Koła wozu toczyło się wolno po żwirowej drodze. Wpadały w doły wyżłobione przez wodę, najeżdżały na większe kamienie, przez co wóz co chwila się trząsł, a kilka źdźbeł zboża spadało na drogę. Większość jednak trzymała się na swoim miejscu, by dotrzeć do celu.
– Pojedziemy do młyna, a wy możecie poszukać soli – powiedział powożący tato. –Przydałaby się przed zimą.
– Postaramy się znaleźć – rzekł brat, po czym spojrzał na Ariadnę. – To znaczy ja postaram się znaleźć.
– Przecież ci pomogę – oburzyła się.
– Przed czy po słuchaniu opowieści bardów?
Odwróciła głowę i utkwiła wzrok w mijanych gospodarstwach i polach. Lubiła słuchać historii bardów, choć nie dorównywały tym, które opowiadał jej brat. Czasami nawet znacznie się od nich różniły, mimo że zdawały się mówić o tym samym.
– I tak nie wiadomo, czy będą – mruknęła pod nosem.
Wioska nie miała stałych bardów, ale tylko przejezdnych, którzy zostawali na dłużej lub krócej. Wszystko zależało od tego, jak bardzo im się to opłacało. W czasie suszy lub zasiewu niewiele otrzymywali. Ale gdy przychodził czas plonów, mogli liczyć na większy zarobek.
– Jeśli nie, to sam wejdę na scenę i opowiem kilka historii – zaofiarował się brat. – Na pewno poradzę sobie nie gorzej od nich.
– Tylko się nie przyzwyczaj. W gospodarstwie jest jeszcze sporo do zrobienia przed zimą – rzekł tato z uśmiechem.
– Pamiętam, dlatego nigdzie nie wyjadę tym razem.
Tato zatrzymał konia, który posłusznie stanął, choć rwał się już do dalszego marszu. Nie znosił postojów i każdy traktował z takim samym oburzeniem. Brat pierwszy zszedł na ziemię, po czym pomógł w tym Ariadnie, a wtedy ich tato dał znak, że można ruszać dalej. Ogier chętnie podjął marsz z lżejszym ładunkiem.
– Przyjadę po was wieczorem – powiedział jeszcze tato przez ramię.
– Będziemy czekać – odpowiedział jego syn, po czym razem z Ariadną udał się w stronę rynku.
Jak zwykle było tam gwarno i tłoczno. Wiele osób przychodziło, by wymienić swój towar na to, co potrzebowali, a wszyscy ostro się targowali. Czasami mijały nawet godziny, zanim doszli do zgody – tak przynajmniej przechwalali się niektórzy kupcy uznawani za najzagorzalszych handlarzy.
Na poszczególnych stoiskach można było zobaczyć świeżo zerwane owoce – lub te, które za długo już leżały na słońcu – różne przyprawy i ozdoby przywiezione przez wędrownych handlarzy czy ręcznie wykonane chusty i tkaniny sprzedawane przez tutejszych mieszkańców. Każdy starał się pozyskać klientów dla siebie, ale jednocześnie obowiązywała niepisana zasada, by nie szkodzić konkurencji, co świetnie się sprawdzało i każdy odchodził z targu zadowolony.
Ariadna czasami przystawała przy niektórych stoiskach, oglądając piękne przedmioty i zastanawiając się, ile kosztują. Teraz jednak najbardziej interesowała ją ustawiona w centrum placu scena, wokół której gromadziły się już dzieci i kilku dorosłych, pragnących obejrzeć wyczyny akrobatów lub posłuchać opowieści wędrownych bardów.
– Idź – powiedział brat, zanim zdążyła go o cokolwiek zapytać. – Poszukam soli i spotkamy się przy scenie.
Ariadna tylko mu podziękowała i zaraz popędziła w stronę tłumu. Nie zdołała podejść zbyt blisko sceny, ale znalazła się w miejscu, w którym wszystko słyszała i widziała mimo tłoku. Na początek wystąpił żongler, który zaczął od prostego podrzucania piłeczek. Nagle z trzech zrobiło się ich pięć, a chłopak wciąż nie przestawał. W pewnym momencie wydawało się niemal, że piłeczek jest jeszcze więcej, choć nikt mu ich już nie podawał. Gdy skończył, w jego rękach znów były tylko trzy piłeczki. Potem wykonał na scenie kilka fikołków i skomplikowanych figur ku uciesze dzieci. A na koniec wyciągnął swój kapelusz, prosząc o datki. Nie mógł liczyć na żadne kosztowności, ale kilka osób rzuciło mu monety, a karczmarz zapewnił stosowny wikt, po który miał się zgłosić po zakończeniu występów.
Po nim na scenę wszedł bard w towarzystwie trubadura, który miał mu przygrywać na swojej lutni podczas opowiadania historii.
– Jak dobrze was widzieć w tak licznym gronie – zaczął mężczyzna, rozglądając się po tłumie. – Nie wiem, czy jestem w stanie przebić to, co zaprezentował mój przyjaciel. To był niezwykły występ…
– Opowiedz coś – zawołała dziewczynka z przodu, a pozostałe dzieci jej zawtórowały.
– Chcecie posłuchać historii z dalekich krain?
– Tak! – zgodnym chórem zawołał tłum.
– A o czym miałbym wam opowiedzieć? Pewnie znacie więcej historii ode mnie. Nie wiem, czy mogę was czymś zaskoczyć.
Zawsze mówił w ten lub podobny sposób, próbując wybadać, co wiedzą jego słuchacze. Od lat pewne historie stały się zbyt niebezpieczne, gdyż opowiadanie ich w niektórych miejscach, wiązało się ze spotkaniem z władzami, co mogło się skończyć różnie. Niektórym artystom udawało się z tego jakoś wykręcić, ale innym kazano podstawić kark pod miecz.
– O Księciu – zawołał ktoś. – Co z nim?
– Wędruje to tu, to tam – ciągnął tajemniczo bard, rozglądając się i szukając czegoś, co wzbudziłoby jego czujność.
– Pokonał w końcu Króla Nocy? – odezwał się ktoś inny.
To już bardowi wystarczyło, by wiedzieć, o czym powinien mówić. Jeszcze niedawno był w mieście, w którym musiał opowiadać o klęskach Księcia i o tym, jak niedługo zostanie zgładzony. Tutaj za to mógł mówić o jego zwycięstwach i chwale. Gdyby ktoś go zapytał o to, co sam sądzi o chłopaku, wzruszyłby ramionami i powiedział tylko, że dzięki niemu zarabia. Dla niego to mógł on nadal ukrywać się i wymykać Królowi Nocy, bo dzięki temu bard mógł tworzyć i pracować. Byleby nie zabił władcy albo sam nie został zgładzony, bo to nieco uszczupliłoby repertuar artysty.
– Nie, jeszcze nie – zaczął.
Przez tłum przeszedł pomruk smutku i niezadowolenia.
– Ale już niedługo – dodał po chwili bard. – Ostatnim razem był zaledwie o krok od pokonania złego władcy. Zjawił się na samym zamku, by stoczyć ostateczną bitwę.
– I co dalej? – zawołały dzieci.
– Pojawili się strażnicy, gdy był tuż przed pokonaniem Króla Nocy. Musiał uciekać przez okno i na swoim wiernym kasztanie pognał w noc.
– Przecież to był gniadosz – wymsknęło się Ariadnie.
Wszyscy zaraz obrócili się w jej stronę, a dziewczyna wycofała się, chcąc zniknąć z ich widoku. Niepotrzebnie się wychylała i nie wiedziała, jak się z tego wykręcić, ale bard pospieszył jej z pomocą, bo podsunęła mu nowy pomysł na opowieść.
– Tak, zwykle podróżował na gniadoszu, ale od paru miesięcy za wierzchowca ma kasztana. – Zaczął historię o niezwykle bohaterskiej śmierci gniadosza, który ocalił życie swojego jeźdźca, ale sam własne stracił.
Wiele osób uroniło łzę nad wiernym koniem. Niektórzy powiedzieli nawet parę dobrych słów, jakby osobiście znali wierzchowca Księcia i żegnali go jak przyjaciela.
Ariadna za to nie potrafiła uwierzyć własnym uszom. Jeszcze dzień wcześniej brat opowiadał jej, że Książę ze swoim koniem przybyli do sojuszników i tam mieli zostać przez najbliższe tygodnie. To niemożliwe, by gniadosz zginął.
– Gotowa?
Tak się zamyśliła, że nie zauważyła, kiedy zjawił się brat, trzymając w dłoni sakiewkę z solą. Pokiwała głową, po czym odciągnęła go od sceny, z dala od ludzi, i wypytała dokładnie o gniadosza i o to, czy żyje.
– Mówiłem ci już kiedyś, że większość tych historii wymyśla na poczekaniu – powiedział, gdy skończyła. – Gniadosz ma się dobrze. Tak samo jak Książę, który wcale nie skakał przez okno, gdy próbował uciec przed Królem Nocy. Nie jest tak głupi.
– Są bezpieczni? – dopytała.
– Tak, cali i zdrowi u sojuszników. Nic im tam nie grozi. Chodźmy w stronę młyna, może się jeszcze tam na coś przydamy.
Mimo że mieli czekać na placu, poszli we wskazanym przez brata kierunku, by oddalić się od barda i jego zmyślonych historii. Po drodze Ariadna mogła za to zasłuchać się w prawdziwe opowieści o przygodach Księcia i tego, co tym razem zrobił.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Ciekawa historia, bardzo wciągająca – a ty znakomicie oddałaś klimat takiego gwarnego targu 🙂
Dziękuję serdecznie 😉
O tak takie było i moje pierwsze odczucie!
🙂
Bardzo podoba mi się imię bohaterki. Ma w sobie sporo magii.
Dziękuję 🙂 Też bardzo mi się podoba.
Przeczytalam i przeniosłam się do innej krainy 🙂 Nie chce mi się wracać!
To mam nadzieję, że książka też Cię wciągnie 😀