«Soplico — rzekł — odwieczny wrogu mej rodziny,
Dziś skarzę cię za dawne i za świeże winy,
Dziś zdasz mi sprawę z mojej fortuny zaboru,
Nim pomszczę się obelgi mojego honoru!»
Pan Tadeusz, Adam Mickiewicz
Sędzia wyskoczył z łóżka na wpół ubrany i dostrzegł jakąś zgraję. W pierwszej chwili pomyślał, że to zbóje, ale potem rozpoznał Hrabiego.
– Co się dzieje? – zapytał.
Hrabia błysnął szpadą nad nim, ale widząc, że jest bezbronny, od razu ochłonął.
– Soplico, wrogu mojej rodziny – rzekł. – Dzisiaj ukarzę cię za każde twoje przewinienie. Przedstawisz mi sytuację zagarnięcia mojej fortuny, a potem zemszczę się za splamienie mojego honoru.
Sędzia przeżegnał się.
– W imię Ojca i Syna! Panie Hrabio, czy jest pan zbójem? Czy jest to zgodne z pana urodzeniem i wychowaniem? Nie pozwolę, by mnie pan skrzywdził.
Nagle zjawili się słudzy Sędziego z kijami i strzelbami. Wojski stanął z daleka i już przygotowywał swój nóż na Hrabiego. Jednak Sędzia nie pozwolił na rozlew krwi. Nie było sensu też się bronić, bo wśród olch dostrzeżono kolejnego wroga. Ktoś wystrzelił z rusznicy, a konni przejechali przez most.
– Hejże na Soplicę! – wykrzyczało wiele głosów.
Sędzia się wzdrygnął, słysząc hasło Gerwazego.
– Będzie nas więcej – zawołał Hrabia. – Poddaj się, Sędzio, bo to moi sojusznicy.
Wtem zjawił się Asesor.
– W imię Imperatorskiej Mości nakładam na pana areszt. Niech odda pan szpadę – zwrócił się do Hrabiego. – Albo wezwę wojsko. A wiesz przecież, że ten, kto ośmiela się nocą napadać, ten według zarządzenia cara…
Nie zdołał dokończyć, bo Hrabia uderzył go płazem szabli w twarz. Asesor padł ogłuszony w pokrzywy. Nikt nie widział, czy jest już nieżywy czy tylko ranny.
– Widzę, że zanosi się na grabież – rzekł Sędzia.
Jęknęli wszyscy, ale zaraz zagłuszył ich krzyk Zosi. Wybiegła z dworu, objęła Sędziego ramionami, a Telimena w tym czasie wskoczyła między konie. Wyciągnęła ręce do Hrabiego.
– Na twój honor – zawołała straszliwym głosem. – Okrutniku, prosimy na kolanach. Czy ośmielisz się odmówić? Najpierw nas musisz zabić.
Straciła przytomność. Hrabia doskoczył do niej, by jej pomóc. Był zdziwiony i zmieszany tym, co się wydarzyło.
– Panno Zofio, pani Telimeno – rzekł. – Nigdy nie zabiję niewinnych. A wy, Soplicowie, od tej pory jesteście moimi więźniami. Podobnie uczyniłem we Włoszech. Pod Birbante-rokka pokonałem obóz zbójów. Zabiłem uzbrojonych, pozostałych kazałem związać i zabrałem ze sobą. Szli za naszymi końmi. Potem zostali powieszeni u podnóża Etny.
Soplicowie mieli ogromne szczęście, że Hrabia miał lepsze konie od szlachciców, a do tego chciał pierwszy zjawić się we dworze. Dlatego pozostałych zostawił w tyle i pojechał naprzód ze swymi sługami. Inni od razu by przelali krew Sopliców. A tak Hrabia nieco ochłonął i zastanowił się, jak zakończyć sprawę bez zabijania. Kazał zamknąć Sopliców w domu jako jeńców wojennym, a przed drzwiami postawił straże.
– Hejże na Sopliców! – rozległ się krzyk, a po chwili zjawili się gromadą szlachcice.
Osaczyli dwór. Chciecli się bić, atakować, dlatego szukali wroga. Do domu nie zostali wpuszczeni, więc pobiegli do folwarku, do kuchni. Jednak gdy tylko poczuli zapach potraw i usłyszeli jak psy dojadają resztki wieczerzy, sami chcieli się posilić. Byli zmęczeni marszem i całodziennym sejmikiem. Poczuli ogromny apetyt, więc poszli na poszukiwanie jedzenia.
Gerwazy, niewpuszczony do pokoju Sędziego przez wartowników, musiał odpuścić i pomyślał o drugim celu wyprawy. Chciał, żeby Hrabia stał się legalnie i prawnie dziedzicem, dlatego poszedł poszukać Woźnego. Znalazł go za piecem. Porwał Protazego za kołnierz i wywlókł na dziedziniec. Tam przytknął mu do piersi Scyzoryk.
– Panie Woźny, Pan Hrabia chciałby pana prosić, byś przed całą szlachtą ogłosił go panem zamku i dworu Sopliców, ze wsiami, ziemiami i wszystkim innym. Wszystko to wyszczekaj i o niczym nie zapomnij.
– Panie Kluczniku, proszę zaczekać – powiedział odważnie Protazy, wkładając ręce za pas. – Mogę to wszystko zrobić, ale dokumenty nie będą ważne, ponieważ zostały wymuszone gwałtem w środku nocy.
– Przecież to żaden gwałt, żadna napaść. Tylko grzecznie proszę. A jeśli panu za ciemno, to mogę Scyzorykiem zaraz wykrzesać ogień tak, że panu zaświeci jak w siedmiu kościołach.
– Gerwazeńku, czy jest sens tak się boczyć? Jestem przecież Woźnym i to moja rola. Wiadomo przecież, że dana strona mówi Woźnemu, co chce, a on to ogłasza. Jestem przecież posłem prawa, a tych się nie karze. Nie rozumiem, dlaczego mnie trzymacie jako więźnia. Mogę od ręki napisać akt, ale tylko przynieście mi latarkę. A do was bracia mówię: milczcie!
Żeby jego głos stał się donośniejszy, wdrapał się na suszące się belki. Ledwo na nie wszedł, zleciał z nich w kapustę. Szlachta zobaczyła, jak wśród konopi przemyka biała czapka konfederatka. Konewka próbował ją ustrzelić, ale chybił.
Wtem Protazy dotarł do chmielu.
– Protestuję – krzyknął.
Pewien był, że uda mu się uciec, bo za sobą miał bagna.
Po tym wystąpieniu nikt nie stawiał już oporu w dworze, za to szlachta zajęła się plądrowaniem i jedzeniem. Kropiciel wziął się za bydło. Ubił woła i dwa cielce. Brzytewka i Szydełko pomogli pokroić mięso na części. Gęsi wyczuły, że na nie również nadchodzi czas i podniosły alarm, jak niegdyś w Rzymie. Wtedy obudziły Manlujusza, dzięki czemu mógł wystąpić przeciw nacierającym zdrajcom-Galom. Konewka zabił część gęsi, a część przywiązał do pasa. Przypominał chochlika unoszącego się na gęsich skrzydłach. Na próżno ptactwo walczyło i próbowało się uwolnić – Konewka, pędził dalej.
Młody Sak w tym czasie wpadł między kury i również dokonał rzezi. Zabił ptaki karmione perłową kaszą, przez co miał już nigdy nie przebłagać gniewu Zosi.
Gerwazy wspominał dawne czasy i znów z pomocą pasów od kontuszy wydobył z piwnicy beczki. Były pełne gorszej wódki, miodu pitnego z przyprawami i piwa. Jedne beczki otwarto, a resztę zaniesiono do zamku, gdzie szlachta miała zostać na noc. Tam też urządzono główną siedzibę Hrabiego.
Rozpalono ogniska i zaczęto ucztować. Stoły uginały się pod mięsem i trunkami. Szlachta chciała całą noc spędzić na zabawie, ale w końcu zasnęli. I tak każdy z nich spał zwyciężony przez sen, brata śmierci.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Uwidaczniasz czasy monarchów, zbójców, czytając przenoszę się i jestem uczestnikiem ogniskowego ucztowaniqa.
Dzięki za miłe słowa 😉 To jest właśnie moc dobrych opowieści.
Podziwiam za tak elokwentny i “giętki” język, którego używasz 😉
Dziękuję serdecznie 😉 Staram się jak najlepiej oddać tę lekturę, a jednocześnie zadbać o to, by była zrozumiała dla współczesnego czytelnika.
Klasyka gatunku ! Uwielniam Wieszcza 🙂
Też go polubiłam 😀
ciężko się to czyta,z “Panem Tadeuszem” nigdy mi nie było po drodze 😉
W oryginale Pana Tadeusza rzeczywiście trudno zrozumieć, ale mam jednak nadzieję, że wersja prozatorska jest bardziej przystępna 😉
Świetne i świetnie się czyta…Z przyjemnością zawsze to rbię 🙂
Dziękuję 😉
Jak zwykle pięknie napisane. 🙂
Dziękuję 😉