Przysłowie ruskie: wszystko można, lecz ostrożnie;
I to przysłowie: sobie piecz na carskim rożnie;
I to przysłowie: lepsza zgoda od niezgody,
Zaplątaj dobrze węzeł, końce wsadź do wody.
Pan Tadeusz, Adam Mickiewicz
Szlachta spała tak twardym snem, że nie zauważyła ludzi, którzy napadli na nich niczym kosarze. A te pajęczaki atakują znienacka na półsenne muchy i duszą je długimi nogami. Nikt ze szlachciców nie obudził się, choć przewracano ich jak słomę. Jedynie Konewka – który miał tak silną głowę, że mógł wypić dwie beczki i dopiero wtedy czuł się pijany – dawał znaki życia. Uchylił powiekę i zobaczył nad sobą wąsate zmory. Dyszały nad nim i machały rękami jak skrzydłami. Przestraszył się, chciał się przeżegnać, ale czuł, że coś przytrzymuje jego ręce. Przestraszył się jeszcze bardziej. Zamknął oczy i prawie umarł ze strachu. Chciał się bronić, więc zerwał się… ale było już na to za późno. Zmory skrępowały go, zanim się przebudził. Zdołał jedynie wyskoczyć w powietrze i spaść na swoich towarzyszy. Zaczął miotać się jak ryba wyciągnięta z wody.
– Zdrada – krzyknął, a pozostali obudzili się i powtórzyli za nim.
Wrzask ten doszedł do sali zwierciadeł, gdzie spali Hrabia, Gerwazy i dżokeje. Klucznik obudził się, ale nie mógł już wstać, bo był skrępowany i przywiązany do własnej broni. Wodził wokół okiem i zobaczył wszędzie pełno zbrojnych. Mieli na sobie zielone mundury i czarne, krótkie kaszkiety. Jeden był opasany szarfą, a szpadę kierował na szeregowców i szeptem kazał im wiązać jeńców. Słudzy zostali już skrępowani. Hrabia jedynie pozostał wolny, ale niewiele mógł uczynić pozbawiony broni pod czujnym okiem dwóch ludzi z bagnetami. Gerwazy rozpoznał w nich Moskali.
Klucznik już nieraz znajdował się w podobnej sytuacji i potrafił poradzić sobie z więzami. Nie odzywał się – udawał, że śpi. Rozciągnął ręce i nogi. Wypuścił powietrze, skurczył się, a potem rozciągnął, więzy skrzypnęły, ale nie pękły. Co za wstyd! Przewrócił się na brzuch i ukrył rozgniewaną twarz. Leżał nieruchomo.
Odezwały się bębny. Najpierw rzadko, potem było ich coraz więcej. Oficer kazał Hrabiego i dżokejów zamknąć w sali pod strażą, a szlachtę zostawił na dworze, gdzie znajdował się drugi oddział. Na darmo Kropiciel próbował jeszcze walczyć, bo zjawili się już zbrojni przyjaciele i krewni Sędziego. Ruszyli mu z odsieczą, gdy tylko usłyszeli o napadzie. Zwłaszcza że od dawna nie żyli w zgodzie z Dobrzyńskimi. Nikt nie wiedział jednak, kto z wiosek sprowadził Moskali. Czy to Asesor? A może Jankiel? Nigdy tego nie odkryto.
Nastawał świt. Krwawe słońce wschodziło po niebie. Częściowo skrywało się za czarnymi chmurami niczym rozżarzona podkowa wśród węgli. Wiatr się wzmagał, popędzał obłoki, które spuszczały drobny deszcz na ziemię. Dzień był na przemian chłodny i słotny.
Tymczasem Major nakazał przynieść belki, w których zrobiono półokrągłe otwory. W nie wsadzano nogi więźniów, a drugą belką zamykano i zbijano je z pomocą gwoździ. Ręce mocniej związano powrozami na plecach. Jednak najpierw kazano się szlachcie rozebrać. I tak siedziała, szczękając zębami. Kropiciel szarpał się, aby się uwolnić, ale bezskutecznie.
Na próżno Sędzia wstawiał się za Szlachtą. Nawet łzy Zosi i prośby Telimeny na nic się zdały. Pan Nikita Ryków, choć był Moskalem, to miał dobre serce i dałby się udobruchać, ale musiał słuchać majora Płutę. Był to Polak z miasteczka Dzierowicz. Nazywał się po polsku Płutowicz, ale uważał się za Moskala, dlatego zmienił nazwisko i służył carowi.
Płuta palił właśnie fajkę z przodu dworu, podpierał się pod boki i nosa zadzierał, kiedy inni się mu kłaniali. Nie był w dobrym humorze, więc jako odpowiedź wypuścił jedynie kłąb dymu i wrócił do dworu. Sędzia próbował przekonać Rykowa, a potem wziął na bok Asesora. Razem zastanawiali się, jak zakończyć tę sprawę bez sądu.
– Panie Majorze – zwrócił się Ryków do Płuty. – Co nam po tych niewolnikach? Po co oddawać ich pod sąd? Tylko napytamy biedy szlachcie. A i tak to panu nic nie da. Może lepiej sprawę załagodzić. Sędzia panu Majorowi wynagrodzi ten trud, a my powiemy, że tylko przyszli tu w odwiedziny. Wilk syty i owca cała. Zgoda jest lepsza od niezgody. Nie damy raportu, to nikt się o niczym nie dowie.
Major, słysząc to, wstał i z gniewem odpowiedział:
– Oszalałeś, Ryków? Jesteśmy na cesarskiej służbie, a służba nie drużba. Głupi jesteście, Ryków. Mam wypuścić tych buntowników? W czasie wojny? Ha, Polacy, nauczę was buntu! Dobrzyńscy, znam ja was dobrze. – Zaśmiał się, patrząc w okno. – Ten, Dobrzyński, który siedzi teraz w surducie – Hej, zdejmijcie mu surdut! – podczas balu w zeszłym roku zaczął się ze mną kłócić. Gdy spokojnie tańczyłem, nazwał mnie złodziejem i kazał wynosić się za drzwi. Owszem w tym czasie wszczęto przeciw mnie śledztwo, że niby okradłem pułkową kasę. Ale co mu do tego? Tańczyłem mazura, a ten woła, że jestem złodziejem, a szlachta się na mnie rzuciła. I co teraz? Wpadł w moje ręce. Dobrzyński, mówiłem ci, że przyjdzie koza do woza. Widzisz, będzie kara. – Nachylił się do Sędziego i szepnął mu na ucho: – Jeśli jednak chcesz Sędzio, bym ich puścił, to za każdego musisz mi dać tysiąc rubli w gotówce.
Sędzia próbował się targować, ale Major go już nie słuchał. Znów biegał po pokoju, palił fajkę niby rakietę albo sztuczne ognie, a kobiety chodziły za nim, prosząc i płacząc.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Ilekroć wracam do kolejnych części tylekroć zaskakujesz swoim słowem 😉
Dziękuję 😉 Mam nadzieję, że będę wciąż zaskakiwać 😉
Masz niesamowicie „lekkie pióro”. Oczywiście, śledzę na bieżąco. 🙂
Dziękuje 😀
No proszę , za pieniądze da się jednak załatwić…
Był czas (a pewnie jeszcze w niektórych miejscach jest), gdzie niestety za pieniądze można zrobić wszystko.
Coś w tym jest, że wszystko można lecz ostrożnie 👍
Tak 🙂 Nie wszystko przynosi korzyść.