem unikał pni, które znikąd pojawiały się na jego drodze, jakby chciały uniemożliwić mu upolowanie zająca. Nie poddawał się, pędził dalej.
Zając też dawał z siebie wszystko, po to, by w tym starciu zwyciężyć nad drapieżnikiem, dla którego las nie był najlepszym miejscem do polowań. Dotarł to swojej jamy, wskoczył do środka i nie zamierzał wystawić z niej nawet koniuszka puchatego ogona, dopóki czaił się tam myśliwy.
Mraw stanął nad norą, warknął przeciągle, po czym wyciągnął łapę i zaczął grzebać w ziemi.
– Wyłaź stamtąd. I tak cię dorwę – warknął Losinis, siadając obok nory. – Nie odejdę stąd, dopóki nie dostanę cię w swoje łapy.
– No to sobie trochę poczekasz – rzekła Sabil, zjawiając się przy mrawie.
Nie przepuściła okazji, by oglądać próby Losinisa w upolowaniu sobie jedzenia. Zawsze kończyły się tak samo – jego porażką.
– Na myśliwego nigdy się nie nadawałeś. – Miała na pysku triumfalny uśmiech.
Losinis zignorował ją, obserwując uważnie norę.
– On stamtąd nie wyjdzie – kontynuowała. – Będzie tam siedział, aż sobie pójdziesz albo zaśniesz. Wytrzyma do tego czasu, zwłaszcza że ruszamy w dalszą drogę.
Losinis prychnął, ale w myślach powoli zaczynał godzić się na to, że znów będzie pędził o pustym żołądku. Coraz bardziej czuł, że popełnił błąd, ratując życie ludzi. Tamci przeżyli, ale on teraz przez nich cierpiał. Wątpił w to, że przyjdą mu nagle z pomocą i ocalą od śmierci głodowej. W końcu byli ludźmi, a on mrawem. Zamiast udźca jelenia chętnie podetknęliby mu pod pysk ostrze sierpa.
Cicho westchnął, zdając sobie sprawę, że dopóki się w jakiś sposób nie wykaże, starsi nie odwołają jego zaostrzonej kary. Początkowo miała obowiązywać jeden wieczór, ale potem wydłużyli ją ku przestrodze innych mrawów, gdyby chciały wykazać się litością względem mięsa. Nie powiedzieli, jak długo będzie trwała. Losinis jednak liczył na to, że wystarczy pokazać im, że wciąż jest budzącym lęk mrawem, który nigdy więcej nie okaże litości. A wtedy na pewno pozwoliliby mu jeść razem z pobratymcami.
Starszyzna dała znak do wymarszu, więc wszyscy posłusznie wstali i ruszyli za nimi. Sabil rzuciła jakiś przytyk w stronę Losinisa, ale ten nie zwrócił na niego uwagi. Ze smutkiem spojrzał na zajęczą norę, po czym się od niej oddalił. Gdy tylko odszedł na wystarczającą odległość, z dziury wychynął szary łepek i odprowadził swojego myśliwego wzrokiem.
Losinis nie miał tak wiele siły jak wcześniej, więc trzymał się z tyłu razem ze starszymi mrawami i najmłodszymi, którzy ledwo nadążali za resztą. Nie słuchał ich, bo już niemal na pamięć znał ich słowa. Wciąż zarzucali mu, że nie powinien ratować swoich wrogów. Przecież ludzie wiele razy chcieli wystrzelać wszystkie mrawy, dlaczego zatem one miałyby ich oszczędzać? Nie zasłużyli na przeżycie.
Ignorując ich słowa, szedł wytrwale, marząc jedynie o tym, by noc się już skończyła i by mogli znów odpocząć. Nie umiał już nawet odciągnąć myśli od jedzenia. Najchętniej zjadłby nawet trawę, gdyby inne mrawy go tak nie obserwowały. Przynajmniej mógł jeszcze pić wodę. To przynajmniej w niewielkim stopniu pomagało zapomnieć o głodzie. Czasami udało mu się złapać rybę w rzece, ale czym była w porównaniu z jego pragnieniem zjedzenia kilku owiec?
– Jak się trzymasz? – znajomy głos zjawił się tuż obok. Kuzyn specjalnie zwolnił, by o to zapytać.
– Widzisz – odpowiedział Losinis.
– Podobno zostało nam jeszcze tylko parę dni drogi, jeśli nic nie stanie nam na przeszkodzie.
– Co na przykład? – zapytał, nieco ożywiony.
Kuzyn wzruszył ramionami, przez co Losinis znów posępniał. Miał nadzieję na długą rozmowę, która oderwie jego myśli od jedzenia. Przeliczył się. Kuzyn został jeszcze tylko na chwilę, po czym znów przyspieszył kroku, by znaleźć się bliżej swoich bliskich. Większość mrawów pędziła rodzinami. Losinis był jednym z tych, którzy byli zdani na siebie, bo jego matka i brat pokonywali drogę na swoich skrzydłach. Bardzo chciał do nich dołączyć, ale wiedział, że nie jest to możliwe. Pogodził się więc z tym, że czeka go jeszcze długa podróż i próbował nie myśleć o tym, że noc dopiero się zaczęła.
*
Gdy noc chyliła się ku końcowi, starsi zarządzili postój. Losinis, wyczerpany po wielogodzinnym biegu, padł na trawę z dala od pozostałych mrawów. Rodzina do niego dołączyła, ale nikt go nie obudził. Pozwolili mu wypocząć, zwłaszcza że o zachodzie słońca miała go czekać niemiła niespodzianka.
– Tak będzie najlepiej – szepnęła matka do swojego siostrzeńca.
– Nie możemy go zostawić, nie przetrwa sam – odparł. – Nawet teraz nie potrafi upolować zająca. Nie przeżyje bez stada.
– W stadzie też nie – prychnął Kuantilas, brat Losinisa. – To tylko kwestia tygodni. Może znajdzie jakąś padlinę.
– Nie możemy…
– Jest mrawem – naskoczył na kuzyna Kuantilas. – Musi się nauczyć, jak przetrwać. Jeśli zostanie ze stadem, zginie, bo nikt mu nie pomoże. Starsi zakazali dzielić się z nim mięsem. Jak zostanie sam, znajdzie sposób na przeżycie.
– Losinis sobie poradzi – dodała matka. – Zawsze sobie radził. Poza tym czuję, że przyda nam się ktoś na zewnątrz. Nie wiem, dokąd prowadzą nas starsi, ale coraz mniej mi się to podoba.
– Mnie też – rzekł jej siostrzeniec. – Ale dlaczego on?
– Bo to kwestia dni, gdy padnie z wycieńczenia. Nikt pewnie nawet nie zwróci uwagi na to, że go nie ma – powiedział Kuantilas.
Matka spojrzała na śpiącego Losinisa z lękiem i troską. Był dobrym mrawem i miała nadzieję, że nie zginie. Zostawienie go samego w lesie oznaczało dla niego jedyną szansę na przetrwanie. Mógłby wypocząć, a nie pędzić przed siebie na złamanie karku. Oszczędziłby sił, coś upolował, a w odpowiednim czasie dołączył do nich lub wrócił w Góry Zenobi.
– Chodźmy spać, czeka nas długa droga – powiedziała, sama kładąc się niedaleko syna.
Pozostali poszli za jej przykładem.
O poranku Losinis wciąż spał jak kamień, a nikt go nie obudził. Nie wiedział więc, że mrawy wyruszyły w dalszą drogę, ale już bez niego. Został sam w środku nieznanego lasu z marną szansą na przetrwanie.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Smutny kawałek historii. Zostawili człowieka ”śpiącego” na zawsze…
Losinis nie ma zbyt wiele wspólnego z ludźmi 😉 Jest mrawem, a to jeszcze nie koniec jego historii.
Przyjemnie się to czytało. Przyznam szczerze, że podczas sceny polowania kibicowałam zającowi, mam słabość do takich stworzeń 🙂
I jak widać zając w tym starciu zwyciężył 😀
Muszę przeczytać całość, bo mnie Twoje wpisy interesują.
Opowiadanie albo książka nawet jest bardzo ciekawe 🙂
To na razie cykl opowiadań, a książka jest w trakcie redakcji 😉
Miło się czytało. Podoba mi się ta historia. Chętnie poznam co dalej będzie.
Dziękuję 😉
Bardzo ciekawe, zaraz wyszukam i zakupie te powieść 🙂
Książki jeszcze nie ma 🙂 Ale jak się pojawi, to dam znać na blogu.
Miło się czytało, ale i tak nie rozumiem tego postępowania :/
Tak już jest mentalność mrawa.
a ja to odczytuję, jako pozostawienie z miłości.
Ciekawa interpretacja 🙂 Rodzina Losinisa nie porzuciła go, ale stara sie go ocalić.
Jak zwykle czytało się naprawdę genialnie 😉 Aż trudno się oderwać.
I szkoda trochę Losinisa, że go zostawili.
Dziękuję 🙂 A na Losinisa czeka jeszcze niejedna przygoda 😉