Wtem nagle rozeszła się wieść o strasznej bitwie.
Przybiegł do nas posłaniec od pana Towdena:
Grabowski list przeczytał, krzyknął: «Jena! Jena!
Zbito Prusaków na łeb, na szyję, wygrana!».
Pan Tadeusz, Adam Mickiewicz
Bartek zaczął wykładać, w czym rzecz. Nazywano go żartobliwie Prusakiem, bo choć sam nienawidził Prusaków, wciąż o nich mówił. Był już starym człowiekiem, który zwiedził kawał świata. Czytał gazety, znał się na polityce i zwykle przewodził obradom, gdy Maciek był nieobecny.
– Nie jest to marna pomoc, Macieju – rzekł Bartek. – Zaufałbym Francuzom. Jest to lud dzielny w boju, a od czasów Kościuszki nie znano lepszego stratega wojennego jak cesarz Bonaparte. Pamiętam jedno takie wydarzenie z 1806 roku. Byłem wtedy za granicą. Handlowałem z Gdańskiem, odwiedzałem krewnych z Poznania i z panem Józefem Grabowskim ze wsi Obiezierze udaliśmy się na małe polowanie. W Wielkopolsce panował wtedy pokój. Nagle przyszła do nas wieść o bitwie. Przybył też posłaniec od pana Towdena i oznajmił nam, że pokonano Prusaków w Jenie. Zsiadłem zaraz z konia, padłem na kolana i zacząłem dziękować za to Bogu… Potem pojechaliśmy do miasta, udając, że nic nie wiemy. Widzieliśmy tam urzędników, komisarzy, którzy kłaniali się nam bladzi ze strachu. No to zapytałem ich o to, co się wydarzyło w Jenie. Przestraszyli się, że dowiedzieliśmy się o ich klęsce. Spuścili głowę i uciekli. Jakie było wtedy zamieszanie. Wszystkie drogi wypełniły się uciekającymi Niemcami. Zabierali wszystko, co mieli, wsiadali na wozy i odjeżdżali. A my zamierzaliśmy im utrudnić tę ucieczkę. Jednego się uderzyło, drugiego za warkocz pociągnęło. A wtem generał Dąbrowski wpadł do Poznania. Przyniósł ze sobą rozkaz cesarza, że zaczynamy powstanie. W jeden tydzień przepędziliśmy Prusaków. Może i u nas tak pójdzie z Moskalami? Co o tym sądzisz, Macieju, nasz ojcze Króliku?
Wszyscy cierpliwie czekali na słowa Macieja. Ten nic nie mówił, tylko ręką uderzył się w bok, jakby szukał tam szabli, której od zaboru nie nosił. Jednak na samo wspomnienie Moskali, szukał Rózeczki na lewym boku. Dlatego nazywano go powszechnie Zabokiem.
Wciąż milczał. Po chwili jednak zmarszczył brwi i w końcu się odezwał, kiwając głową.
– Cicho! A kto przyniósł tę nowinę? Gdzie są Francuzi i kto im przewodzi? Zaczęli już wojnę z Moskalami? Którędy idą? Ilu ich jest? Mówcie.
Ludzie spojrzeli po sobie.
– Radzę poczekać na bernardyna – powiedział Prusak. – To on przyniósł tę nowinę. A do tego czasu może warto wysłać szpiegów, żeby zbadali okolicę. Moglibyśmy też ostrożnie zacząć się przygotowywać tak, by Moskale nie odkryli naszych planów.
– Czekać? Szczekać? – przerwał drugi Maciej, którego nazywano Kropicielem, od jego wielkiej maczugi, Kropidła. Postawił ją przed sobą i oparł na niej. – Czekać! Zwlekać! A może na koniec jeszcze uciekniemy? Nie byłem nigdy w Prusach, ale wiem, że kto chce się bić, chwyta za broń. A dopiero gdy umiera, to wzywa księdza i tyle. Po co nam Robak? Jesteśmy żakami? Może sami staniemy się robakami i będziemy gryźć Moskwę od środka. Jesteście starcy i niedołęgi. Wyżły tropią, ksiądz zbiera datki, a ja będę kropić i kwita. – Pogłaskał swoją maczugę.
– Kropić! Kropić! – wykrzyknął tłum.
Poparł go Bartek Brzytwa i Maciej Konewka. Obaj zakrzyknęli wiwat na cześć Chrzciciela.
Prusak próbował się wtrącić, ale tłum skutecznie zagłuszył go zgiełkiem i śmiechem.
– Precz z tchórzami Prusakami. A kto się boi, niech szuka ratunku u bernardyna – wołano.
– Nie żartujcie z Robaka – poradził Maciej, uciszając ich. – To przebiegły klecha. Radził sobie w gorszych sytuacjach od was. Tylko raz go widziałem, ale to wystarczyło, bym zrozumiał, co to za człowiek. Bał się wtedy, że go zacznę wypytywać. Ale to nie moja sprawa. Sądzę, że tu nie przyjdzie. Jeśli to od niego przyszła ta nowina, to nie wiadomo, jaki był jej cel. To sprytny człowiek. Jeśli nic więcej wam nie wiadomo, to po co do mnie przyszliście? Czego chcecie?
– Wojny! – zawołali.
– Ale jakiej?
– Z Moskalami. Hejże na Moskali!
Prusak znów spróbował wtrącić się do rozmowy. Tym razem udało mu się to, dzięki ukłonom i piskliwej mowie.
– Ja też chcę się bić. – Uderzył się w pierś. – Chociaż nie nosze kropidła, to drągiem z łodzi czterokrotnie urządziłem Prusakom chrzciny. Próbowali mnie pijanego utopić w Preglu.
– To jesteś zuch – rzekł Chrzciciel. – Kropić! Kropić!
– Ale najpierw musimy wiedzieć, z kim ta wojna i o co. A potem światu ogłosić, bo jak inaczej lud pójdzie za nami, gdy my nie wiemy, gdzie iść i kiedy. Bracia, potrzebujemy rozsądku i ładu. Jeśli chcecie wojny, to zróbmy konfederację. Zastanówmy się z kim się związać. Tak było przecież w Wielkopolsce i Niemcy się wycofali. Dlatego i my się przygotujmy, a potem czekajmy na rozkaz Dąbrowskiego. Na znak, wskoczymy na konie i zaczniemy powstanie.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
To pierwsza część, na którą trafiłam i teraz utonęłam w reszcie. 🙂
Cieszę się, że Pan Tadeusz Cię tak wciągnął 🙂
Pójdą na wojnę i zginą. Historia Polski tyle wojen już widziała…
Historia całego świata widziała już za dużo wojen…
Ostatnio jak tu zajrzałam nie skończyło się na jednej części 😀 Wciągająco piszesz…
Dziękuję <3
Oryginalny pomysł, pisać “Pana Tadeusza” prozą… Chyba jednak wolę wersję trzynastozgłoskową, zaczytywałam się w niej w szkole. 😉 Twoja wersja jednak jest też interesująca. 😉
Dziękuję 🙂 Wiem jednak, że nie każdemu podobała się oryginalna wersja, dlatego stworzyłam taką, by zachęcić do czytania 🙂
Pan Tadeusz prozą? Ciekawy pomysł 🙂 A ja jestem ciekawa, kiedy i dlaczego przyszedł Ci do głowy? 🙂
Pomysł rozwinął się, gdy na studiach czytałam Iliadę przełożoną na prozę 🙂 Stwierdziłam, że w sumie inne książki też można tak przełożyć. I tak to się zaczęło.
Ciekawie piszesz, będę częściej zaglądać. 🙂
Zapraszam 😀
Pana Tadeusza zdecydowanie lepiej czyta mi się prozą 🙂
Dziękuję 🙂
Nigdy niestety nie mogłam przebrnąć przez Pana Tadeusza. Prozą może byłoby łatwiej 🙂
Moim zdaniem tak 😉
Wciągnęłam jednym tchem jak i wszystkie inne części
Świetnie 🙂 Cieszę się, że Ci się spodobało.