Obfita we zdarzenia, nadzieją brzemienna!
Ja ciebie dotąd widzę, piękna maro senna!
Urodzony w niewoli, okuty w powiciu,
Ja tylko jedną taką wiosnę miałem w życiu.
Pan Tadeusz, Adam Mickiewicz
Kto widział taki rok jak ten? Dla ludu to wciąż rok urodzaju, a dla żołnierzy – wojny. Nadal starzy uwielbiają o nim opowiadać. Dawno już zapowiadano jego przybycie. Serca Litwinów razem z nadejściem wiosny ogarnęło jakieś radosne i tęskne wyczekiwanie. Gdy pierwszy raz po odejściu zimy wygnano bydło na pastwiska, to choć było głodne, nie pobiegło na zieleniejącą się oziminę, ale położyło się na roli, ryczało i jadło stary pokarm. Wieśniacy nie cieszyli się z końca zimnej pory roku i nie śpiewali piosenek. Pracowali wolno, jakby nie dbali o zasiew i żniwo. Co chwila zatrzymywali woły i konie, a potem spoglądali na zachód, jakby tam miał ukazać się cud. Z lękiem też patrzyli na wracające ptaki. Bocian już siedział na swojej sośnie i rozłożył skrzydła niczym sztandar wiosny. Za nim nadleciały inne. Jaskółki zgromadziły się nad stawami, by stamtąd wziąć błoto na swoje gniazda. Wieczorem przybyły słonki i klucze gęsi, które wylądowały na odpoczynek. Na ciemnym niebie jęczały żurawie. Słysząc to, stróże nocni zastanawiali się, co wywołało takie zamieszanie wśród ptaków. Pojawiły się też gile, siewki i szpaki.
A na wzgórzach zobaczono jasne frędzle i chorągwie. Nadchodziła konnica. W dziwnych strojach i z bronią, jakiej nie widziano. Jechał pułk za pułkiem, a środkiem pędziły oddziały wojska. Z lasu wychodzili żołnierze w czarnych czapkach i z bagnetami. Wszyscy zmierzali na północ. Zdawało się jakby szli z ciepłych krajów za ptactwem. Dniem i nocą zdążały konie, ludzie i armaty. Na niebie jawiły się łuny, a ziemia drżała. Słychać było pioruny. Zaczynała się wojna.
Nie było na Litwie miejsca, gdzie by nie dotarł jej huk. Spomiędzy ciemnych drzew nawet nie wyglądał chłop, którego dziadkowie i rodzice umarli. Nie rozumiał on innych krzyków niż wiatr i ryk zwierząt, i nie znał innych gości niż mieszkańców lasu. Teraz widział na niebie dziwną łunę i słyszał hałas w puszczy. To kula z działa zabłądziła do lasu, siekąc gałęzie.
Brodaty i sędziwy żubr drżał wśród mchu, jeżąc swoje włosy. Zatrzymał się w pół kroku, oparł się na przednich nogach, potrząsał brodą i ze zdziwieniem spojrzał na pogorzelisko. Granat, który zabłądził, wybuchł nagle niczym piorun. Żubr, nie znając takich rzeczy, przestraszył się i uciekł.
– Bitwa!
– Gdzie? – pytali młodzieńcy.
Chwytali za broń i ruszali do walki, a kobiety wznosiły ręce ku niebu.
– Bóg z Napoleonem, a Napoleon jest z nami! – krzyczeli ze łzami w oczach ludzie pewni zwycięstwa.
O, wiosno! Ten, kto cię widział wtedy w naszym kraju obfitującą i kwitnącą, na pewno cię nie zapomni. Trwała w nas nadzieja. Ja cię wciąż widzę. Ja, urodzony w niewoli, miałem tylko jedną wiosnę.
Soplicowo znajdowało się tuż przy drodze, którą znad Niemna ciągnęło wojska pod wodzą księcia Józefa i króla Westfalskiego Hieronima. Zdobyli już ziemie Litwy od Grodna po Słonim, a król dał wojsku trzy dni na odpoczynek. Polscy żołnierze, pomimo zmęczenia, narzekali, że król nie pozwala im iść dalej, bo chcieli jak najszybciej dorwać Moskalów.
W pobliskim mieście postawiono główny sztab księcia. W Soplicowie – obóz dla czterdziestu tysięcy żołnierzy i dla generałów Dąbrowskiego, Kniaziewicza, Małachowskiego, Giedroyca i Grabowskiego ze swoimi sztabami. Przybyli dosyć późno, więc każdy szedł, gdzie było miejsce. Zajmowano izby we dworze i na zamku.
Gdy tylko rozdano rozkazy i rozstawiono warty, każdy zmęczony poszedł spać do swojej izby. Nocą zapanowała wszędzie cisza. Widać było tylko cienie, patrolujących i ogniska obozów, a słychać — komendy.
Wszyscy spali. Jedynie Wojski nie mógł zasnąć, bo następnego dnia miał zorganizować biesiadę, dzięki której dwór Sopliców stałby się sławny i znany przez kolejne wieki. Biesiadę godną gości, którzy byli mili sercom Polaków, oraz odpowiednią dla mającej się odbyć uroczystości rodzinnej i kościelnej – potrójnych zaręczyn. A do tego generał Dąbrowski oznajmił wieczorem, że chce polski obiad.
Dlatego Wojski, choć było już późno, zebrał pięciu kucharzy z sąsiedztwa. Sam został kuchmistrzem, a oni mu pomagali. Założył biały fartuch, szlafmycę i zakasał rękawy. W ręce trzymał packę, by odpędzać owady, które chciałyby zakosztować smakołyków. Drugą założył okulary, po czym wyjął z zanadrza księgę Kucharz doskonały, gdzie były spisane dania z kuchni polskiej. Na podstawie tych przepisów hrabia na Tęczynie organizował biesiady we Włoszech – dziwił się im sam Ojciec Święty Urban XVIII. Korzystał z nich też Radziwiłł, kiedy przyjmował króla Stanisława w Nieświeżu. Ta pamiętna uczta dotąd była znana na Litwie.
Wojski czytał i wydawał polecenia, a kucharze zabrali się do roboty. Pięćdziesiąt noży poszło w ruch. Kuchciki pracowali wytrwale. Nosili drwa. Sagany z mlekiem i winem wlewali do kotłów, na patelnie, rondle, a dym buchał. Dwóch kuchcików dmuchało mieszkami. Wojski, chcąc łatwiej rozpalić ogień, kazał na drwa nalać roztopione masło – taki zbytek jest dozwolony w dostatnim domu. Jedni rzucili w ogień suche pęki, drudzy na rożna nakładali pieczenie z leśnych zwierząt, a inni skubali ptaki, aż leciał puch. Jednak było mało kur, bo od zajazdu – gdy Sak zniszczył kurnik Zosi – nie została ani jedna sztuka i nie zdążyło ich przybyć w sławnym dawniej z drobiu Soplicowie. Mimo to i tak wiele mięsa z lasów i od sąsiadów miało się znaleźć na stole. W Soplicowie były dwie rzeczy, o które hojny pan musi zadbać, gdy urządza ucztę: dostatek i sztuka.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Uwielbiam ten fragment, chyba to mój ulubiony <3
Super 🙂 Miło mi to słyszeć.
Czekam na kolejne części. 🙂
Już w czwartek kolejna część 😀
W końcu, akcja się zagęszcza! 😉 Bardzo lubię ten fragment 🙂
Super 🙂
Muszę chyba nadrobić zaległości i przeczytać poprzednie wpisy
Zapraszam 🙂 Dobrze być na bieżąco. Miłej lektury!
Jak zwykle, świetnie się czyta 🙂
Dziękuję 🙂
Nigdy nie lubiłam tego fragmentu w książce XDDDD
Jedni uwielbiają, inny nie znoszą XD
Cudny fragment 😉 Czytało się naprawdę przyjemnie
Dziękuję 🙂
czekam na kolejne fragmenty 😀 zainteresowałam się od razu tym
Dziękuję 😀 I zapraszam.
Nie mogłoby być inaczej bo kolejny napisany przez ciebie fragment zaliczam do udanych, przez tą lekkość pióra.
Dziękuję 🙂 Miło mi to słyszeć.