«Apeluję — rzekł Sędzia — do gubernatora».
«Apeluj — rzekł Płut — choćby do Imperatora.
Wiesz, że gdy imperator zatwierdza ukazy,
Z łaski swej często karę powiększa dwa razy.
Pan Tadeusz, Adam Mickiewicz
– Majorze, jeśli nawet nas pozwiesz, to co na tym zyskasz? – zaczął znów Sędzia. – Przecież nikt nie przelał tu krwi. Jedynie zjedli kury i gęsi. Za to według prawa zapłacą z nawiązką. Nie wnoszę żadnej skargi na pana Hrabiego. To tylko sąsiedzkie zatargi.
– A czy czytał Sędzia żółtą księgę? – spytał Major.
– Co to jest?
– Księga warta więcej niż wasze prawa i statuty. A w niej co chwila: stryczek, Sybir, chłosta. To jest księga ustaw wojennych. Znana w całej Litwie. Dlatego teraz za podobne zatargi pójdziecie na roboty na Sybir.
– Odwołam się do gubernatora.
– A odwołuj się, gdzie tam chcesz. Nawet do Imperatora. Wiesz, że imperator, gdy zatwierdza te zarządzenia, czasami jest tak łaskawy, że dwukrotnie powiększa karę. A i na was pewnie znajdę jakiś kruczek. Przecież od dawna nasz rząd obserwuje Jankiela. Jest przecież szpiegiem, którego czasami można znaleźć w pańskiej karczmie. Mógłbym teraz was wszystkich zamknąć.
– Mnie aresztować? Baz nakazu? Jak śmiesz?
Już dochodziło do większego sporu, gdy nagle zjawił się na dziedzińcu dziwny tłum. Na przodzie ogromny, czarny baran z czterema rogami, spośród których na dwóch wisiały dzwonki. Za nim szły woły, owce i kozy. Dalej jeszcze wozy wypełnione po brzegi. Widać było, że to ksiądz kwestarz. Sędzia, jako dobry gospodarz, wyszedł go powitać. Ksiądz jechał w pierwszym wozie. Zasłaniał kapturem twarz, ale odwrócił głowę w kierunku więźniów, przez co go poznano. Dał im znak, by milczeli. Drugi furman również został rozpoznany przez szlachtę – był to stary Maciek Rózeczka przebrany za chłopa.
Szlachta zaczęła go sobie pokazywać i krzyczeć.
– Głupcy – rzekł Maciek i kazał im milczeć.
Na trzecim wozie jechał Prusak, na czwartym – Zan z Mickiewiczem. A tymczasem Podhajscy, Isajewicze, Birbasze, Wilbikowie, Biergiele i Kotwicze, widząc Dobrzyńskich wziętych w niewolę, ostygli z gniewów. Chociaż szlachta polska jest kłótliwa i chętna do bijatyk, to nie zależy jej na zemście. Pobiegli zaraz do Macieja po radę, a ten kazał im czekać.
Za to Bernardyn wszedł do pokoju. Prawie go nie poznano, tak bardzo się zmienił. Zwykle ponury i zamyślony, teraz był uśmiechnięty i rubaszny. Zanim zaczął cokolwiek mówić, długo się śmiał.
– Kłaniam się nisko – rzekł. – Po prostu wyśmienicie, panowie oficerowie, którzy polujecie w nocy. Świetne łowy, widziałem już, co upolowaliście. Dajcie im wędzidło jak koniom, to od razu staną się posłuszni. Gratuluję, Majorze, schwytania Hrabika. To bogaczyk i paniczyk. Nie wypuszczaj go, zanim nie da ci trzystu dukatów, a potem daj parę groszy na klasztor i dla mnie. Bo przecież ja zawsze proszę za twoją duszę. Jako bernardyn często o niej myślę. Przecież śmierć nawet oficerów w końcu zabiera. Sam Baka pisał, że śmierć dobrze uderza i tnie. Wyciska łzy, ale też przytula dziecko i je usypia. Ach, Majorze, dzisiaj żyjemy, jutro umieramy. Nasze tylko to, co dziś zjemy i wypijemy. Panie Sędzio, chyba pora na śniadanie? Ja siadam do stołu i wszystkich również zapraszam. Majorze, może zrazów? Poruczniku, ponczu?
– Prawda, ojcze – odrzekli obaj oficerowie. – Pora by coś zjeść i wypić za zdrowie Sędziego.
Zdziwili się mieszkańcy domu, że Robak stał się nagle taki pogodny i radosny. Sędzia przekazał rozkazy kucharzowi i przyniesiono jadło. Płut i Ryków tak zabrali się za jedzenie, że w pół godziny zniknęły dwadzieścia trzy zrazy i pół ogromnej wazy ponczu.
Major nasycony rozsiadł się na krześle. Wyciągnął fajkę, odpalił ją od banknotu i otarł usta serwetą. Obrócił radosne oczy na kobiety.
– Piękne panie, kocham was. Jesteście jak cudowne desery. Najlepszą rzeczą po sytym śniadaniu, jest rozmowa z pięknymi paniami. Wiecie co? Zagrajmy może w karty? Albo zatańczmy? Wszak w generalskim pułku jestem pierwszym mazurzystą.
Przybliżył się do dam i na zmianę wypuszczał z ust dym i komplementy.
– Ja też mogę zatańczyć, jak wychylę flaszkę – odezwał się Robak. – Tylko habit podkaszę i możemy tańczyć. Ale, Majorze, my tu pijemy, a twoi żołnierze tam marzną. Sędzio daj im beczkę wódki, niech też się napiją.
– Nie zmuszam – rzekł Major.
– Daj beczkę spirytusu – szepnął Robak do Sędziego.
I tak podczas gdy dowódcy pili we dworze, wojsko zabawiało się za domem.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Klasyka kłótni, targów i przetargów, świetnie napisane 🙂
Dziękuję 🙂
Bardzo lubię czytać to opowiadanie. Tak napisany Pan Tadeusz bardzo mi się podoba.
Dziękuję 😉
Coraz bardziej lubię tu zaglądać, super!
Dziękuję 🙂