Znam ja te wszystkie głupstwa; kiedy dzieci para
Kocha się, to tam u nich nieszczęść co niemiara!
To cieszą się, to znowu trapią się i smucą,
To znowu, Bóg wie o co, do zębów się kłócą.
Pan Tadeusz, Adam Mickiewicz
Podkomorzy przysiadł na ziemi przy ścianie domu i przerwał rozmowy. Sięgnął po złotą tabakierę z brylantową oprawą i portretem króla Stanisława w środku, po czym uderzył w nią i zażył tabaki.
– Tadeuszu – zaczął – twoje gadanie o gwiazdach to tylko to, co usłyszałeś w szkole. Ja wolę rozmawiać z prostakami o tych cudach. O astronomii słyszałem w Wilnie, gdzie Pani Puzynina wydała dochód z pracy dwustu chłopów na zakupienie sprzętu astronomicznego. Za to ksiądz Poczobut był znanym i sławnym astronomem oraz Rektorem Akademii Wileńskiej. W końcu jednak rzucił to wszystko i pojechał do klasztoru i umarł w swojej celi, dając za życia dobry przykład. Znałem też Śniadeckiego, był świeckim i mądrym człowiekiem. Otóż astronomowie traktują komety jak mieszczanie karetę. Wiedzą, kiedy przyjeżdża do króla, a kiedy rusza za granicę. Jednak nie pytają o to, kto jechał, z kim i po co? Pamiętam jak za moich czasów Branecki jechał swoim powozem i za nim ciągnęli Targowiczanie, jak ogon za kometą. Prosty lud od razu odgadnął, że ten tłum świadczy o zdradzie. Ta kometa otrzymała miano miotły – powiadano, że wielu wymiecie.
– To prawda, panie Podkomorzy – rzekł z ukłonem Wojski. – Pamiętam, co mi mówili, choć nie miałem jeszcze dziesięciu lat. W naszym domu widziałem nieboszczyka Sapiehę. Był to porucznik, nadworny marszałek królewski, a na koniec kanclerz Litwy. Miał sto dziesięć lat. Pod Wiedniem walczył pod chorągwią hetmana Jabłonowskiego. On właśnie opowiadał, że król Jan Trzeci Sobieski, gdy wyruszał w drogę, zobaczył na niebie kometę pędzącą ze wschodu na zachód tak, jak podążały wojska Mahometa. Potem ksiądz Bartochowski wiele mówił o tej komecie, układając panegiryk na tryumf Krakowa. Również w dziele Janina opisana jest cała ta wyprawa Jana Trzeciego. Wyryto też na okładce chorągiew Mahometa i kometę.
– Amen – rzekł Sędzia. – Przyjmuję pańską wróżbę. Oby zjawił się Jan Trzeci. Na zachodzie dziś jest wielki bohater, którego może ta kometa do nas przywiedzie.
– Kometa czasem wojny i kłótnie wróży – rzekł Wojski. – Niedobrze, że pojawiła się nad Soplicowem. Może nam grozi jakieś nieszczęście, w końcu wczoraj mieliśmy kłótnie i rozterki zarówno podczas polowania, jak i uczty. Rejent kłócił się z Asesorem rano. Tadeusz wyzwał na pojedynek Hrabiego. Podobno dotyczyło to skóry niedźwiedzia. A jeśli Sędzia by mi nie przeszkodził, to doprowadziłbym do zgody. Chciałem wtedy opowiedzieć pewne wydarzenie podobne do wczorajszej wyprawy. Było to tak. Generał Ziem Podolskich jechał do Polski, do swoich dóbr, a raczej na sejm do Warszawy. Przy okazji odwiedzał szlachtę i tak się zdarzyło, że odwiedził Rejtana Tadeusza, już świętej pamięci. Był on posłem nowogródzkim i to w jego domu dorastałem. Ten Rejtan zaprosił wielu gości na spotkanie z księciem generałem. Zorganizowano też teatr – tak umiłowany przez księcia – fajerwerki, tancerzy, kapelę. Mówiąc krótko, była to niezapomniana zabawa w domu, a w lesie odbyło się polowanie. Wiecie panowie, że większość Czartoryskich nie zna się dobrze na myślistwie, ale to nie z powodu lenistwa, a gustów cudzoziemskich. Książę generał częściej zaglądał do książek niż do psiarni i częściej do pokojów damskich niż do lasów. W świcie księcia znajdował się niemiecki książę Denassów, który podobno na libijskiej ziemi polował z murzyńskimi królami i zabił tam tygrysa spisą, czym się potem bardzo chwalił. U nas wtedy polowano na dziki. Rejtan ustrzelił ze sztucera maciorę z bliska, co każdy z nas podziwiał. Jedynie Niemiec obojętnie tego słuchał, a potem znów opowiadał o swoim polowaniu na tygrysa. Rejtan zrobił się jakiś markotny. Uderzył w szablę i powiedział, jako żywy człowiek: „Panie książę! Kto patrzy odważnie, odważnie walczy, a wtedy tygrysy warte są dzików, a spisa szabli”. I zaczęli się kłócić z Niemcem. Na szczęście generał zakończył te dyskusje i pogodził ich po francusku. Nie wiem, co im powiedział, ale zgoda była jedynie pozorna, bo Tadeusz zamierzał znaleźć okazję do tego, by przygotować podstęp na Niemca. Jednak omal tego nie przypłacił życiem. A spłatał tę sztukę następnego dnia, o czym za chwilę opowiem. – Wojski zamilkł i podniósł prawą rękę, prosząc Podkomorzego o tabakierę. Długo zażywał, jakby chciał zwiększyć ciekawość słuchaczy.
Już chciał kontynuować opowieść, gdy do Sędziego przybył posłaniec. Oznajmij on, że we dworze czeka człowiek z ważną sprawą. Sędzia zatem pożegnał wszystkich, życząc im dobrej nocy. Każdy poszedł w swoją stronę. Jedni spać do domu, inni do stodoły, Sędzia zaś porozmawiać z przybyłym. A Tadeusz chodził po korytarzu pod drzwiami stryja, niczym wartownik, bo chciał z nim omówić ważne sprawy, zanim się położy do snu. Jednak nie śmiał zapukać – Sędzia zamknął drzwi na klucz i z kimś cicho rozmawiał. Młodzieniec czekał, aż skończą spotkanie. Nadstawił uszu i usłyszał, że ktoś w środku płacze. Ostrożnie zajrzał przez dziurkę od klucza i zobaczył, jak Sędzia z Robakiem klęczą, obejmują się i szlochają obaj. Robak całował dłonie Sędziego, ten zarzucił księdzu ręce na szyję. Gdy minęło ćwierć godziny, Robak odezwał się szeptem:
– Bracie, Bóg wie, że dochowałem tajemnicy, którą ślubowałem po spowiedzi, z żalu za grzechy. Poświęciłem się Bogu i Ojczyźnie, nie szukałem ziemskiej chwały, odrzuciłem od siebie pychę. Żyłem i umrę, będąc bernardynem. Jednak miałem nie zdradzać swojego nazwiska ani tobie, ani mojemu synowi, ani nikomu innemu, ale przełożony klasztoru pozwolił mi w obliczu śmierci się ujawnić. Nie wiem, czy wrócę żyw. W Dobrzynie ogromne zamieszanie. Francuz jeszcze daleko i do końca zimy na pewno nie przybędzie. Szlachta nie wytrwa. Może za bardzo ich namawiałem do powstania. Podobno źle to zrozumieli, a do tego Klucznik namieszał. I ten wariat Hrabia, pierwszy pobiegł do Dobrzyna, a ja nie mogłem go wyprzedzić, bo wcześniej rozpoznał mnie Stary Maciek. A jeśli mnie ujawni, to będę musiał oddać szyję pod Scyzoryk. Nic nie zdoła powstrzymać Klucznika. Ale mniejsza o to. Jednak tym odkryciem, udałoby mi się udaremnić spisek. Dlatego tam muszę być, nawet jeśli miałbym zginąć. Muszę wiedzieć, co się tam dzieje i trzymać w ryzach szlachtę. Bądź zdrów, bracie, powinienem się spieszyć. Jeśli zginę, to tylko ty pomodlisz się za moją duszę. A jeśli wybuchnie wojna, to tylko ty będziesz znał ten sekret. Dokończ to, co zacząłem. Pamiętaj, że jesteś Soplicą.
Robak otarł łzy, zapiął habit i kaptur włożył na głowę. Cicho otworzył okiennicę, po czym wyszedł przez okno do ogrodu. Sędzia za to siedział samotnie na krześle, płacząc.
Tadeusz chwilę zaczekał, zanim zapukał. Sędzia mu otworzył. Młodzieniec ukłonił się przed nim.
– Stryjaszku – zaczął – jestem tutaj już od kilku dni, a minęło to jak krótka chwila. Nie zdążyłem się domem nacieszyć i tobą, a już muszę wyjeżdżać. Dziś, najpóźniej jutro. Pamiętasz, że wyzwaliśmy Hrabiego? Miałem się z nim bić. Jednak na Litwie to zakazane, więc pojadę na granicę Księstwa Warszawskiego. Hrabia może i jest zarozumiały, ale nie brak mu odwagi i na pewno się pojawi. Ukarzę go, jeśli Bóg pozwoli, a potem jadę za Łososny brzeg, bo słyszałem, że ojciec napisał w testamencie, że mam służyć w wojsku. A nie wiem, kto ten testament unieważnił.
– Tadeuszku – rzekł stryj – jesteś w gorącej wodzie kąpany czy kręcisz jak chytry lis, który w inną stronę kitą macha, a w inną biegnie? Tak, trzeba się pojedynkować, ale dlaczego uparłeś się, żeby jechać już dziś. Przecież przed pojedynkiem trzeba wysłać przyjaciół i się układać. Może nawet Hrabia nas przeprosi. Zaczekaj, jeszcze dużo czasu. Chyba co innego skłania cię do tego wyjazdu. Tylko mów szczerze. Jestem twoim stryjem i chociaż mam już swoje lata, to znam młode serce. Byłem ci jak ojciec. – Pogładził go po brodzie. – Domyśliłem się, że masz jakieś problemy z niewiastami. Szybko dziś młodzież się bierze za damy. Mów mi, Tadeuszu, szczerze, o co chodzi.
– Tak, to prawda – bąknął Tadeusz. – Są inne powody. To pewnie przeze mnie. Pomyłka, ale teraz trudno ją już naprawić. Nie, stryju, muszę stąd wyjechać. Popełniłem błąd młodości. Nie pytaj o nic, muszę wyjechać.
– Ho! – rzekł Sędzia. – Pewnie to jakieś miłosne spory. Widziałem, że wczoraj przygryzałeś wargi i patrzyłeś wilkiem na pewną dziewczynę. Ona również nie była w zbyt dobrym nastroju. Znam te głupstwa. Jeśli jakaś młoda para się kocha, to u nich co chwila jakieś nieszczęście. To się radują, to znów smucą. To rozmawiają, to milczą. To w zgodzie, to w kłótni. Pomogę wam dojść do zgody. Powiedz mi, co się wydarzyło, a znajdziemy na to rozwiązanie.
– Powiem prawdę, Stryjaszku – rzekł Tadeusz, całując dłoń Stryja. – Spodobała mi się wychowanica stryja, Zosia, choć widziałem ją tylko parę razy. I dlatego teraz nie mógłbym się ożenić z piękną Podkomorzanką, Różą, córką bogacza, którą mi stryj przeznaczył. To byłoby nieuczciwe żenić się z jedną, a drugą kochać. Może czas mnie z tego wyleczy, dlatego muszę wyjechać.
– Dziwny to sposób, Tadeuszku, uciekać od zakochania. Dobrze, że mi to powiedziałeś, bo byś głupstwo zrobił. A co powiesz na to, że wyswatam cię z Zosią? Raduje cię to?
– Dziwi mnie twoja dobroć – powiedział po chwili. – Ale i tak łaska stryja mi się nie przyda, bo Telimena nie da mi Zosi.
– Będziemy ją prosić.
– Nie uda nam się to. A ja nie mogę czekać. Muszę jutro wyjechać, więc daj mi swoje błogosławieństwo. Jestem już przygotowany do drogi.
Sędzia z gniewem spojrzał na chłopca i wąsa zakręcił.
– To tak jesteś szczery? Najpierw pojedynek, potem miłość i na koniec wyjazd. Widzę tu pewną zawiłość. Jesteś flirciarz i bezmyślny. A gdzie wczoraj chodziłeś? Czego szukałeś pod drzewem? Jeśli uwiodłeś Zosię, a teraz zamierzasz uciec, to ci się to nie uda. Zapowiadam ci, że ją poślubisz. A jeśli nie, to i tak już jutro staniesz na kobiercu. I ty mi gadasz o uczuciach. Pfe! Jesteś kłamcą. Już ja cię nauczę. Miałem wystarczająco dużo kłopotów dzisiaj, aż mnie głowa rozbolała, a ty mi nie pozwalasz się położyć. Idź spać. – Otworzył drzwi na oścież i zawołał Woźnego, by go przygotował do snu.
Tadeusz wyszedł po cichu, spuściwszy głowę. Pierwszy raz tak ostro go złajano. Przyznał stryjowi rację. Jednak nie wiedział, co zrobić z Zosią. Mógł ją prosić o rękę, ale co Telimena by powiedziała? Czuł, że musi opuścić Soplicowo.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Zawsze jak tu zaglądam mam jeden problem – tekst za szybko się kończy, a tak świetnie się czyta !
Za szybko? A tym razem postarałam się, by był długi 😉 Chyba zawsze będzie za krótki.
Oj, jak widzę to trzeba mieć również wiedzę na różne tematy … Tak jak np o kometach…
Podczas pisania? Tak 🙂 To nie tylko pisanie słów. Zwykle pisarz musi sięgać do różnych książek, stron, rozmawiać z ludźmi, zanim weźmie się za tworzenie niezwykłej opowieści 🙂
Stworzenie takiego tekstu napisanego poprawnie to “coś”. Przyjemnie się go czytało i czekam na kolejne:)
Dziękuję serdecznie 😉
wciąż i nieustannie zadziwia mnie koncepcja tej opowieśći
Mnie w sumie też 🙂 Na lekcjach zwykle tego wszystkiego nie zauważamy.
Rewelacyjnie się czyta taki przekład klasyki 🙂
Dziękuję 😉