Miesiące po ucieczce z zamku
Wjazd do miasta nie był jego najlepszym pomysłem, ale nie po to zbierał skóry z zajęcy, by je tak po prostu wyrzucić. Wiedział, że przydadzą się handlarzom, którzy zrobią z nich stosowny użytek, a i on mógł na tym skorzystać. Pieniędzmi opłaciłby nocleg w karczmie, dzięki czemu nie musiałby spędzać kolejnej nocy w lesie. Wygodne łóżko, ciepła strawa to wszystko, o czym teraz marzył. Musiał jedynie upewnić się, że nie ma przy sobie niczego, przez co mogliby zatrzymać go strażnicy przy bramie. Miecz mógł zatrzymać. Był prosty, bez charakterystycznych oznaczeń. Otrzymał go, gdy w pośpiechu uciekał z zamku. Z ubraniem nic nie musiał robić. Pokryte pyłem i błotem wyglądało tak jak powinno – spędził przecież wiele dni w lesie. Bez problemu mógłby udawać myśliwego. Gniadosz, który służył do tej pory jego poddanym, też zanadto się nie wyróżniał. Książę był wdzięczny sługom, że nie dali mu jego konia i miecza. Nie mógł jednak zbyt wiele zmienić w wyglądzie. Miał nadzieję, że po tylu miesiącach, głodzie i chorobie wiele osób przestanie go utożsamiać z następcą tronu.
Tak przygotowany mógł w końcu podjechać do bram, gdzie zatrzymali go strażnicy. Wyglądali na ambitnych i gotowych do tego, by dokładnie go przeszukać, gdyby mieli przynajmniej cień podejrzenia.
Książę ze spokojem spoglądał na nich z siodła, choć serce głośno waliło mu w piersiach. Dziwił się, że go nie słyszeli. Starał się jak najlepiej wejść w skórę prawdziwego łowcy.
– Myśliwy? – zapytał jeden szorstkim głosem i zaraz kazał mu gestem zsiąść z konia.
– Tak, panie – odparł młodzieniec niemal szeptem, dzięki temu zdołał ukryć swój obco brzmiący akcent.
Zszedł na ziemię i nie sprzeciwił się, gdy strażnicy zaczęli przeglądać jego rzeczy. Szukali czegoś, co pozwoliłoby im go zatrzymać.
Gniadosz spojrzał na swojego jeźdźca. Wydawało się jakby pytał, co powinien zrobić. Książę jedynie pokręcił ledwo zauważalnie głową. To nie był czas na brawurę.
Milczący do tej pory strażnik wyciągnął z juków zajęcze skórki.
– A to co? Skąd to macie? – spytał. Jego chrapliwy głos brzmiał tak, jakby rzadko z niego korzystał.
– Upolowałem. – Wzruszył ramionami Książę. – Skóra mi się do niczego nie przyda, więc stwierdziłem, że sprzedam.
– Wygląda na świeżą. Gdzie polowaliście? – włączył się Szorstki, oglądając skórki.
– To tu, to tam. Gdzie tylko zające wpadały we wnyki.
Strażnik zmierzył go srogim spojrzeniem, a młodzieniec spuścił głowę. Przed pojawieniem się przy bramie ściął włosy i ubrudził twarz, ale i tak mógł zostać rozpoznany, a tego chciał uniknąć za wszelką cenę.
– Możecie jechać – rzekł Szorstki. – Będziemy cię mieli na oku – dodał, bo coś nie podobało mu się w chłopaku, ale nie był w stanie powiedzieć, co takiego.
Książę pokiwał głową, wsiadł na konia i stępem wjechał do miasta. Jednak tutaj nie odetchnął z ulgą. Wiedział, że do wyjazdu musi zachować szczególną ostrożność. Jeden błąd i cały jego plan mógł runąć w gruzy. Starał się nie myśleć o konsekwencjach.
Najpierw podjechał pod karczmę, a dokładniej do stojącej obok stajni, gdzie zostawił swojego konia. Wyglądała zwyczajnie. Konie stały niedaleko siebie. Ktoś zdjął z nich siodła i zadbał o to, by były wyczyszczone i nakarmione. Na widok obcych jedynie parsknęły i wróciły do zajadania się owsem.
Młodzieniec wprowadził gniadosza do środka i zaczął rozglądać się za kimś, komu mógłby powierzyć swojego konia.
– Mogę się nim zająć, panie – do jego uszu dotarł głos chłopca, który akurat wyszedł z cienia.
Liczył pewnie z dziesięć wiosen, ale wyglądał na pracowitego i godnego sowitej zapłaty. Książę jednak nie miał przy sobie ani miedziaka. Zamierzał sprzedać skórki zajęcze, ale nie był pewny, czy na pewno mu się to uda. Handlarze bywali chciwi i niechętnie rozstawali się ze złotem.
– Czemu nie – powiedział mimo swoich wcześniejszych przemyśleń. W razie czego mógł dać chłopakowi część skór. Może jemu udałoby się je sprzedać.
Stajenny zaraz wziął się do pracy.
– Tylko żeby nic nie zginęło – rzucił przez ramię Książę. Pamiętał przestrogi jednego ze swoich przyjaciół, że w podróży warto mieć oczy dookoła głowy i pilnować swojego dobytku.
– Nic nie zginie – odrzekł chłopak.
Na ustach Księcia pojawił się lekki uśmiech, gdy wychodził ze stajni. Na oślep udał się na targ. Nie chciał niepotrzebnie wdawać się w rozmowy, by przypadkiem ktoś go nie rozpoznał. Mimo nieznajomości miasta udało mu się dosyć prędko dotrzeć na miejsce. Choć ponura pogoda i niebo zakryte szarymi chmurami nie zachęcały do rozstawiania swoich kramów, to nie stało ich tam tak mało, jak się spodziewał Książę. Nawet kupujących było całkiem sporo.
Trzymając skórki w rękach, przepychał się przez tłum. Wzrokiem szukał kogoś, kto mógłby być zainteresowany ich kupnem. Wiedział, że w wielu miastach obowiązuje handel wymienny, ale zależało mu też na paru miedziakach dla chłopca stajennego. W końcu jego wzrok padł na pewnego sprzedawcę, który oferował futra zwierząt „idealne na zbliżającą się mroźną porę”, jak sam powtarzał. Jako jeden z niewielu wyglądał na uczciwego człowieka. Żywo gestykulował rękami, ale w jego oczach nie pojawił się chciwy błysk, gdy Książę podszedł bliżej. Młodzieniec postanowił zaryzykować.
– Czy chciałby, miły pan, zakupić futro dla ukochanej? – zaczął pogodnym głosem kupiec. – Cena nie jest wygórowana…
– Wolałbym coś sprzedać – przerwał mu i położył na kramie skórki.
Handlarz spojrzał na nie krytycznym wzrokiem, a Książę zrozumiał, że czeka go długie i ostre targowanie się. W końcu nie zamierzał pozwolić, by kupiec go oszukał.
– Hm… nie jest to jakość, na którą liczą moi klienci, ale może dałoby się coś z nimi zrobić. – Oglądał skórkę za skórką. – Mogę dać miedziaka za każdą.
Książę może nie znał się na handlu, ale nawet dla niego ta cena wydawała się aż za niska.
– Sam oskórowałem te zające.
– Nie wątpię, ale nie płacę za skórowanie, tylko za skóry.
– Są w jednym kawałku – pochwalił się. Była to jedna z umiejętności, jakie nabył jeszcze podczas polowań w królewskich lasach. Nie wiedział, że przyda mu się kiedykolwiek poza zamkiem. – Srebrna moneta od sztuki.
– Chyba się przesłyszałem. Chcesz młodzieniaszku srebrną monetę za skórę z zająca? Spójrz. – Wskazał na swoje futra. – Za lisa dałbym ci srebrną monetę. Dwa miedziaki od każdej skórki.
– Srebrna moneta za wszystkie.
Handlarz jeszcze raz spojrzał na skórki. Rzeczywiście były dobrej jakości i mógłby za nie sporo dostać. Rzadko zdarzały się takie skórki, więc nie mógł przepuścić takiej okazji, ale nie chciał też zbyt wiele za nie zapłacić. Srebrna moneta za cały pęk skórek to nie była specjalnie wygórowana kwota.
– Niech będzie – rzekł, wyciągając z sakiewki monetę.
Książę pokręcił głową.
– Wolałbym w miedziakach.
– Niech i tak będzie – rzekł handlarz, odliczając stosowną kwotę. Chciał przy tej okazji wypłacić mniej, ale chłopak – na jego nieszczęście – znał się na liczeniu. – Oto twoja należność. – Podał mu sakiewkę z monetami.
Książę podziękował za udany targ, po czym wrócił do karczmy. Droga nie wydawała się prostsza w tę stronę, ale zdołał bez problemu dotrzeć na miejsce. Najpierw odwiedził stajnię, by sprawdzić, jak się miewa jego gniadosz. Był już wyszczotkowany i nakarmiony. Gdy tylko usłyszał swojego jeźdźca, przywitał go radosnym rżeniem.
– Zadbałem o niego, panie. – W tej samej chwili zjawił się chłopiec.
– Widzę. – Sięgnął do sakiewki i się zawahał. Zamierzał zostać na noc, a nie wiedział, co zrobi chłopiec po otrzymaniu zapłaty już teraz. – A czy mógłbyś mieć na niego oko przez noc? Wolałbym nie stracić jedynego konia.
Chłopiec energicznie pokiwał głową, a wtedy Książę podał mu jedną miedzianą monetę.
– Jeśli wszystko będzie w porządku, to jutro otrzymasz drugą – obiecał. Miał nadzieję, że chłopiec też dotrzyma słowa.
Potem udał się do karczmy, bo głód nie dał o sobie zapomnieć. Zamówił wodę i najtańszy posiłek, jaki mieli. Nikt się nie zdziwił, że oszczędza. Wielu – jeśli nie wszyscy – liczyli każdy miedziak i woleli zjeść taniej niż zrezygnować z czegoś, co miało im się przydać. Gdy tylko się posilił, zapytał o nocleg, który – razem z posiłkiem – miał uszczuplić jego dopiero co zarobione pieniądze. Mimo to przystał na cenę i udał się do wskazanego pokoju. Potrzebował przynajmniej jedną noc niczym się nie przejmować i spokojnie spać. Zamknął się od środka i padł na łóżku. Do rana nawet się nie ruszył i nie myślał o tym, że czeka go podróż galopem aż do sojuszników jego ojca.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
trafiłam tu przypadkiem i zaciekawiliście mnie. Zdecydowanie zostanę tu na dłużej .
Dziękuję 😉 Cieszę się, że wpadłaś 😉
Przyznam, że tak to wszystko ładnie opisujesz, że czytając człowiek uruchamia wyobraźnię i przenosi się dokładnie tam, gdzie to wszystko się dzieje
Dziękuję 😀 Dbam o to, by dobrze konstruować opowiadania i opisy 😉
lekko się czyta, chociaż myślistwo ma teraz słabe notowania 😉
Dzięki 🙂
Bardzo fajnie się czyta, czekam na więcej 🙂
Dziękuję 😀
Moja wyobraźnia weszła na najwyższe obroty podczas lektury 😉 czekam na kontynuację.
Dziękuję 😀 Oczywiście będzie
Taki w sumie nie długi fragment bardzo dobrze się zawsze u ciebie czyta, ponieważ jest napisany starannie, proso i bez jakiś zagmatwanych przekazów.
Dziękuje 😉 Sama wolę na blogach czytać krótsze teksty 😉
Lekkie pióro to ja lubię
Dzięki 😉
Uwielbiamy tu przychodzić, jak zwykle pięknie
Dziękuję 😀 I zapraszam znów.
Bardzo dobrze mi się czytało z zainteresowaniem, to znaczy,że powinnam przeczytać całość 🙂
Zachęcam 😉 I nie tylko do historii Księcia, ale również innych bohaterów z cyklu Bielijon 🙂