Często sam udawał się do miast, chociaż mógł wysyłać kogokolwiek, ale najbardziej ufał swoim oczom i uszom. To nie oznaczało, że jego ludzie nie byli wierni i lojalni. Jednak w przeciwieństwie do niego nie przyzwyczaili się do życia w stanie pełnej gotowości. Nie musieli wywalczać sobie drogi w hierarchii za pomocą podstępów i kłamstw. Tak wyglądało to w jego życiu dawniej, zanim Fenyl trafił w szeregi Księcia. Teraz mógł żyć spokojniej. Zdawał sobie sprawę, że następca tronu na nim polega, dlatego dał mu pod skrzydła tych ludzi. Mężczyzn, którzy dawniej uprawiali pole, ale w końcu musieli chwycić za miecz i ruszyć do boju. Gdy ich przyjął, wiedział, że czeka ich sporo pracy. Znał też ten typ ludzi, którym pod wpływem wina i piwa rozwiązywał się język, a wtedy zaczynali chwalić się tym, jak ostatnim razem zdołali ograbić Króla Nocy. Dlatego sam zawsze starał się stronić od alkoholu, gdy zjawiał się w karczmach, ale nie mógł też siedzieć i moczyć języka w wodzie, bo wzbudzałby podejrzenia. Jaki mężczyzna w gospodzie zamawia wodę? Tylko ten, którego nie stać, lub który pragnie dowiedzieć się czegoś więcej. A zadziwiająco mało osób obstawiało pierwszą możliwość.
Tego dnia Fenyl zmierzał do Tenkry. Ostatnia ludzka osada przed granicą z ziemią elfów. Przynajmniej na głównym trakcie. Parę wiosek mieściło się znacznie bliżej tej niewidzialnej linii, której lud z lasu strzegł jak oka w głowie. Nikt, kto chciał przekroczyć granice i zaszkodzić drzewom, nie wracał już do swojego domu. A przynajmniej tak powiadali ludzie w karczmach.
Jak zwykle przejechał przez bramę i nawet nie zawracał sobie głowy znudzonymi strażnikami. Starał się nie bywać zbyt często w miastach, by ludzie go nie zapamiętali. A trudno zapomnieć człowieka z blizną na policzku. Mimowolnie jej dotknął i zaraz machnął ręką, zanim wspomnienia do niego powróciły. Musiał zachować jasny umysł, jeśli miał nie dać się zapamiętać i nie wzbudzić czujności mieszkańców.
Podjechał od razu do gospody. Konia zostawił w stajni pod opieką młodego chłopca, któremu obiecał miedziaka za dobrze wykonaną pracę. Choć jego sakiewka do lekkich nie należała, nie mógł rozdawać złota na prawo i lewo. Ludzie mają zdolność do zapamiętywania pewnych typów osób, a ci z dużą ilością monet się do nich zaliczają. Poza tym potem może zostawi srebrnika gdzieś na sianie – chłopak sam go znajdzie, ale przynajmniej nie będzie uważał, że go otrzymał, może stwierdzi, że komuś przypadkiem wypadł przez dziurę w sakiewce.
Fenyl wszedł do karczmy. Jak zwykle panował tu zapach piwa i duszności, jakie w niej panowały. Musiał jednak stwierdzić, że jego oddział pachniał zdecydowanie lepiej niż niektórzy mieszkańcy tego miasta. Przeszedł przez gospodę, a nikt nawet nie podniósł na niego oczu. Starał się nie zwracać na siebie uwagi, a bywalcy uszanowali to – tylko kilku zerknęło na przybysza, by ocenić, czy warto w ogóle się z nim zadawać.
Mężczyzna zajął swoje stałe miejsce w cieniu, gdzie nie musiał zdejmować kaptura – już wolał zostać w nim, niż pokazywać swoją bliznę. W każdej karczmie wybierał ten sam stolik. Na uboczu, ale nie w kącie, bo tam zawsze siadał ktoś, kogo ludzie powinni się obawiać, a on chciał grać miłego podróżnika, który nie szuka towarzystwa, ale przybył się tylko posilić, a za chwilę ruszy w dalszą drogę. Jako że w Tenkrze gospodarz nie znajdował czasu dla nowych przybyszów, Fenyl musiał wstać i podejść do baru, by zamówić sobie pieczoną jagnięcinę i kufel piwa.
– Bez wody – zaznaczył.
– Podam takie, jakie mamy – rzucił karczmarz, a mężczyzna nie zamierzał się wykłócać.
Nie przyciągaj uwagi. Powtarzał sobie.
Wrócił do swojego stolika i przyuważył, że ktoś już zajął miejsce naprzeciw niego. Człowiek wyglądał na dosyć niskiego. Miał trochę przerzedzone czarne włosy, jego dłonie wyglądały na przyzwyczajone do ciężkiej pracy. Może był kowalem – siły w ramionach raczej mu nie brakowało. Jednak nie nosił niczego nadzwyczajnego. Ot, lniana koszula zabrudzona w paru miejscach.
– Siedziałem tutaj – zauważył Fenyl i ledwo zauważalnie poruszył palcami. Świerzbiły go, by przepędzić gościa, ale zdołał się powstrzymać.
– Stwierdziłem, że mogę się dosiąść – rzekł człowiek niskim, cichym głosem. – Zwą mnie Eitan. A kim ty jesteś?
– Kimś, kto nie szuka towarzystwa – warknął, ale usiadł naprzeciw niego. Nie zamierzał oddawać swojego miejsca.
Wtedy zobaczył na stoliku wyrytą nożem planszę. Widział ją nieraz, ale dałby głowę, że podczas jego ostatniego pobytu w Tenkrze stolik był czysty, jakby cieśla dopiero go skończył. Teraz znajdowała się tutaj plansza poprzecinana pionowymi, poziomymi i jednostronnie ukośnymi kreskami, która służyła do gry w monety. Gry, która sprawiała ogrom radości, pod warunkiem, że uczestniczy znali te same zasady, a zdawało się, że we wszystkich miastach panują inne.
– Każdemu przyda się towarzystwo – odparł Eitan i sięgnął do swojej sakiewki. – Znasz zasady?
– Czego chcesz? – groźba wybrzmiała w głosie Fenyla.
Zdarzało się, że spotykał ludzi, którzy go rozpoznawali i myśleli, że zdołają go złapać i zaciągnąć przed oblicze samego Króla Nocy, by poddał go wymyślnym torturom, a potem stracił. Ot tak, dla rozrywki swojej i stronników. Ale też na przestrogę.
– Po prostu zagrać. – Eitan ułożył pięć monet po swojej stronie na lewo. – Najprostsza wersja. Raczej wszędzie wygląda tak samo.
Przyjaciel Księcia wiedział, jak zwykle kończy się ta gra. Jeśli trafił na oszusta, straci wszystko, co zyskał z ostatniej sprzedaży skór i poroży na targu. A żołnierze mu tego nie wybaczą. Sam sobie tego nie wybaczy. Nikt uczciwy nie siada do tej gry z kimś, kogo zupełnie nie zna, bo nie zamierza tracić ani grosza, na który ciężko zapracował. Spojrzał na monety Eitana. Same miedziaki. Po chwili namysłu postawił na planszy własne. Wyciągnął jeszcze jedną monetę, podrzucił, złapał i położył na stole razem z przykrywającą ją dłonią.
– Reszka – rzekł bez zastanowienia Eitan.
Fenyl odwrócił monetę i ujrzał wizerunek władcy. Przynajmniej zaczynał. Choć wolał zawsze być drugim. Pierwszy ruch przecież wiele mówił o przeciwniku.
– Niech będzie – powiedział beztroskim tonem i odwrócił wszystkie monety wizerunkiem władcy do góry, a Eitan reszką. Potem przesunął pierwszą monetę z prawej o jedno pole do przodu. – Pytam jeszcze raz, czego chcesz? I czy zamierzasz długo tutaj siedzieć? Czekam na swój posiłek.
– Tylko do końca gry. Chyba że zechcesz dogrywki. A co do pierwszego, to mam pewną wieść, która może cię zainteresować. Wokół kręci się sporo strażników i nieszczególnie przepadają za rozmowami przyciszonym głosem. Uznałem, że nie będą interesować się nami, gdy zagramy.
Fenyl nie musiał nawet odwracać głowy. Przed sobą, na końcu karczmy widział dwóch z pełnymi kuflami. Na służbie nie wolno im było nawet tknąć piwa, więc gapili się na nie jak Brizi w jabłka. Pragnęli się napić, ale wiedzieli, co ich dowódca im za to zrobi. A kolejna nocna warta przy bramie w Tenkrze nikomu się nie uśmiechała.
– Zamieniam się w słuch – rzekł i przesunął kolejną swoją monetę. Tym razem po przekątnej. Uważnie śledził ruchy przeciwnika i starał się zbudować w głowie odpowiednią strategię, którą wciąż dopasowywał do tego co widział na planszy. Przez to Eitan nie powiedział jeszcze ani słowa, a stracił pierwszą z monet. – Zostały cztery.
– Nigdy nie byłem w to dobry – skrzywił się.
– To dlaczego proponujesz, skoro wiesz, że przegrasz? Są lepsze sposoby na niewzbudzanie podejrzeń.
– Ale przy tej jest trochę zabawy. – Przesunął monetę tak, że znalazła się między dwoma należącymi do Fenyla. – A czasami dopisuje mi szczęście.
– Chyba nie o tym miałeś mi mówić.
– Najpierw chciałbym się upewnić, kogo mam przed sobą. Pod kapturem każdy może się ukryć.
Fenyl czuł, że to może być podstęp, ale nie mógł się powstrzymać, by nieznacznie nie odsunąć materiału i ukazać bliznę. Chciał – a nawet musiał – dowiedzieć się, co mężczyzna ma do powiedzenia. Nawet jeśli będzie musiał to z niego wydusić.
– Tak szkaradna jak mówili. Czyli znalazłem dobrego człowieka albo przynajmniej kogoś do niego podobnego – rzekł Eitan i znów popełnił błąd. Przesunął monetę tak, że po przekątnej znalazła się moneta Fenyla. Ten nawet nie czekał, przeskoczył ją swoim miedziakiem i zgarnął łup.
– Skoro przedstawianie się mamy za sobą, to gadaj w końcu, co miałeś i zmykaj stąd.
– I tak nerwowy jak słyszałem – mruknął do siebie, a głośniej dodał: – Mam wieści ze stolicy.
– I wiozłeś je aż tutaj? Nie spotkałeś nikogo od nas w drodze?
– Miałem je przekazać tobie. Tak polecił mój dowódca.
Fenyl nie dał po sobie poznać, że to go zaskoczyło.
– A kto jest twoim dowódcą?
– Nie wiem, czy słusznym będzie wymienianie imion.
Fenyl musiał się zgodzić. To, że Eitan przedstawił się – prawdopodobnie – własnym, i tak było ryzykowne. Ktoś mógł usłyszeć, przekazać komu trzeba, a wtedy trafiłby na stryczek. A wcześniej żołnierze Króla Nocy kazaliby mu wygadać wszystko na temat Księcia i jego wojska.
– Powiedział tylko, byś nie zapomniał o jabłkach. Cokolwiek to znaczy.
Garren. Przypomniał sobie Fenyl. Żołnierz, którego Brizi uwielbiała, bo zawsze przemycał dla niej dodatkowe jabłko. Za to Fenyl go za to nie znosił, bo rozpieszczał mu klacz. Był jednak cennym człowiekiem i łącznikiem między Księciem a Sirieniem, który siedział w stolicy jako zaufany dowódca Króla Nocy – gdyby władca wiedział, że tuż pod jego nosem działa szpieg… To pewnie od niego Garren otrzymał te wieści.
– Co kazał ci przekazać? – Zgarnął z planszy kolejną monetę Eitana.
– Że źle dzieje się w kopalniach krasnoludów na południu.
– Tak, jak zwykle. Mały lud sądzi, że może nam się stawiać – powiedział z nadzieją, że mężczyzna zrozumie jego grę. Nie mogli przecież mówić wprost, że liczą na to, że krasnoludy przepędzą Króla Nocy za pustynię i jeszcze dalej. Nie, gdy ktoś mógł słuchać.
– Prawda, ale już niedługo. Podobno nasz władca ma pomysł na to, jak przekonać ich do współpracy – Eitan załapał zamiar Fenyla. – Jeszcze miesiąc, dwa i będą nam posłuszni jak tresowane psy.
– Te uparte gnomy? – prychnął i przesunął miedziaka do końca planszy na prawo, po czym zgarnął go dla siebie. – Prędzej będziemy musieli ich powybijać, niż zgodzą się z nami współpracować.
– Król ma plan i podobno już go wypróbował, ale na mniejszą skalę.
– Jaki plan?
– Tego już nie wiemy.
– I z tym przychodzisz? Równie dobrze mogłeś się nie zjawiać przy moim stoliku, przynamniej nie straciłbyś pieniędzy. – Zgarnął ostatnią monetę, a potem własne, bo żadna nie należała się Eitanowi. – Masz coś jeszcze do dodania? Bo wydaje mi się, że mój obiad za chwilę się tu zjawi.
– Dowódca mówił, że przekażesz to komu trzeba i sam będziesz wiedział, jak skorzystać z tej wiedzy. Wygląda na to, że się mylił. W takim razie nie marnuję już więcej twojego cennego czasu. – Zirytowany zaczął się podnosić, ale Fenyl go zatrzymał i włożył mu w dłoń pięć miedziaków i jednego srebrnika, którego wyciągnął ukradkiem z sakiewki. – Wygrałeś przecież.
– Tak, a teraz płacę za informacje.
– Marne informacje.
– Może jednak nie tak bardzo jak sądziłem. Powiedz dowódcy, że przekażę to komu trzeba, a on niech zajmie się swoim oddziałem i przestanie myśleć o jabłkach.
Eitan niewiele z tego zrozumiał, ale pokiwał głową i odszedł od stolika. Strażnicy przyglądali mu się dłuższą chwilę, ale widząc jego pełną zawodu twarz, przestali zwracać na niego uwagę. Kolejny, który nie wie, jak wybierać sobie przeciwnika, pomyśleli i znów spojrzeli na swoje kufle.
Fenyl za to doczekał się obiadu i jak gdyby nigdy nic zabrał się do jedzenia. Jego myśli jednak krążyły wokół tego, czego się dowiedział. Król Nocy zamierzał zawrzeć sojusz z krasnoludami, którzy zarzekali się, że nigdy nie będą z nim współpracować. Co mogło ich nakłonić do zmiany zdania? Przecież byli jak skały, w których kopali, niewzruszeni i trudni do zmiany. Cokolwiek sprawiło, że przyłączyli się do złego władcy, mogło zaważyć nad tym, kto będzie miał przewagę podczas walki. Dlatego Książe musiał się o tym dowiedzieć czym prędzej.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Wywiad jak widzę jest wszędzie potrzebny i agenci też 🙂
Zwłaszcza podczas wojny 😉
Zastanawiałaś się nad tym, aby wydać swoje opowiadania? świetnie piszesz
Nad opowiadaniami jeszcze nie myślałam, ale książki wydaję 😀
No to może po wydaniu książek przyjdzie pora na zbiór opowiadań? 🙂
Zobaczymy 😉 Jak na razie mam szerokie plany książkowe, ale może kiedyś przyjdzie i na to pora
Kolejny fajny odcinek ,fajnie czyta.
Dziękuję 😀
Jak zawsze świetnie piszesz, nic dodać nic ująć 😉
Dziękuję 😉
Bardzo ciekawa historia, bardzo lubię te klimaty ☺️ Z chęcią przeczytam pozostałe części. Czy jest tam wątek miłosny? 😁 Czy wszystko skupia się na wojnie?
Dziękuję 🙂 Są to czasy, gdy bohaterowie muszą się mierzyć z wojną, ale pewne wątki miłosne też się pojawią 😉 Tutaj i w książce