Po wydarzeniach z książki Porzucony, który ocalał.
W Klodri zwykle niewiele się działo. Spokoju wsi nie zakłócały utarczki między władcami ani nawet drapieżniki, których od lat nikt nie widział w pobliskich lasach. Czasem Ariadna i Azyn ruszali ku przygodzie po wysłuchaniu opowieści brata dziewczyny lub podsłuchaniu ciekawych plotek. Jedna mówiła o pewnym stworze, który wygląda jak wyciągnięty z koszmaru. Ogromny i ciężki, z ostrymi, długimi pazurami i kłami, a sam jego widok sprawiał, że człowiek zamierał ze strachu. Tak przynajmniej opowiadały praczki. Innym razem przyjaciele usłyszeli o anapesach czających się w pobliżu i chłopak zaraz zapragnął ich szukać, a potem przepędzić. Jednak ich przygoda skończyła się równie szybko, jak zaczęła, a reszta dnia przebiegła spokojnie. Jak to przeważnie wyglądało w Klodri.
Każdego poranka Azyn wstawał, pomagał na roli, zamiatał stare siano w stodole, kładł nowe, przynosił zwierzętom wodę i paszę. Każdy dzień wyglądał tak samo. Poza zabawami z przyjaciółką. Tu nigdy nie wkradała się nuda. To wspinali się po drzewach, to przepędzali dzikie bestie zamieszkujące las, to znów gonili za anapesem, by nie siał postrachu w ich wiosce. Tak, dużą rolę odgrywała tu wyobraźnia. Zwykły cień stawał się stworem z koszmarów dziewczyny, a kawałek kłody mógł być niebezpiecznym szpiegiem, który chciał podsłuchać kilka ważnych rozmów, a potem donieść Królowi Nocy o zdradzie.
Jednak ten dzień chłopak spędzał samotnie. Wieczorem, gdy wszystkie prace zostały już wykonane, miał chwilę dla siebie przed snem. Błąkał się po Klodri w poszukiwaniu przygód i zabaw, ale większość mieszkańców siedziała już w swoich domach, kończyła kolację lub przygotowywała do snu. Sam Azyn już dawno skończył posiłek, a teraz potrzebował trochę rozrywki, zanim też położy głowę na poduszce.
Gdy dotarł do targu, zatrzymał się i wetchnął. Nic tu po nim. Tego wieczoru nawet w karczmie światła już dawno zgasły. Nikt nie przyszedł, by napić się piwa z wodą i tańczyć do upadłego, bo wszystkich czekała następnego dnia znów praca. Już chciał zawrócić do domu, gdy do jego uszu dotarło regularne uderzanie stali o stal. W pierwszej chwili miał wrażenie, że mu się wydaje. Przecież wiele razy zjawiał się w tej okolicy i nigdy nie słyszał tego dźwięku. Brzmiał jak miecze podczas treningu, a przecież nikt w Klodri nie miał takiej broni, co najwyżej widły i sierpy.
Zaczęło to wzbudzać w chłopcu coraz większą ciekawość. Nastawił uszu, by odkryć, skąd dochodzi dźwięk i ruszył za nim. Musiał, po prostu musiał odkryć, co to takiego, by potem opowiedzieć wszystko swojej przyjaciółce. Tym razem to nie była sprawka ich wyobraźni.
Szedł ostrożnie krok za krokiem w stronę karczmy. Tak, to stamtąd dochodził ten dźwięk. A to zaskoczyło go jeszcze bardziej. Zatrzymał się pod okiennicą i wsłuchał się w uderzenia.
– Jeszcze raz – rzucił znajomy, głęboki głos. – Obiecaliśmy, że nie zrezygnujemy z treningów. Musimy być gotowi do walki w każdej chwili.
Azyn chwilę zastanawiał się, zanim rozpoznał w nim głos młynarza Baladerta. Co on tu robi? I co tu się dzieje? Chłopiec wysunął się spod parapetu. Okiennica była zamknięta, więc nie mógł zajrzeć do środka i przekonać się, czy tam dzieje się to, o czym właśnie pomyślał. Trening. Prawdziwy trening żołnierzy. Tylko skąd tu żołnierze? I dlaczego to Baladert prowadzi ćwiczenia? Musiał poznać odpowiedzi na te pytania. Jednak najpierw powinien znaleźć drogę prowadzącą do środka.
Chłopiec zastanowił się. Najlepszym rozwiązaniem było skorzystanie z drzwi lub okna. Okiennice jednak całkowicie blokowały mu wejście. Nie był w stanie otworzyć ich od zewnątrz, a poza tym mężczyźni z pewnością zaryglowali je od środka. Podobnie wyglądała sytuacja z drzwiami. Nie zamierzał jednak rezygnować. To tylko drobne niedogodności.
Dźwięk stali nie był zbyt donośny i Azyn miał wrażenie, że dochodzi raczej z piwnicy karczmy niż z parteru, a to dawało mu szansę na niezauważone wejście – pod warunkiem, że w ogóle dostanie się do środka, a na to miał coraz mniejszą nadzieję.
Wtem usłyszał zbliżające się kroki i poczuł, jak włoski stają mu dęba na karku. Ktoś się zbliżał i lepiej by ten ktoś nie odkrył jego obecności pod karczmą. Szybko się rozejrzał i zrobił to, co pierwsze przyszło mu do głowy – schował się za krzakiem rokany. Ostre ciernie wbiły się w jego ubranie i skórę, ale starał się je ignorować i nawet nie jęknąć, by przybysz go nie usłyszał.
Nieznajomy zbliżył się do drzwi i cicho zastukał. Stal przestała rozbrzmiewać, za to odezwał się ze środka głos kolejnego sąsiada. Był to Erran, który mieszkał tuż obok rodziny Azyna. Miał syna Salema, z którym chłopak całkiem dobrze się dogadywał. Pod warunkiem, że ten nie przebywał w towarzystwie swoich kolegów.
– Kto idzie?
– To ja, Erranie – odpowiedział drugi, wyższy głos.
Tym razem Azyn musiał głowić się dłuższą chwilę, zanim przypasował go do osoby. To był Rein, najstarszy syn młynarza, który wrócił z wojska po tym, jak złamał rękę w przedramieniu. Uzdrowiciel robił, co w jego mocy, ale nie udało mu się całkowicie ocalić kończyny. Przez to młodzieniec musiał radzić sobie z nieco słabszą prawą ręką. To uniemożliwiło mu walkę, ale nie przeszkadzało w pracy w młynie.
– Rein, właź szybko. – Drzwi się otworzyły. – Na dzwony owiec, mógłbyś zjawiać się o czasie, jak wszyscy.
– Musiałem położyć syna do łóżka. Mały miał wczoraj koszmar i prosił, bym poczekał, aż zaśnie, a wiesz, że trudno mu odmówić.
– Już się nie tłumacz i idź do reszty.
– Ktoś jeszcze przybędzie?
– Nikogo się nie spodziewamy. Pozostali na razie utrzymują, że wolą trzymać się z dala od przygotowań, ale wierz mi na słowo, wkrótce do nas dołączą. Wojna wisi w powietrzu.
– Powtarzasz to od lat.
– I się nie mylę. Nie pamiętasz, co powiedział dowódca? Jeszcze parę miesięcy i ruszamy w bój. I to tylko od nas zależy pod czyją chorągwią.
– Sądzę, że nikt z nas nie ma wątpliwości, czyją stronę warto trzymać.
– Oczywiście, że nie. A teraz właź. Nigdy nie wiadomo, czy w pobliżu nie kręcą się szpiedzy tego osła.
Azyn uznał, że raczej nie zalicza się do tego grona. Mimo to mężczyźni nie byliby zadowoleni, gdyby odkryli jego obecność i to, czego się dowiedział i domyślił. Dowódca? Wojna? Czy tuż pod jego nosem trwały przygotowania i nikt nie raczył go poinformować? Przecież ojciec wiedział, jak bardzo pragnie wziąć udział w bitwie u boku Księcia. A może sam o niczym nie wiedział?
Chłopak posiedział w ciernistych krzakach jeszcze ćwierć godziny, zanim odważył się opuścić kryjówkę. Ledwo z niej wyszedł, coś capnęło go za kark i zatkało usta dużą dłonią, twardą od pracy na roli.
– Tak sądziłem, że dziś złapiemy jakiegoś szczura.
Usłyszał za sobą znajomy głos i nie mógł uwierzyć. Tata?
– Mówiłem ci , że ktoś się tam czaił – rzekł Rein.
Starszy mężczyzna odwrócił chłopca twarzą do siebie i oniemiał.
– Azyn, co tu robisz o tej porze? Powinieneś być w domu.
Chłopiec zorientował się, że jego sytuacja nie wygląda najlepiej. Zjawił się pod karczmą, gdzie akurat mężczyźni z Klodri przygotowywali się do walki, o czym w ogóle nie powinien wiedzieć. A on to odkrył i to zupełnie przypadkowo.
– Zagadka rozwiązana – rzucił rozbawiony Rein. – Co z nim zrobimy? Nie wygląda na szpiega, ale warto byłoby się upewnić, zanim go uwolnimy.
– Nie żartuj – odparł Leos, po czym zwrócił się do syna i odsłonił jego usta. – Jak wiele słyszałeś i widziałeś?
– Prawie nic – odrzekł szybko syn. Zbyt szybko.
– Azyn, to nie sprawa dla dzieci. Zapomnij o tym wszystkim i wracaj do domu. Też tam przyjdę za jakąś godzinę.
– Ale chciałbym dołączyć – rzekł zaraz. Nie zamierzał tracić takiej okazji.
– Nie zgadzam się.
– Ale, tato…
Mina Leosa skutecznie przekonała go, że nie warto ciągnąć tego tematu.
– Dlaczego? – spytał Rein. – Przydałby się. Nie do tego, by walczyć mieczem, ale jakieś zadanie by się dla niego znalazło. Przecież nie wiemy, jak daleko sięgnie walka. Może nawet Klodri stanie w obliczu zagrożenia. Nosiłby wieści i zadbałby, by wszyscy opuścili wioskę. Nie będzie bezużyteczny.
– Do tego nie potrzeba treningów w środku nocy – odparł Leos. – Przemyślę to. Na razie, synu, pamiętaj, że nic nie widziałeś i nic nie słyszałeś. Nie rozmawiaj o tym z nikim, a szczególnie przybyszami z innych miast i wiosek. Zrozumiano?
Azyn jedynie pokiwał głową, by nie palnąć niczego głupiego. Odkrył sekret, którego prawie nikt nie znał. Nie mógł nim podzielić się nawet z najlepszą przyjaciółką, co nieco go zasmuciło. Jednak przyrzekł dotrzymać słowa, a to było znacznie ważniejsze.
– Dobrze, a teraz do domu i nie włócz się już po Klodri. Nadal nie wiemy, czy ta bestia zniknęła, czy nie, a nie chciałbym zamiast ciebie znaleźć skrawków zakrwawionej koszuli.
– Tak, tato – powiedział syn, pożegnał mężczyzn i bez zwlekania pognał do domu.
– Dobry chłopak – rzekł Rein, gdy Azyn nie mógł ich już usłyszeć. – Gdyby był starszy, chętnie przyjąłbym go w nasze szeregi. Nikt nawet go nie zauważył, gdy czaił się pod karczmą, a przecież Erran zawsze powtarzał, że słyszy myszy, które uciekają podczas naszych treningów.
– Przesadzał, jak zwykle. – Leos poszedł w stronę drzwi. – Ale masz rację, Azyn potrafi poruszać się niezauważenie, gdy tylko chce. Jednak ja nie zamierzam go w to mieszać i narażać. Jest jeszcze dzieckiem.
– Zdolnym i ciekawskim dzieckiem. A kto podejrzewałby, że dziecko jest szpiegiem?
– Nie, to nie będzie dobry pomysł. Lepiej niech zostanie w domu i zaopiekuje się rodziną, gdy mnie nie będzie.
– I tak ruszy za tobą w bój. Wiesz o tym.
– Tak, wiem. I tego najbardziej się obawiam.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Wciągająca opowieść. Chce się sięgnąć po więcej.
Milo mi to słyszeć 😀
stwór wyglądający jak wyciągnięty z koszmaru … brzmi dramatycznie
I tak miało być 😉
Naprawde podoba mi sie styl w jakim piszesz,chce sie wiecej:)
Dziękuję 🙂
Coraz częściej pierwszą myślą, jaka pojawia się u mnie, kiedy włączam komputer jest zajrzeć do Ciebie. Dziękuję za tą ucztę.
Dziękuję za miłe słowa 😉
Fajnie się czytało, czekam na więcej takich tekstów 🙂
Dziękuję 😀
W sumie racja. Nikt nie podejrzewa dzieci o szpiegowanie.
A podczas takich wydarzeń mogą naprawdę wiele zdziałać.