Wacław
Czy nie byłoby sposobu,
Ustąpiwszy ze stron obu,
Zapomniawszy przeszłe szkody,
Do sąsiedzkiej wrócić zgody?
Zemsta, Aleksander Fredro
AKT II
Scena I
Cześnik siedział przy stole w swoim pokoju. Wtedy do pomieszczenia wszedł Papkin razem z Wacławem, który został przy drzwiach. Za to szlachcic zaraz rzucił się do krzesła.
— A niech tam, taki trud. Ledwo idę, a co dopiero mówić o staniu, bo to wszystko działo się tak szybko. Gromiłem na prawo i lewo, ledwo żyję. Każ podać wina, ale starego. Zaschło mi w gardle, pot leje się strugami. Kto zdoła pojąć moje dzieła?
— Ja, bo je widziałem — rzekł Cześnik.
— Widziałeś? Dzielnie się spisałem, prawda?
— Dzielnie… stałeś z tyłu.
— Z tyłu, z przodu. Co to znaczy? — Machnął ręką. — Dobry rycerz wszędzie budzi strach.
— Bezczelność…
— Nie inaczej — wtrącił się Papkin. — Potrzeba bezczelności, by walczyć z taką siłą.
— Kłamiesz, mocium panie.
— Tylko posłuchaj, jak to było. Chciałem zdobyć rusztowanie, ale skoczyłem tak zaciekle, że znalazłem się po drugiej stronie otoczony przez murarzy. Zanim którykolwiek się ruszył, złapałem dwóch za włosy i zacząłem wywijać nimi młynki i niczym cepami młóciłem wokół. Co się obróciłem, dziesięciu leżało już na ziemi. I tak stos trupów rósł. A gdy wysokością był równy murowi, to wypuściłem tamtych, wspiąłem się i przeszedłem na drugą stronę. A potem…
— Tfu! Do czarta!
— Godne podziwu jest to, że przyprowadziłem ze sobą jeńca. Teraz czekam na pochwały.
Cześnik dopiero teraz zauważył Wacława i zapytał:
— Co to znaczy?
Papkin otarł czoło.
— Wziąłem w niewolę komisarza pana Milczka.
— Po co?
— Nie marnuję okazji i biorę to, co mi wpadnie w ręce.
— Idź sobie — Cześnik zwrócił się od razu do Wacława. — I powiedz swojemu panu, że jeśli znów będzie mi się naprzykrzał, to mu odpłacę pięknym za nadobne. Idź już, prędko.
— I tak to jest, jak się poświęcasz — mruknął Papkin. — Walczysz jak Achilles i doradzasz jak Kato, a choć będą ci zazdrościć, nic nie dadzą w nagrodę.
— Wybacz, panie, te kilka słów, które ośmielę się powiedzieć — odezwał się Wacław. — Gniewasz się na sąsiada, że czasami jest ci zawadą…
— Czasem? Zawsze! — przerwał mu Raptusiewicz.
— Ale on mówi…
— Nie chcę o nim słyszeć.
— Czy nie istnieje żaden sposób na to, by zapomnieć o dawnej krzywdzie i wrócić do sąsiedzkiej zgody?
— Mam się z nim pogodzić? Mocium panie, wpierw słońce zatrzyma się w miejscu, a morze wyschnie.
— Zbyt porywczo wypowiada pan ten sąd.
— Niech nas Bóg broni od powietrza, ognia, wojny i tego człowieka, który się wszystkim nisko kłania.
— Lepiej nisko niż w ogóle.
— Brednie.
— Ale…
— Nie ma żadnego ale!
— Panie, nie zabraniaj mieć nadziei.
— Zabraniam, do kroć sto tysięcy! I niech nie słyszę więcej ani o nim, ani o jego obrońcy. — Zerknął ironicznie na Wacława. — Bo się wam obu dostanie.
Cześnik wstał zaraz i wyszedł przez środkowe drzwi.
Scena II
— Cześnik jest jak zwykle zbyt porywczy — mruknął Papkin.
— Szkoda czasu na szukanie zgody między nimi — rzekł Wacław.
— Tak, mało w tym zysku, a trzeba przy tym znosić te kłótnie.
— Są jak ogień i woda.
— To co będzie z nami, paniczu?
— Ha, zostaję w niewoli.
— Brałem tysiące jeńców, którzy z mojej woli zawiśli, bo przez dziesięć lat uczestniczyłem w tak ciężkich walkach, że krew lała się na cztery mile niby morze. To na polu bitwy zyskałem wszystkie ordery, tytuły i honory. Ale tak być nie może. Dzisiejsza kłótnia to zabawa, a twoja wolność to tylko drobiazg.
— Zostanę w niewoli.
— Mogę wstrzymać prawo, ale zawsze odznaczałem się wspaniałomyślnością. Dlatego przyjmę mały okup.
— Muszę zostać w niewoli.
— Dobrze, znaj moją wielkoduszność. Jesteś wolny, a za to ofiarujesz mi co łaska.
— Zostanę w niewoli — upierał się Wacław.
— Ale Cześnik się na to nie zgodzi.
— Kto mnie uczynił jeńcem, powinien mnie trzymać w niewoli.
— Ale to nie ma sensu. Dobrze, nie dawaj ani grosza, ale idź sobie.
— Nie zrobię ani pół kroku.
— Idź, bo użyję broni.
— A ja tylko własnej ręki — rzekł powolnie Wacław.
— Co za człowiek — powiedział Papkin na stronie. — Szuka guza, a doprowadzi do tego, że ja go zarobię. — Zwrócił się do Wacława: — Bój się Boga! Idź do czarta!
— Nie, zostaję.
— Co za uparta ćma.
— Patrz, bratku. Co to? — Wacław wyciągnął sakiewkę i pokazał ją szlachcicowi.
— Brzęknij.
— Złoto?
— Złoto.
— Będzie twoje — rzekł syn Rejenta.
— Proszę siadać.
— Ale nie ma nic za darmo.
— Prawda! Co mam zrobić? Moje położenie nie jest zbyt dobre. Mój kapitał jest w zastawie, a że nie chcą mi wypłacać regularnie procentów, mam dziurę w sakiewce.
— Kocham Klarę.
— Masz ci los.
— I chciałbym zostać tu z nią.
— To zły pomysł — przestrzegł szlachcic.
— Zły? — Wacław chciał już schować sakiewkę, ale Papkin go zatrzymał.
— Niekoniecznie. Ale Cześnik z pewnością się nie zgodzi.
— To niech nie wie.
— A co jeśli się dowie?
— Niech mnie przyjmie na służbę.
— To będzie trudne.
— To początek rozwiązania tej sytuacji — zabrzęczał złotem — a ty wymyśl resztę.
— A jeśli Cześnik zrobi mi awanturę?
— To nie ma znaczenia.
— Ba! Zależy dla kogo. — Pokiwał głową. — Że też Klarze dostanie się komisarz.
— Jestem Wacław.
— Syn Rejenta! I to w tym domu. Pan nas obu naraża. Obaj pójdziemy pod baty.
Wacław znów potrząsnął sakiewką.
— Tak pięknie brzęczy… — rozmarzył się Papkin.
— Dostaniesz to, gdy ja tutaj będę mógł zostać w służbie.
— Spróbuję. — Wyciągnął rękę po złoto, ale Wacław zaraz je odsunął.
— Ale to potem. Tylko pamiętaj, że z mojej wieży kulki z wiatrówki szybko lecą na dół. Jeden strzał i Papkin padnie trupem… Ale to tylko, gdy będziesz chciał mnie zdradzić.
— Dochowam tajemnicy i postąpię jak należy, nie zważając na groźby. Ale proszę, Wacławku, jeśli jesteś mi życzliwy, to jeszcze dziś spal tę wiatrówkę.
— Nie trać już czasu.
— Idę, idę. — A na stronie dodał: — Sytuacja staje się coraz gorsza. Mój jeniec stał się rywalem. Tamten może mnie zamknąć, ten zastrzelić. Niech cię diabli wezmą. — Zatrzymał się i odwrócił od drzwi. — A co z sakiewką?
— Może zostać.
— W rzeczy samej?
— Nie inaczej.
Papkin wyszedł środkowymi drzwiami.
Scena III
Do pokoju weszła Klara. Gdy tylko ujrzała Wacława, podeszła do niego i powiedziała:
— Co ty wyrabiasz? Rozpaczałabym, gdybym, tylko miała czas.
— Co się stało?
— Jeszcze śmiejesz mi się w oczy? Wszystko słyszałam. Chcesz tu zostać.
— Co w tym złego?
— Bądź rozsądny.
— Co mi po tym? Zostało już dowiedzione, że jeśli pójdziemy rozsądną drogą, nasze losy nie zostaną nigdy połączone. Po co iść utartym szlakiem? Chodźmy żwawo bezdrożami, gdzie jest dla nas nadzieja. Podnieśmy wysoko czoło i idźmy śmiałym krokiem. A jeśli będzie nam towarzyszyć stałość, to osiągniemy cel.
— Dobrze mówisz, idźmy śmiałym krokiem. Niewiele zyskaliśmy, gdy szliśmy prostą drogą. Przekonałeś mnie. Mówisz lepiej niż rano, gdy planowałeś ucieczkę. Ale co, jeśli ktoś cię rozpozna albo Papkin zdradzi?
— Nie patrz w te przepaści, moja droga. Wszelki lęk zniknie, gdy przed oczami będziesz miała miłość.
— Zatem zostań. Masz moje pozwolenie.
— Ale twoje nic nie pomoże. Chociaż cenię je na równi z życiem.
— Stryja też przekonamy z pomocą Podstoliny. Wiedz, że właśnie sobie przyrzekli miłość. Zarumieniła się skromna, ale przyrzekła mu rękę. Łatwo ci będzie ją przekonać, pamiętaj tylko, by ją chwalić. Jej cnoty, wygląd. A wtedy w naszym domu zostaniesz kim tylko zechcesz, nawet dziś.
— Z komisarza stałem się sekretarzem. Nie wiem czy to dobrze. Ale za to będę miał zaszczyt służyć u Cześnika.
— Biegnę, powiem Podstolinie, że ktoś tu na nią czeka. — Podała mu rękę. — Nie trać nadziei, co złe minie, a nasze szczęście tak blisko. — Wyszła przez prawe drzwi.
Scena IV
— Godzinę wcześniej mdleje ze strachu, godzinę później jest już wzorem odwagi. To nie widzi podobieństwa, to znów ma więcej niż tylko nadzieję — mówił Wacław o kobietach. — O płci piękna, kochana i droga! Twoja radość i żal to tylko lekkie fale na jeziorze. A jedna ściga drugą. Ale w blasku słońca zawsze jest czysta. A my dumni, władcy świata, jakby pochwyceni wbrew swej woli, przez całe życie pędzimy mimowolnie za tym cieniem jak motyle.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Do popołudniowej kawy idealny tekst, niezobowiązujący, a dobrze przyswajalny
Widzę, że umilił Ci czas 😉
Fajny tekst , dobrze się go czyta ,zresztą jak zawsze.
Dziękuję 😉
Uwielbiam ,,Zemstę”! W liceum czytałam ją chyba z pięć razy <3
Świetnie 😀 A co sądzisz o takiej wersji?
No i dotarłam na blog 🙂 Zaskoczyłaś mnie, bo Twoja wersję czyta się swietnie
Dziękuję 😀
Zemstę czytałam kilkukrotnie i nadal mnie do niej ciągnie.
Świetnie 😀
Brakuje juz mi tekstów no jak zawsze mi wszytko się dobrze Czyta.
Dzięki 😉
Kiedyś czytałam to jako lekturę szkolną, ale w takiej formie czyta się o niebo lepiej 🙂
Bardzo się cieszę 😉
Świetnie się czyta! Super, jestem pod wrażeniem 🙂
Dziękuje 😉
Najlepszy! Dawno nie czytałam Zemsty. W zasadzie w czasach szkolnych, ale bardzo mi się podobała. Myślę, że ponownie po nią sięgnę. Dziękuję za miłą przypominajkę.
Dziękuję 😉
Kiedy ja ostatni raz czytałam “Zemstę”? Już nie pamiętam. 🙂 Warto sobie przypomnieć o czym była.
Warto 😀