Wacław
Bliskie nasze pomieszkania,
Bliższe serca — ach, a przecie
Tak daleko na tym świecie.
Zemsta, Aleksander Fredro
AKT I
Scena III
Papkin został sam w pokoju.
— Cześnik jest za bardzo porywczy. Gdybym nie trzymał go krótko, nie wiem, co by się stało ze światem.
Zamyślił się na chwilę.
— Nie będę tu drzemać, ale zajmę się podziałem. Cześnikowi oddam starą trochę Podstolinę, a dla siebie wezmę śliczną Klarę. Już od dawna żywię nadzieję, że się we mnie kocha. Byłaby z nas dobrana para i zaludnialibyśmy świat małymi Papkinami. Gdyby tylko Cześnik nie stanął nam na drodze szczęścia. — Przerwał. — Muszę dać znak, że tu jestem. Niech miłosny śpiew wpadnie wprost do ucha mojej ukochanej. Ach, przecież śpiewam pięknie jak anioł.
Ściągnął ze ściany angielską gitarę i zaczął na niej grać, a potem dołączył do tego śpiew:
— „Córuś moja, dziecię moje, co u ciebie szepce?
Pani matko dobrodziejko, kotek mleko chłepce;
Oj kot, pani matko, kot, kot,
Narobił mi w pokoiku łoskot.
Córuś moja, dziecię moje, co u ciebie stuka?
Pani matko dobrodziejko, kotek myszki szuka;
Oj kot, pani matko, kot, kot,
Narobił mi w pokoiku łoskot.
Córuś moja, dziecię moje, czy ma ten kot nogi?
Pani matko dobrodziejko, i srebrne ostrogi;
Oj kot, pani matko, kot, kot,
Narobił mi w pokoiku łoskot”3 .
Scena IV
Gdy Papkin tak grał, prawymi drzwiami weszła Podstolina.
— Mówiłam, że to albo koty, albo zjawił się Papkin — rzekła z przytykiem o fałszywym śpiewie szlachcica.
— Podstolina, jak zwykle pełna żartobliwego usposobienia. W połowie anioł i najwspanialszy wzór cnót na całej kuli ziemskiej. Jesteś ustrojona miłością, rozkoszą i pięknem. Pozwól mi pochylić przed sobą czoła i ucałować w rękę.
Wyciągnęła do niego dłoń, więc zrobił jak powiedział.
— Sługa uniżony.
— Co cię do nas sprowadza? — zapytała.
— Miłe dla nas wszystkich wydarzenie.
— Jakie?
— Twój ślub.
— Mój?
— Miałem szczęście gościć u siebie na wieczerzy Lorda Pembroka, kilku szlachciców i szambelanów. Dam zjawiło się niewiele, ale za to tylko te najwspanialsze.
— Kto bierze ślub?
— Plotki głoszą, że za mąż wychodzi piękna Hanna. Niektórzy o tym zapewniali, inni w to nie wierzyli, ale każdy czytał to z moich oczu. Wtem żona lorda — piękna, ale jak zazdrosna — szczypie mnie pod stołem i niemal ze łzami pyta: „Czy coś łączy cię z Hanną?”. Odpowiadam jej, że może być spokojna, bo dziewczyna wychodzi za mąż za przyjaciela.
— Ale kogo? Powiedz.
— Wszyscy chwalą ten wybór. Jak mogliby tego nie chwalić?
Aha, wszystko rozumiem — pomyślała Podstolina.
— Jest to ułożony i majętny człowiek — kontynuował Papkin.
Otrzymał zadanie od Cześnika — myślała dalej kobieta— i przychodzi do mnie tak, jak się tego od dawna spodziewałam. Głupi mądrala.
Jak ona zerka i wzdycha. Czy przypadkiem nie pomyliła osoby — przeszło szlachcicowi przez myśl. — Czy może we mnie… Ach, to jakaś plaga, kara boża. Do mnie ciągnie i młoda, i stara. I znów zerka. Czy ona jest szalona? Przecież nie ma tu, z czego żartować. Dostanę za swoje od Raptusiewicza, gdyby zakochała się we mnie, a nie w nim. Nie, nie mogę tego ciągnąć dłużej.
— Pozwól pani, że złożę gratulacje Cześnikowi — rzekł szybko.
— Mam być jego żoną?
— Dlaczego o to pytasz? Sądzisz, że to wszystko bajka?
— Dotąd było bajką…
— Ale niedługo stanie się prawdą. Chyba, że się mylę?
— Dlaczego jesteś taki ciekawy?
— Co by się stało, gdyby podekscytowany Cześnik do głębi przejęty twoim pięknem pod wpływem miłości padł ci do nóg i prosił ręki?
— Ucieszyłby się z odpowiedzi — powiedziała i wyszła prawymi drzwiami.
— W każdej kobiecie siedzi diablik, który jest skłonny do figli, gdy tylko wspomni się o zapowiedzi ślubu. Jeśli ktoś jest mądry, niech mi powie, dlaczego Podstolina zgodziła się na ślub z Cześnikiem.
Scena V
Lewymi drzwiami wpadł ubrany Cześnik.
— Coś ty, do czarta, taki spokojny, gdy Rejent napada na mnie i żąda bitwy? Ale ma godnego siebie sąsiada. Dalej, żywo, kto żyje, niech pędzi i walczy.
— Co się stało? — zapytał Papkin.
— Trzech murarzy naprawia mur graniczny z jego rozkazu. Jak on śmie?! Zabiję ich, a ten mur zburzę, zniszczę aż do ziemi.
— Zburzę, zniszczę — zmieszany szlachcic niechcący powtarza.
— Uwierzysz? Zbieraj zatem ludzi i ruszaj na nich. I jeśli nie dadzą się przekonać, to przemocą ich przepędź. Czy ty się trzęsiesz?
— To z chęci do walki. Ale, zaczekaj. Posłuchaj najpierw mojej pięknej ody.
— Co?
— Tak, właśnie. Ody do pokoju. A jeżeli pragnienie walki nie zamilknie na dźwięk głosu Muzy…
— Zostań. Ale!… — rzekł Cześnik, a w jego głosie brzmiała groźba. I zaraz wyszedł.
— Czyli jednak walka. — Papkin poszedł za nim ze spuszczoną głową.
Scena VI
Przenieśmy się z naszą historią w inne miejsce. Oto piękny ogród, przez który przebiega mur graniczny. Pracują przy nim ludzie. Na lewo stoi sporych rozmiarów baszta z oknem, w której zwykle przesiadywał Rejent, oraz piękna altana. Na prawo widać mieszkanie Cześnika.
Zjawiła się Klara i zaczęła spacerować po ogrodzie. Wacław skradał się przez wyłom, a potem dalej wzdłuż muru i w końcu zjawił się obok ukochanej w altanie.
— Tak blisko siebie mieszkamy, nasze serca są jeszcze bliżej, a jednocześnie znajdujemy się w takim oddaleniu — powiedział Wacław.
— Czy znów pragniesz czegoś więcej? Żadne granice, zakazy,, nic nie zdoła cię zatrzymać, nawet moja miłość?
— Widzę cię przez krótką chwilę, potem przez wiele godzin nie oglądam twoich oczu, nie słyszę głosu i mam cieszyć się z takiego życia?
— Przypomnij sobie, mój kochany, co mówiłeś, gdy zaledwie kilka razy spotkaliśmy się na krużganku. Powiedziałeś: „Pozwól się kochać, tylko o to proszę. Tym będę żyć”.
— Nie wiedziałem, co mówię.
— Odpowiedziałam ci: „kochaj, tego ci nie zabraniam”. A wtedy ścisnąłeś moje dłonie i zapytałeś, czy cię kocham. Zawsze, zawsze mnie o to pytałeś, choć widziałeś to w moich oczach.
— Kto nie oddałby połowy swojego życia, by wyssać z twoich ust te słowa, które skrywają się za uśmiechem.
— „Niech tak będzie, kocham” powiedziałam. — Zaczęła udawać jego zapał: — „Co za radość i szczęście. Dzięki niech będą niebu, ziemi, słońcu…”. I gdy uczyniono ci zadość twoim żądaniom, natura zubożała i nic więcej nie mogła ci dać.
— Prawda, ale nie boję się wyznać, że wtedy więcej nie potrzebowałem. Ale gdy miłość rośnie, to czy dary nie powinny rosnąć razem z nią?
— Po paru dniach powiedziałeś: „Ach, te okna i krata będą początkiem mojej zguby. Patrz, jak gałązki się tu splatają i jak kwiaty lgną ku sobie. A nam kto tego zabroni, Klaro?”.
— Czy miałem, w czasie zamętu w myślach, brać w objęcia zimną kratę?
— Posłuchałam cię, Wacławie, i co dzień spotykamy się w tej altanie. Jednocześnie każdego dnia mam od ciebie nowe żądania. Jestem winna ci szczęście, a ty mi. Dlaczego zatem twoja miłość staje się inna? Gdy radość sprawia mi to, że mogę być blisko ciebie, ty tylko, niewdzięczny, tłumisz w sobie niepokój.
— Teraźniejszość mnie przeraża, bo do tej pory mało robiłem, by zadbać o przyszłość — a w niej jest nasza miłość. Nic dobrego nam nie wróżą ciągłe starcia między twoim wujem i moim ojcem. Raczej będziemy rozdzieleni, jeśli…
— Dokończ i wskaż właściwe rozwiązanie. Kto z nas może temu zaradzić?
— Tylko ty możesz zmienić to, co się wydaje niemożliwe.
— Mów, słucham.
— Dobrze wiemy, że mnie kochasz, że ja ciebie kocham i że pragniemy żyć razem. Jednak potrzeba, by przestało dziać się tak po kryjomu, i byśmy nie obawiali się, czy po dniu radości nie nadejdzie czas smutku.
— Mów czego trzeba.
— Ślubu.
— Jesteś szalony. Jak to zrobimy?
— Z twojej woli.
— Raczej powiedz, że z woli ojca i stryja.
— To, co staje na przeszkodzie, omija się, gdy nie da się inaczej.
— Rozumiem. Nie zgadzam się, Wacławie. Zawsze będę twoja, ale nie zgadzam się na życie w złej opinii i wstydzie.
— Ale, Klaro, jako moja żona…
— A kto będzie wiedzieć, czy mnie nie porwałeś… Co to za hałasy? Słyszę kroki! Idź już!
— Tylko jedno słowo.
— Już je powiedziałam.
— Przestanę żyć, jeśli go nie zmienisz.
— Przestaniemy — poprawiła go czule. — Jeśli zechcesz.
— Przemyśl to, moja Klaro.
— Ale idź już, idź. — Prawie go przewróciła.
Oboje wyszli.
Scena VII
Zjawili się Papkin i Śmigalski razem z kilkoma służącymi z kijami. Szlachcic podszedł bliżej do murarzy, którzy ani na chwilę nie przerwali swojej pracy.
— Panie majster — zaczął. — Proszę grzecznie, by przestał pan tu murować, bo może coś panu na grzbiet spaść. — Zamilkł na chwilę. — A wy, dobrzy ludzie z młotkami, kielniami i innymi narzędziami też odejdźcie precz! — Znów zrobił pauzę. — Widzę, że jesteście uparci i głusi. Hołota, która mnie nie słucha. Śmigalski, nie trać czasu. Zabierz im narzędzia i przepędź, skoro nie da się z nimi grzecznie.
Dworzanin zbliżył się do murarzy razem ze służącymi, a Papkin wycofał za róg domu.
— Precz, precz! — krzyknął Śmigalski.
W oknie zjawił się Rejent.
— Stop! Co to ma znaczyć? — zapytał.
— Mój pan Cześnik kazał, by przerwano budowę muru.
Głowa Raptusiewicza pojawiła się w drugim oknie.
— Właśnie, kazałem, bo mam takie prawo. Dalej, żwawo! — wykrzyknął.
Śmigalski znów podszedł bliżej murarzy, a Papkin szedł coraz dalej za róg domu.
— Jakie prawo? — dopytywał Rejent.
— Mur graniczny ma zostać tak, jak wyglądał, gdy kupowałem ten zamek.
— Ale, miły panie, to szaleństwo. Lepiej, by został naprawiony.
— Wcześniej padnę trupem.
— Kończcie to śmiało, przyjaciele — zawołał Rejent do murarzy. — Tak jak ja nie zawracajcie sobie głowy krzykami.
— Chcesz wojny? — zakrzyknął Cześnik.
— Mój miły sąsiedzie, przestań być rozbójnikiem.
— Co? Dalej, żwawo! Bij, ile sił!
Śmigalski razem ze swoimi ludźmi zaczął wchodzić na mur, a murarze cofnęli się, tak że cała walka zniknęła za kamienną przegrodą.
— Panie majster, ja działam w obronie — odezwał się znów Milczek. — Nie martw się, niech bije, skoro go swędzą ręce. Świetnie, po głowie! Ot tak, ile sił. Niech bije, a ja zadbam o to, by Cześnik trafił do więzienia.
— Hej, Serwacy! — wykrzyknął Raptusiewicz. — Daj mi zaraz strzelbę, a zestrzelę tę głowę. Już!
Rejent zniknął w głębi pokoju i zaraz zamknął okno.
— Ha, tchórz! Śmigalski, daj hołocie półzłotka albo złoty w ramach odszkodowania i zabierz im narzędzia. Dosyć na dziś. — Też wrócił do środka.
Dworzanin posłusznie wykonał polecenie swojego pana, po czym wrócił na zamek. Murarze też odeszli w swoją stronę, a w ogrodzie pozostał jedynie Papkin. Gdy wszyscy zniknęli, odważnie wyszedł zza rogu i zawołał w kierunku muru:
— Ha! Hultaje, a uciekajcie, bo was zgniotę na miazgę i nic z was nie zostanie. A mam na to ogromną ochotę. Dużo was tam? No, chodź tu który. Łotry! Jutro zburzę cały ten zamek.
Scena VIII
Papkin nie zauważył, gdy tuż za nim zjawił się Wacław.
— Jutro? — zapytał młodzieniec.
Szlachcic zdjął kapelusz i obrócił się do przybyłego.
— Mam wracać do miejsca, które jutro zostanie zburzone? — kontynuował Wacław. — Wolę zostać twoim jeńcem.
Papkin założył kapelusz na bakier.
— Mówisz, że się poddajesz? — dopytał.
— Tak, panie, poddaję się — powiedział syn Rejenta.
— Znasz moją odwagę?
— Całkiem dobrze, zwłaszcza od złej strony.
— Boisz się mnie — rzekł z satysfakcją Papkin.
— I to bardzo!
— Pójdziesz ze mną?
— Tak, pójdę, panie.
— Kim jesteś?
— Jestem, panie.
— Ale czym jesteś?
— Czym jestem? Jestem… Jestem…
Papkin chwycił za broń.
— Co to ma znaczyć? — wykrzyknął.
— Komisarzem mojego pana — dokończył szybko Wacław.
— Rejenta?
— Nie inaczej.
— A to niesłychana rzecz. Ledwo szlachcic pozbędzie się długów, a już musi mieć rządcę. Nic dziwnego, że potem, gdy licytuje się majątek dłużnika i w końcu trzeci raz młotek uderzy, szlachcic staje się klucznikiem u swojego komisarza. W każdym razie chodźmy.
Cześnik bardzo ucieszy się tym jeńcem — myślał Papkin. — I gdy tylko mu go przyprowadzę, da mi Klarę za żonę.
— Chodź, mój jeńcu.
— Idę, panie.
3 Tekst piosenki pochodzi z dzieła Pieśni polskie i ruskie Wacława z Oleska. Został umieszczony w takiej samej wersji, jak w dramacie Fredry.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Bardzo lubie Fredre. Mysle, ze spodobalaby mu sie ta wersja. Choć pewnie trochę by sie zdziwil 🙂 Pozdrawiam serdecznie!
Pewnie tak 😀 Tak samo jak Mickiewicz
No naprawdę genialne! Mam nadzieję, że jeszcze pojawią się kolejne akty!
Jasne 😀 W co drugi czwartek się pojawiają
ZAwsze przyjemnie czyta się Twoje teksty 😉
Dziękuję 😉
Fajnie dię czyta , czekam na kolejne.
Dziękuję 😀
Świetny tekst,super się czytało 😉
Dziękuję 😀
Kolejny fajny odcinek. Pozdrawiam
Dziękuję 🙂