Słyszałem kiedyś o pewnym, dosyć specyficznym miejscu, które nazywano Krainą Szeptów. Nawet próbowałem je znaleźć, ale żadna mapa go nie pokazywała. Pytałem ludzi w różnych krajach, do których swego czasu przybywałem. Niektórzy potrząsali głowami, inni patrzyli na mnie jak na szaleńca. Tylko niewielka garstka szeptem powiedziała mi, żebym nie próbował go szukać. Ale nigdy nie należałem do tych, którzy tak łatwo odpuszczają.
Przez lata niewiele odkryłem na jego temat. Dowiedziałem się, że leży gdzieś na Morzu Szarych Mew, na dalekim zachodzie, gdzie nikt nie wybiera się, jeśli mu życie miłe. I to nie tylko ze względu na legendy, które mówią o potworach morskich i koszmarach, jakie przeżyją marynarze. Nie brakuje tam podwodnych wirów czy skał – niejedna łódź już się na nie nadziała. Do śmierci się nie spieszę, ale pragnienie przygody nie chciało mi odpuść tej wyprawy. Dlatego poszukałem statku na tyle dobrego, by dał radę przepłynąć przez zdradzieckie wody, i kapitana na tyle szalonego, by chciał wyruszyć w ten rejs. Jak się można domyślić, nie tak łatwo kogoś takiego znaleźć. Miałem paru kandydatów. Większość nie wzbudzała mojego zaufania. Widziałem ten chciwy błysk w ich oczach, gdy zerkali na moją sakwę z monetami – a muszę przyznać, że mało to ich tam nie było. Myśleli już o tym, jak dobiorą się do moich rzeczy, a mnie samego gdzieś porzucą. Nawet się nie łudziłem, że pozostawią mnie żywego. Jeden człowiek przykuł moją szczególną uwagę. Na oko miał może z pięćdziesiąt lat i wyglądał na starego wilka morskiego, który niejedno już widział i niejedno przeżył. Nieco się garbił, ręce zwykle trzymał za plecami i chętnie pykał swoją starą fajkę – próbował mnie zachęcić, bym też zaczął, ale nie dałem się przekonać. Nie brakowało mu kapitańskiego kapelusza z szarym piórem i długiego do ziemi granatowego płaszcza, który wydawał się jego drugą skórą. Przy pierwszym spotkaniu obejrzał mnie od stóp do głów i rzekł:
– Kraina Szeptów.
To nawet nie było pytanie. On po prostu wiedział, gdzie zamierzam płynąć, jakby to wyczytał z moich myśli – albo po prostu usłyszał, że dwudziestoparoletni mężczyzna ze skórzaną torbą przerzuconą przez ramię szuka statku, który go tam zabierze.
Przez chwilę stałem, jak zbaraniały, ale potem otrząsnąłem się i przytaknąłem. Przeszliśmy zaraz do kwestii pieniężnej. Czy chciał zapłaty? I to jakiej. Ostro się targowałem, ale i tak zostałem zmuszony zapłacić dwa razy tyle, co początkowo ustalałem z innymi kapitanami. Nie chciał łatwo odpuścić. Jednak w przeciwieństwie do pozostałych nie zerkał łasym okiem na sakiewkę i nie wyglądał jak mój niedoszły kat.
– Połowa teraz, połowa, gdy wrócimy – zarządził po dobiciu targu i poszedł, by przygotować statek i załogę.
Jako że podróż miała trwać parę tygodni, musieliśmy zrobić odpowiednie zapasy – głównie worki mąki oraz żywe zwierzęta – i zabrać wszystko, co może przydać się na taką wyprawę – przede wszystkim nóż, kompas i odwagę. Potem trzeba było jedynie wrzucić to wszystko na naszą łajbę i wypłynąć w pełne morze. Tak, marzyłem, że tak będzie. Jednak na drodze ku przygodzie stanęło nam parę rzeczy, a pierwsza omal uniemożliwiła nam wypłynięcie.
Było to dzień przed planowanym wyruszeniem. Kapitan zajął się wszystkim, a ja miałem zabrać tylko to, co sam uważałem za niezbędne. Zmieściłem swoje rzeczy w średniej wielkości walizkę, którą zawsze zabierałem w podróże, i swoją nieodzowną skórzaną torbę. Gdy przyniosłem to do portu, kapitan jedynie na to zerknął i kazał zanieść do mojej kajuty. Przestronna to ona nie była, czego się spodziewałem – sam statek do ogromnych nie należał, a załoga była liczna. Twarde łóżko z kocem i poduszką, a do tego niewielkie biurko. I to tyle. Moje bagaże zajęły pozostałą część małej przestrzeni, więc ledwo mogłem się tam poruszać. Gdy zastanawiałem się, jak poradzić sobie z tym problemem, usłyszałem zgiełk na pomoście.
Wysunąłem głowę z kajuty, a potem ruszyłem na pokład, by dowiedzieć się, co się dzieje.
– Ta łajba nigdzie nie wypłynie. – Strażnik sylabizował każde słowo. Usłyszałem go, zanim jeszcze zobaczyłem.
Był niewiele starszy ode mnie, a do tego szerszy w barach i z groźnym błyskiem w oku. Dłoń trzymał na rękojeści miecza. Zacząłem już się obawiać o naszego kapitana. W porównaniu z nim wydawał się drobnym staruszkiem, który nie podoła takiemu przeciwnikowi.
– Mówiłem ci już, Seffinie, że twój statek nie nadaje się do dalekich wypraw. Jeśli chcesz, popływaj po zatoce, ale nie zamierzam szukać waszych ciał na środku oceanu – gorączkował się coraz bardziej strażnik.
– Erni, a ja tobie powtarzałem, że moja łajbą to moja sprawa. A nie ma dla marynarza lepszej śmierci niż pochłonięcie przez morskie fale.
– A czy twój pasażer jest tego samego zdania? Nie dziw się. Tylko ty mogłeś go zabrać. Wygląda raczej na szczura lądowego, który morze widział tylko z bezpiecznego brzegu. Wie, gdzie go zabierasz?
– Sam chciał. Poza tym Kraina Szeptów jest bardziej niebezpieczna niż podróż do niej. A z tego na pewno zdaje sobie sprawę.
Kapitan się nie mylił. Legendy i plotki wyraźnie mówiły, że z tego miejsca mało kto wrócił żywy. Każdy opowiadał wiele różnych historii, ale co do jednego się zgadzali. Nikt więcej nie powinien próbować odnaleźć tego miejsca. To, co tam się dzieje… nie ma słów, które zdołałyby to opisać. Jednak sądziłem, że tamtejsza ludność nie jest tak dzika i niebezpieczna, jak powiadają, i z pewnością przekonam ich, by ze mną porozmawiali. Skąd ten pomysł? Tak jak wspominałem, to nie moja pierwsza przygoda, a bywałem już wśród różnych ludzi i zawsze odnajdywałem wspólny język.
Strażnik pokręcił głową.
– Powtarzam: nie płyniecie. Nigdzie. Nigdy. Gdy przyjdę tu jutro, chcę widzieć ten statek zacumowany do pomostu. Zrozumiano?
– Erni, Erni. Też jesteś szczurem lądowym, skoro uważasz, że można rozkazywać człowiekowi morza. Zrobię to, co uważam za słuszne. I nie powstrzymasz mnie ani ty, ani cały twój oddział. Dobrze o tym wiesz. A co do mojego pasażera, to nie martw się. Jeśli nie będzie chciał zawrócić, gdy tylko odbijemy od brzegu, to nadaje się na tę podróż. Musimy kogoś w końcu tam przyprowadzić, jeśli nie chcemy wojny. A wiesz, że mieszkańcy tej krainy nie są ani cierpliwi, ani miłosierni.
– Tylko ty wierzysz w te brednie. Tajemnicza wyspa, królowa piękna jak morze o poranku i przysięga, którą złożył pewien głupiec. To baśnie.
– Nie tylko ja wierzę. – Odwrócił głowę i spojrzał wprost na mnie.
Wtedy pierwszy raz zacząłem się zastanawiać, czy ta podróż to na pewno moja najlepsza decyzja. Kapitan może i nie zerkał chciwym okiem, ale zaczął budzić we mnie niepokój. I o co w ogóle chodziło z tym, że mają kogoś przyprowadzić? Chcieli ze mnie zrobić barana na ofiarę dla jakiegoś ludu? Wziąłem głęboki oddech i odsunąłem te myśli na bok. Kapitan mógł to mówić pod publikę, poza tym strażnik nazwał to bajkami. A co z królową? O niej też co nieco się dowiedziałem. Piękna jak jutrzenka. Długie, falowane włosy w kolorze spokojnego morza sięgające aż do końca pleców. Oczy barwą przypominające sztorm – gdy wylewała łzy, to podobno Kraina Szeptów stawała na skraju zatonięcia. Ubierała się w długie, zwiewne szaty i chętnie chadzała na plażę, by wypatrywać statków, które od lat nie przybijały do brzegów jej krainy. Bylibyśmy jej pierwszymi przybyszami od dawna. Pozostawało tylko pytanie: przyjmie nas jak gości czy jako swój posiłek?
– Zakazuję ci wypływać, Seffinie. Zanosi się na sztorm, a to nie jest dobra pogoda dla żadnego statku, a szczególnie twojego – kontynuował Erni.
– Co chcesz od mojej Błękitnej Mewy. – Pogłaskał czule kadłub. – Wypływałem na niej, gdy ty jeszcze uczyłeś się chodzić.
– Właśnie. Wtedy nadawała się jeszcze na podróże, ale nie teraz. Zatonie przy najlżejszej burzy.
– Ty tak sądzisz. Ja wierzę, że podoła ostatniemu wyzwaniu, jakie przed nią stawiam. Potem wracam na ląd i dożyję tu reszty moich lat. Jednak nie zabronisz mi tej ostatniej podróży.
– Jeszcze się przekonamy – rzucił na odchodne strażnik i odszedł.
Kapitan nic nie odrzekł, ale odwrócił się w stronę trapu i przyszedł do mnie. Tylko na mnie spojrzał, uśmiechnął się tajemniczo i poszedł w stronę kajuty kapitańskiej. Znów poczułem dreszcz niepokoju. Wiedział, że wszystko słyszałem i zacząłem snuć własne domysły. Jednak nie wyglądało na to, że zamierza cofnąć którekolwiek ze swoich słów. To zaniepokoiło mnie jeszcze bardziej.
– Przyzwyczaj się. Taki już jest.
Podskoczyłem i odwróciłem się w stronę głosu. Przede mną stał jeden z marynarzy. Ten był, co prawda, w moim wieku, ale wyglądał, jakby przeżył przynajmniej drugie tyle. Jego twarz znaczyło doświadczenie i szorstka szczecina. Miał na sobie białą koszulę i ciemne spodnie ściągnięte pasem. Patrzył na mnie okiem człowieka, który naprawdę wiele wie o świecie i nic nie zdoła go zaskoczyć.
– Rozumiałeś coś z tej rozmowy? – zapytałem i próbowałem zapomnieć o swojej reakcji.
– Wyprawa, królowa, zakaz, bunt… Zawsze to samo. Erni nie pierwszy raz mu zabraniał wypraw. Czuje się za niego odpowiedzialny jako przyjaciel. Dawniej Erni też pływał z nami, ale pewna podróż zniechęciła go do wyjazdów. Wolał zostać na lądzie i się ustatkować. – Wzruszył ramionami. – Kto co tam woli. W nas zwycięża wciąż miłość do morza.
– Co się wydarzyło? – spytałem złakniony historii.
– Tego, szczurze lądowy, nie zamierzam ci opowiadać. To, co dzieje się na statku, na statku zostaje. Zapamiętaj to sobie. Ale na własnej skórze przeżyjesz niejedno. To, o czym mówią legendy i plotki, jest zaledwie kroplą w morzu tego, co ma miejsce podczas wypraw. Wyruszasz z nami, więc spotkasz na swojej drodze stworzenia, o których do tej pory tylko czytałeś w swoich książkach, zobaczysz dziwy, o jakich nie usłyszysz od najstarszych ludzi. Morze zmienia człowieka. Gdy raz wejdziesz na statek, nigdy nie schodzisz z niego taki sam.
– Czy na coś powinienem się przygotować przed wyruszeniem?
– Na to nie można się przygotować. Wypływamy o świcie, jeśli nie zdążysz, twoja strata.
– Opłaciłem tę podróż.
– Dlatego radzę ci się nie spóźnić.
Odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie.
– Jak cię zwą? – zawołałem za nim.
– Rekan, prawa ręka kapitana i jego najwierniejszy człowiek. Pływam z nim, odkąd zbudował tę łajbę, więc i na ostatniej wyprawie nie mogło mnie zabraknąć. Wypocznij, bo jutro czeka nas praca.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Na wstępie powiem, że bardzo podoba mi się nowy wygląd bloga. Szata graficzna idealna. Wpis jak zawsze przeczytałam jednym tchem
Dziękuję 🙂 Miałam właśnie nadzieję na pozytywny odbiór
Bardzo fajny klimat; umiesz zaciekawić czytelnika. Lubię tu zaglądać po odskocznię od codzienności 😊
Miło mi to słyszeć 😉
Ciekawy fragment. Czekam na więcej.
Dziękuję 🙂