Maciek prostak ubogi był najwięcej czczony,
Nie tylko jako rębacz Rózeczką wsławiony,
Lecz jako człek mądrego i pewnego zdania,
Znający dzieje kraju, rodziny podania.
Pan Tadeusz, Adam Mickiewicz
O świcie przybył konny posłaniec. Biegł od drzwi do drzwi i budził szlachtę, jakby wzywał ich do pracy. Dobrzyn zaczynał się budzić, ale nikt nie wiedział, co się dzieje. Starzy zbierali się na radę, młodzi siodłali konie, kobiety zatrzymywały chłopców rwących się do walki.
Na plebanii zaczęła się narada. Nie potrafili jednak dojść do porozumienia i zamierzali przedstawić sprawę Maciejowi, który liczył już sobie siedemdziesiąt dwa lata. Był to niski, pełen życia staruszek. Dawniej uczestniczył w konfederacji barskiej. Wszyscy – przyjaciele i wrogowie – pamiętali jego słynną szablę karabelę Rózeczkę, która siekła podczas bitew. Został stronnikiem króla i trzymał z podskarbim litewskim, Tyzenhauzem. Gdy jednak król uczestniczył w Targowicy, to Maciej go opuścił.
Potem zmieniał wiele razy stronnictwa, dlatego nazywano go Kurkiem na kościele. Bo tak samo jak kurek, blaszany kogut na dachu, odwraca się tam, gdzie wieje wiatr, tak i on ciągle opowiadał się po innej stronie. Trudno było zrozumieć, skąd brały się te zmiany. Może Maciej po prostu lubił wojnę i gdy jedna się skończyła, szukał drugiej. A może był świetnym politykiem i szedł tam, gdzie znalazł coś dobrego dla ojczyzny. Nikt tego nie wiedział. Pewne było to, że nie szukał w tym osobistej chwały czy zysku i nigdy nie przeszedł do stronnictwa Moskali. Na sam ich widok reagował gniewem i siedział wciąż w domu, by nawet się na nich nie natknąć.
Ostatni raz Maciej szedł na wojnę z Ogińskim do Wilna. Obaj służyli wtedy pod dowództwem Jasińskiego. Tam wiele dokonał swoją Rózeczką. Skoczył z wałów Pragi, żeby bronić pana Pocieja, który został sam na placu boju, mając dwadzieścia trzy rany. Przez długi czas w Litwie myślano, że obaj zginęli, ale wrócili pokłuci niczym sito. Pan Pociej chciał swojego obrońcę wynagrodzić. Zamierzał dać mu folwark i każdego roku tysiąc złotych w złocie, ale Maciej grzecznie mu odmówił. Potem wrócił do domu i pracował na swoje życie. Tworzył ule, robił lekarstwa dla zwierząt domowych, wysyłał na targ kuropatwy złapane w sidła i polował.
W Dobrzynie było wiele osób, które znały łacinę i prawo. Mieszkało tu też wielu bogaczy. Ale to prostego Maćka wszyscy najbardziej szanowali i to nie tylko za to, że świetnie wymachiwał Rózeczką. Był człowiekiem mądrym i pewnego zdania. Znał dzieje kraju i historie rodzinne. Rozumiał prawo i gospodarkę, a także poznał sekrety łowieckie i lecznicze. Powiadano, że znał się nawet na nadludzkich rzeczach, ale zaprzeczał temu proboszcz. Ludzie chodzili po radę zawsze do Maćka, co niezbyt mu się podobało. Zwykle starał się ich zbywać, a rad rzadko udzielał i tylko w ważnych sprawach. Sądzono, że i w dzisiejszej sprawie zabierze głos, bo dawniej uwielbiał walki i nienawidził Moskali.
W tym czasie spacerował samotnie i nucił pod nosem:
– Kiedy ranne wstają zorze…
Cieszył się z poprawy pogody. Wiatr przepędził mgłę, a słońce rzucało swoje promienie na ziemię. Maciej grzał się, skończył modlitwę i zaraz wziął się do pracy. Wyniósł liście i trawy, usiadł przed domem, po czym gwizdnął. Z nor wyskoczyły króliki. Widać było ich białe słuchy i czerwone oczy, które na tle zieleni traw wyglądały jak rubiny. Zwierzęta te stawały na łapach, nasłuchiwały i się rozglądały. Zobaczywszy liście kapusty, przybiegły do nóg starca. Skakały mu na kolana, po ramionach, a Maciek głaskał je jedną ręką. Drugą za to z czapki sypał na trawę proso dla wróbli. Ptaki zaraz zleciały [się] z dachów. Ta gromadka radowała serce starca. Jednak nagle zwierzęta uciekły, bo oto zbliżali się nowi goście. Byli to posłowie z plebanii wybrani przez szlachtę.
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – powitali starca i ukłonili się przed nim nisko.
– Na wieki wieków. Amen – odpowiedział Maciej.
Gdy powiedzieli mu, z czym do niego przyszli, zaprosił ich do chaty. Usiedli na ławie i pierwszy z posłów zaczął przedstawiać sprawę. Tymczasem szlachty zaczęło przybywać w chacie. Przyszli niemal wszyscy Dobrzyńscy i ludzie z sąsiednich zaścianków. Niektórzy uzbrojeni, inni bez broni. Przyjeżdżały wozy, konie wiązano do brzóz. Wszyscy byli ciekawi, jak potoczy się sprawa. Jedni zapełnili izbę, drudzy siedzieli w sieni i słuchali, a inni przez okna wciskali głowy, by nic im nie umknęło.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
W pierwszej ciąży czytałam Pana Tadeusza na głos dziecku. Została mu miłość do czytania, również klasyki.
O, to świetnie 😀 Też zamierzam w przyszłości czytać dzieciom.
Wszyscy byli ciekawi i ja jestem bardzo ciekawa jak dalej potoczy się ta historia…
Już za parę dni kolejna część 😉
Podoba mi się to przełożenie i do tego te barwne grafiki 🙂
Dziękuję 😀 Tak, te rysunki sa cudowne.
Bardzo lubię Twój cykl o Panu Tadeuszu. Jak skończysz to zrób z niego e-booka – z chęcią dam synowi do poczytani!
Postaram się o to 🙂
Świetne, zawsze z przyjemnością czytam Twoją interpretację Pana Tadeusza 🙂
Dziękuję 😉