Szereg już pół dziedzińca przeszedł bez oporu;
Kapitan pokazując szpadą na drzwi dworu,
Krzyczy: «Sędzio! poddaj się, bo dwór spalić każę!»
«Pal — woła Sędzia — ja cię w tym ogniu usmażę».
Pan Tadeusz, Adam Mickiewicz
Tylko Robak nie podzielał ich radości. Nie walczył, bo zabraniało mu tego prawo kościelne. Jednak jako doświadczony w bitwach, dawał rady i zachęcał do walki. A teraz przywoływał wszystkich do siebie, by ostatecznie zwyciężyć, uderzając na Rykowa. Tymczasem wysłał do niego posłańca, że może ocalić życie, jeśli odda broń. A jeśli nie, to zginie razem ze swoimi ludźmi.
Ryków nie zamierzał prosić o darowanie życia.
– Za broń – krzyknął.
Żołnierze chwycili za karabiny.
– Cel.
Wymierzyli.
– Ognia.
Zabrzmiały strzelby. Słychać było tylko świst kul i chrzęst zamków. Żołnierze byli pijani, więc zwykle nie trafiali do celu, ale udało im się zranić dwóch Maciejów i zabić jednego Bartłomieja. Ze szlachty mało kto strzelał. Niektórzy chcieli ruszyć z szablą, ale starsi ich powstrzymywali. Kule świszczały gęsto i nawet uderzały w szyby dworu.
Tadeusz, który z polecania stryja miał chronić kobiet w domu, słyszał, że dzieje się coraz gorzej. Wybiegł z domu, a za nim Podkomorzy, któremu Tomasz w końcu przyniósł szablę, karabelę. Pędził, dołączył do szlachty i stanął na jej czele. Biegł dalej, a za nim pozostali. Żołnierze znów strzelili. Isajewicz padł, Brzytewka i Wilbik odnieśli rany. Robak i Maciej zatrzymali szlachtę, by nieco ochłonęła . Wycofali się.
Widząc to Ryków, zamierzał zadać cios, przepędzić szlachtę i zawładnąć dworem.
– Formuj szyk – krzyknął. – Bagnety! Naprzód!
Żołnierze przygotowali się, pochylili głowy i ruszyli do ataku. Na darmo szlachta strzelała do nich z boków – szereg pokonał już połowę dziedzińca.
Ryków wskazał na dwór.
– Sędzio poddaj się albo każę spalić twój dwór.
– A pal, a ja cię usmażę w tym ogniu! – wołał Sędzia.
Dworze Soplicowski! Jeśli wciąż znajdujesz się pod lipami i wciąż sąsiedzi gromadzą się u Sędziego, to zapewne piją tam zdrowie Konewki, bo bez niego nie byłoby już Soplicowa.
Do tej pory dał małe dowody męstwa, choć został pierwszy uwolniony i na wozie znalazł swoją konewkę, szturmak, i sakwę kul. Nie chciał się bić na trzeźwo, więc poszedł tam, gdzie stała beczka spirytusu i napił się porządnie. Poprawił czapkę, wziął do ręki konewkę, nabił ją i rozejrzał się po placu boju. Zauważył bagnety atakujące szlachtę i poszedł w jej stronę. Ukrył się w gęstej trawie. Zatrzymał się w pokrzywie i wezwał do siebie Saka, który stał przy progu dworu, gdzie mieszkała jego droga Zosia. Chociaż pogardziła jego zalotom, to wciąż ją kochał i był w stanie za nią zginąć.
Ledwo żołnierze weszli na pokrzywę Konewka i Sak wypuścili grad kul w stronę Moskali. Wrogowie przestraszyli się i zaczęli wycofywać. Porzucili rannych, a Chrzciciel ich dobijał. Stodoła była za daleko, by do niej wrócić. Ryków zniknął pod parkanem. W ogrodzie zatrzymał oddział i kazał stworzyć szyk trójkątny skierowany klinem w stronę wroga. I dobrze postąpił, bo już na nich jechali konni.
Hrabia, który wcześniej znajdował się w zamku pod czujną strażą Moskali, gdy ci uciekli ze strachu, wsiadł na konia z dworzanami. Słysząc strzały, poprowadził ich do walki.
– Ognia – krzyknął Ryków.
Grad poleciał w stronę konnych. Trzech padło rannych, trafiony został koń Hrabiego, a sam jeździec wypadł z siodła. Klucznik już pędził mu na pomoc, bo widział, że Moskale chcieli zabić jego pana. Jednak Robak był bliżej. Przypadł do Hrabiego i zakrył go własnym ciałem. Trafiono w księdza, ale ten podniósł się zaraz i zabrał Hrabiego w bezpieczne miejsce. Szlachcie kazał się przesunąć, celniej trafiać, skrywać się za płotami i ścianami, skąd strzelali do wroga. A Hrabia ze swoimi konnymi miał czekać na lepszą porę.
Plan Robaka świetnie pojął Tadeusz. Ukrywał się za drewnianą studnią, skąd dosięgał Moskali kolejnymi strzałami. Był trzeźwy i świetnie radził sobie z bronią – mógł trafić w monetę wyrzuconą w powietrze. Głównie mierzył do starszych. Pierwszym jego celem był feldfeber, niemiecki podoficer, potem ustrzelił dwóch sierżantów. Mierzył raz w boki, raz w środek trójkąta.
Ryków zdenerwował się, tupał nogami i dobył swojej szpady.
– Majorze Płucie, niedługo wybiją cały nasz oddział – rzekł.
– Panie Polak, nie wstyd panu się tak chować? – zawołał z gniewem Płut to Tadeusza. – Nie bądź tchórzem. Wyjdź i bij się honorowo, jak na żołnierza przystało.
– Majorze, a jeżeli ty jesteś taki odważny, to dlaczego się chowasz za swoimi żołnierzami? Nie stchórzę przed tobą. Wyjdź stamtąd, a będziemy się bić. Po co ta cała walka. Rozwiążmy to między sobą na szpadę lub pistolety. Możesz wybrać broń, a jak nie to was wystrzelam jak wilki. – Po tych słowach strzelił i trafił porucznika obok Rykowa.
– Majorze, stań z nim do pojedynku i zemścij się za jego czyn. Jeśli kto inny go zabije, to hańba na honorze Majora zostanie. Jeśli nie da się go z karabinu zabić, to może ze szpady się uda. Jeśli tego nie zrobisz, to on nas wszystkich wystrzela. Już bierze kolejny cel, patrz.
– Ryków, przyjacielu, ty jesteś lepszy w szermierce – rzekł Major. – Wyjdź do niego albo jeszcze lepiej, wyślemy kogoś z poruczników. Przecież nie mogę opuścić żołnierzy, są pod moimi rozkazami.
Słysząc to, Ryków wyszedł z szablą i pomachał białą chustką. Zapytał Tadeusza, jaką broń wybiera. Po rozmowach obaj zgodzili się na szpady. Okazało się jednak, że Tadeusz jej nie miał, więc musieli znaleźć dla niego ostrze.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Pamiętam ten fragment jeszcze ze szkoły 🙂 Świetnie go napisałaś 🙂
Dziękuję 😉
niby to samo, a ten tekst ma całkowicie inny wydźwięk kiedy jest prozą
I na pewno jest prostszy w odbiorze 😉
A wiesz, ze ja zaczełam czytać twój przekład siedmiolatce 😀 I nie narzeka 😀
Warto poznawać Mickiewicza już od najmłodszych lat 😉 Cieszę się, że i jej przypadło do gustu 😉
Jak zwykle czytało się z zapartym tchem 😉
Naprawdę dobrze napisane
Dziękuję serdecznie 😀
Świetną robotę robisz. Pamiętam ten fragment ze szkoły.
https://swiatdisneyapl.blogspot.com
Dzięki 😉