Ale małżeństwo, Zosiu, jest rzecz wielkiej wagi!
Radź się serca własnego; niczyjej powagi
Tu nie słuchaj, ni stryja gróźb, ni namów cioci.
[…] Więzić twej woli nie chcę; będziem, Zosiu, czekać.
Pan Tadeusz, Adam Mickiewicz
Jednak opowieść przerwali kucharze, pytając Wojskiego, kto ma nakrywać do stołu. Więc kuchmistrz odszedł, a starcy napili się miodu i znów spojrzeli na ogród, gdzie ułan rozmawiał z panienką. Ujął jej dłoń lewą ręką, bo prawą miał na temblaku.
– Zofio – powiedział – musisz mi koniecznie powiedzieć, zanim wymienimy się obrączkami. Naprawdę pragnę to wiedzieć. Już poprzedniej zimy byłaś w stanie wyjść za mnie za mąż. Ale wtedy nie zgodziłem się, bo byłoby to wymuszone. A poza tym krótko wtedy przebywałem w Soplicowie. Nie byłem aż tak próżny, by sądzić, że jednym spojrzeniem zdobyłem twoją miłość. Nie jestem też zarozumialcem i chciałem zasłużyć na twoje względy, nie zważając na to, jak długo by to trwało. Czy jesteś łaskawa powtórzyć swe słowo i przyrzec małżeństwo? Czymże zasłużyłem na tyle łaski? Może to stryj i ciotka zmusili cię, a ty nic do mnie nie czujesz? Pamiętaj, że małżeństwo to ważna sprawa, dlatego poradź się swojego serca. Nie słuchaj próśb stryja i namawiania cioci. Jeśli nie czujesz do mnie nic więcej niż dobroć, to możemy odwlec zaręczyny na jakiś czas. Nie chcę robić nic wbrew tobie. Możemy poczekać, nic nas nie pogania. Zwłaszcza że dostałem wczoraj wieczorem rozkaz, bym został, zajął się zajęciami praktycznymi z żołnierzami i podleczył rany. I co mi na to odpowiesz kochana Zosiu?
Dziewczyna spojrzała mu nieśmiało w oczy, podniósłszy głowę.
– Panie, nie pamiętaj już, co się wtedy działo – zaczęła. – Wszyscy mi mówili, że powinnam wyjść za pana za mąż. A ja zawsze zgadzam się z wolą Nieba i starszych. – Spuściła oczy. – Zanim pan pojechał, pewnie pan pamięta, w tę noc, kiedy umarł ksiądz Robak, widziałam, że było panu nas żal. Miał pan łzy w oczach, a one trafiły do mojego serca. Od tamtej chwili wierzyłam, że mnie pan lubi. I kiedy modliłam się za pana, miałam przed oczami pana z tymi łzami. Potem pani Podkomorzyna pojechała do Wilna i zabrała mnie ze sobą na zimę. Ale tęskniłam za Soplicowem i tym pokojem, gdzie najpierw pan mnie spotkał, a potem pożegnał… I nie wiem skąd pozostała mi po panu pamiątka. Nasiono w moim sercu się zakorzeniło tak, że wciąż tęskniłam za tym pokojem i coś mi szeptało, że tu pana znowu znajdę. I tak się stało. Miałam to w głowie, a na ustach pana imię. Tak było podczas ostatniego karnawału w Wilnie. Panny mówiły, że jestem zakochana. Jeśli to prawda, to zakochałam się w panu.
Tadeusz szczęśliwy z takiego dowodu miłości, wziął dziewczynę pod rękę. Ścisnął ją, po czym wyprowadził z ogrodu do izby, w której sam dawniej mieszkał. Teraz przebywał tam pięknie wystrojony Rejent. Usługiwał właśnie swojej narzeczonej. Biegał, podawał pierścienie, łańcuszki, słoiki i butelki, proszki i muszki. Radosny zwycięsko patrzył na pannę młodą, gdy kończyła się przygotowywać przed zwierciadłem. Pokojowe też się przy niej krzątały. Jedne poprawiały warkocze, inne zajmowały się falbankami. Gdy Rejent się tak bawił ze swoją narzeczoną, kuchcik zastukał w okno, oznajmiając, że dostrzeżono zająca między krzewami. Przebiegł przez łąkę, uciekł do sadu i tam skrył się wśród jarzyn. Łatwo byłoby go upolować z chartami. Asesor już biegł, ciągnąć za obrożę Sokoła, więc Rejent pospieszył za nim z Kusym.
Wojski ustawił charty przy płocie, a sam ruszył z packą do sadu, by wypędzić zwierza. Myśliwi trzymali charty za obroże, pokazywali palcami, gdzie pojawi się zając, i cicho cmokali. Charty już nadstawiły uszu i węszyły. Drżały niczym dwie strzały na cięciwie.
– Wyczha! – krzyknął Wojski, a zza płotu na łąkę wyskoczył zając.
Charty ruszyły za nim. Jednocześnie go dopadły i wbiły zęby w jego grzbiet. Zając raz jęknął żałośnie. Podbiegli myśliwi, ale zwierzę już nie żyło. Pogłaskali swoje psy.
Wojski w tym czasie wyciągnął nóż i odciął skoki zająca.
– Dziś psy zostaną po równo nakarmione, bo zyskały równą sławę. Były tak samo szybkie i pracowite. Godni są myśliwi swoich psów, a psy myśliwych. Oto zakończył się wasz długi i zażarty spór. Mnie wybraliście na sędziego i ja oznajmiam, że obaj wygraliście. Zwrócę wam fanty, a wy podpiszcie zgodę.
Myśliwi rozpromienili się i uścisnęli sobie dłonie.
– Postawiłem kiedyś konia z rzędem i obiecałem dać sędziemu jako upominek swój pierścień – rzekł Rejent. – Fant postawiony w zakładzie nie może wrócić. Niech pan Wojski przyjmie tę pamiątkę i rozkaże wyryć na nim swoje imię lub herb Horeszków. Złoto jest jedenastej próby, a krwawnik gładki. Konie zabrali ułani, ale rząd został u mnie. Każdy znawca z pewnością go doceni. Jest wygodny, trwały i piękny. Kulbaka wąska, według mody turecko-kozackiej. Z przodu kula z drogimi kamieniami. Siedzenie wyściełane poduszką z ciężkiego jedwabiu. W siodle siedzi się jak w łóżku. A kiedy ruszysz galopem – tu Rejent Bolesta lubiący gesty, rozstawił nogi i zaczął się kiwać, udając, że pędzi na koniu – z czapraka bije blask, jakby z konia kapało złoto, bo ozdoby przy siodle i strzemiona są gęsto pozłacane. Na wędzidle i ogłowiu połyskują perły, na napierśniku wisi zacieniony księżyc. Cały ten sprzęt zdobyty podczas boju podhajeckim z jakiegoś możnego szlachcica tureckiego, przyjmij, Asesorze, jako dowód mojego szacunku.
– A ja postawiłem otrzymane od księcia Sanguszki śliczne obroże wykładane skórą jaszczurzą i złotymi kolcami – powiedział Asesor, zadowolony z podarunku. – Do tego jedwabna smycz z błyszczącym kamieniem. Chciałem ten sprzęt zostawić w dziedzictwie dla dzieci, które będę miał, bo jak wiesz, dziś się żenię. Jednak ten sprzęt, Rejencie, proszę byś przyjął w zamian za swój rząd i jako pamiątkę naszego trwającego latami sporu, który w końcu się skończył. Żyjmy od tej pory w zgodzie.
Wracali więc do domu, by oznajmić, że zakończyli wreszcie kłótnię o swoje charty. Krążyły plotki, że Wojski sam hodował tego zająca i po kryjomu puścił do ogrodu, by pogodzić myśliwych łatwą zdobyczą. Staruszek zrobił to tak umiejętnie, że oszukał całe Soplicowo. Po latach pewien kuchcik, chcąc skłócić panów, powiedział im o tym. Ale na próżno, bo Wojski wszystkiego się wyparł i nikt tamtemu nie uwierzył.
W wielkiej sali na zamku zgromadzili się goście czekający na ucztę. Rozmawiali wokół stołu, kiedy zjawił się Sędzia w mundurze wojewódzkim. Prowadził Tadeusza i Zofię. Tadeusz przywitał swoich dowódców, salutując zdrową ręką. Zofia szła z opuszczoną głową. Rumieniąc się, witała gości dygnięciem, czego nauczyła się od Telimeny. Na głowie miała wianek jako narzeczona. A reszta stroju była taka jak rano, gdy składała zioła w kaplicy Matce Bożej. Dla gości ścięła zioła i kwiaty i rozdzielała je teraz jedną ręką, a drugą poprawiała błyszczący sierp na głowie. Dowódcy brali od niej zioła, całując ją w dłonie. Zosia znów dygnęła, zarumieniona. Nagle generał Kniaziewicz, wziął ją za ręce i pocałował po ojcowsku w czoło, potem podniósł ją i postawił na stole. Wszyscy zaklaskali w dłonie.
– Brawo – zawołali, zachwycając się pięknem dziewczyny, a zwłaszcza jej litewskim ubraniem. Dla dowódców, którzy tułali się po świecie, dziwny urok miał ten strój, przypominający im o młodości i dawnej miłości. Dlatego patrzyli na nią ze wzruszeniem.
Jedni prosili ją, by pokazała swoje oczy, inni, by się obróciła. Spełniła drugie życzenie, ale oczy zakryła rękami. Tadeusz patrzył radośnie i zacierał ręce.
Czy ktoś Zosi doradził, czy sama instynktownie wybrała tę sukienkę? Dziewczyna zawsze wie, co do niej pasuje. Po raz pierwszy tego ranka Telimena łajała ją za upór, bo Zosia nie chciała modnego stroju i płaczem wymogła, by pozwolono jej zostać w prostym ubraniu. Miała na sobie długą, białą spódnicę i krótką suknię z zielonego kamlotu z wełny czesankowej z różową obwódką. Gorset również był zielony z różowymi wstążkami. Na to biała koszula, której rękawy były wydęte, a przy dłoniach karbowane i spięte wstążką. Kołnierz pod szyją związany różową tasiemką, a na uszach ozdoby z wiśniowych pestek, których wyrobem chwalił się Sak Dobrzyński. Były na nich wyrzeźbione dwa serca przebite grotem i płomyk. Dziewczyna otrzymała je od Saka, gdy był jeszcze jej zalotnikiem. Na szyi miała dwa bursztynowe sznury, a na głowie wianek rozmarynu. Warkocze zarzuciła na barki, a na czoło – co było zwyczajem żniwiarki – włożyła sierp oszlifowany świeżo ściętą trawą.
Wszyscy klaskali i wychwalali ją.
Jeden z oficerów nawet zaczął ją rysować ołówkiem na papierze wyciągniętym z kieszeni. Ledwo go Sędzia zobaczył, od razu rozpoznał rysownika, chociaż zmienił go mundur i mnogość odznaczeń. Miał minę prawdziwego ułana, bródkę hiszpańską, a wąs mu poczerniał.
– Jak się miewasz, panie Hrabio? – rzekł Sędzia. – Widzę, że w pojemniku na naboje masz swój podróżny sprzęt do rysowania.
Rzeczywiście był to Hrabia. Jeszcze niedawno zwykły żołnierz, a teraz – ponieważ posiadał spore dochody – stworzył własny pułk jazdy. I świetnie sprawił się już w pierwszej bitwie. Dlatego cesarz mianował go tego dnia pułkownikiem.
Sędzia go powitał i pogratulował awansu. Ale Hrabia go nie słuchał, bo skupiał się na rysowaniu.
Tymczasem pojawiła się druga para narzeczeńska. Asesor, dawniej wierny sługa cara, a teraz Napoleona. Pod komendę dostał oddział żandarmów. A chociaż dopiero od dwudziestu godzin miał swój urząd, już założył siny mundur z polskim obszyciem. Jego strój uzupełniała krzywa szabla i ostrogi. Obok niego poważnym krokiem szła strojnie ubrana jego narzeczona, Tekla Hreczeszanka. Asesor dawno zrezygnował z Telimeny i, by ją zasmucić, swoją miłością obdarzył córkę Wojskiego. Panna miała podobno pięćdziesiąt lat, ale była dobrą gospodynią i do tego bogatą. Posiadała swoją wioskę i otrzymała sporą sumkę w darze od Sędziego.
Długie oczekiwanie gości na trzecią parę okazało się daremne. Sędzia zniecierpliwił się i wysłał służących. Wrócili i oznajmili, że Rejent zgubił pierścionek ślubny, gdy szczuł zająca, i szukał go na łące. A Telimena jeszcze się przygotowuje i nie potrafi skończyć, choć sama się śpieszy i pomagają jej jeszcze służące. Ledwo zdąży na czwartą godzinę.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
No wow 😮 Czytałam to z przyjemnością ^^ Aż fabuła jest jakaś taka ciekawsza od razu ^^
Oczywiście, jak zawsze, w myślach roztkliwiam się nad zdjęciami, są ekstra ^^
Dziękuję serdecznie <3
To samo chcę powiedzieć.
Wow, ale świetnie się czytało. z wielką przyjemnością, aż obrazy same w się układały 🙂
Dziękuję 😉
Twoja wersja jest jakoś bardziej przyswajalna i ciekawsza 🙂
Dziękuje 😉 Na tym mi właśnie zależało.
Świetnie napisane! bardzo przyjemnie się czyta
Dziękuję 😀
Kocham Twoją wersję Pana Tadeusza, jest cudowna i tak lekko ją się czyta…
Dziękuję bardzo 😀