Mijają już dwa tygodnie, odkąd wypłynęliśmy z portu. Wciąż nie rozwiązałem ani jednej zagadki tego statku. Znikający strażnicy, dziwaczna dziura, która niby jest, ale jej nie ma (wciąż nie wiem, co o niej sądzić). A ostatnio to wydarzenie z potworem morskim. Czymkolwiek on był…
Odłożyłem pióro i zakręciłem kałamarz. Spojrzałem jeszcze raz na mój własny tekst w dzienniku. Potwór morski. Sądziłem, że takie rzeczy dzieją się tylko w legendach, a nie w prawdziwym życiu. Tak, próbowałem odkryć Krainę Szeptów, ale to zupełnie co innego. Tam mają być żywi ludzie, a nie dziwaczne bestie, które podobno strzegą naszego bezpieczeństwa. Nie był to z pewnością kraken – ten stwór raczej nie dba o niczyje życie poza swoim. Marynarze nazywali go inaczej. Coś na „b”. Bra… Bri… Bransellen. Dziwaczne stworzenie. Próbowałem je narysować, ale co sięgałem po ołówek, obraz umykał mi z pamięci. A przecież go wcześniej pamiętałem.
Postukałem palcem o blat biurka, a moje myśli wróciły do wydarzeń z poprzedniego wieczoru. Wyszedłem z kajuty, by zaczerpnąć trochę świeżego, słonego powietrza. Choroba morska mi już nie dokuczała – podobnie jak marynarze – więc mogłem przebywać na pokładzie bez obaw, że za chwilę wychylę się znów za burtę i podzielę z morzem moim ostatnim posiłkiem.
Niebo powoli ciemniało, słońce już znikało za horyzontem i robiło miejsce dla księżyca i gwiazd. W mieście, wśród latarni nie widziałem ich aż tylu. Jedynie gdy wybywałem poza jego mury, mogłem podziwiać to pięknie sklepienie. Jednak wtedy moje myśli krążyły wokół innych spraw i nie znajdowałem na to czasu. A tu, na środku mórz i oceanów, nie brakowało mi go ani przez chwilę. Rozglądałem się, nie mogąc się nadziwić, jak wiele jest innych gwiazd, a może i innych światów do odkrycia.
– Wyczytałeś z nich coś ciekawego? – za mną zjawił się Treven z uśmiechem, który niemal w ogóle nie schodził mu z ust.
– Nawigacja z gwiazd nie jest moją mocną stroną – przyznałem. – Ile dni jeszcze przed nami?
– Aż tak spieszy ci się do lądu? Myślałem, że polubiłeś nasze towarzystwo. – Wyszczerzył się jeszcze bardziej niż zwykle.
– A wyjaśnisz mi to, co się tu dzieje? – spytałem.
Treven lekko się zmieszał, ale za chwilę odzyskał uśmiech i rezon.
– O czym mówisz?
– Choćby o tej dziurze w statku. Była czy jej nie było? A jeśli nie, to skąd ta woda?
– Naprawdę chcesz o tym rozmawiać? – jego ton stał się bardziej tajemniczy, jakby zamierzał w końcu podzielić się ze mną sekretem Błękitnej Mewy. – Przewoziliśmy już wielu ludzi i każdy w końcu uznawał, że nie będzie wtykać nosa w te sprawy. Wydawały mu się dziwne, ale stwierdzał, że lepiej pewnych rzeczy nie wiedzieć. I tak, komu by to opowiedział? Mógłby co najwyżej snuć historie w karczmie po wypiciu paru kufli. Nie, uwierz mi, nie chcesz tego wiedzieć.
– Płyniemy do Krainy Szeptów. Ludzie już mają mnie za wariata. Co się dzieje na statku? – nie zamierzałem odpuścić.
– Zapytaj Rekana, nam nie wolno nic mówić.
– Dlaczego?
Treven jedynie pokręcił głową.
– Przysięga? – przypomniałem sobie, o czym mówił Rekan. – Co to za przysięga?
– Taka, której nie wolno złamać, jeśli ceni się własne życie. Zostaw te sprawy, tak będzie lepiej.
– Byliście kiedyś na tej wyspie? – zmieniłem nieznacznie temat.
– Zbliża się koniec mojej warty. – Zerknął na gwiazdy. Zamierzał mi się wywinąć od odpowiedzi. – Tak, warto obudzić zmiennika. Dobrej nocy, Pallini.
Zanim zdążyłem go zatrzymać, zniknął pod pokładem, a ja zostałem sam – nie licząc Rekana, który obserwował całą scenę z mostku kapitańskiego. Spojrzałem na niego, a on przywołał mnie do siebie. Spodziewałem się, że za moment czeka mnie kolejna reprymenda, więc z westchnieniem wszedłem na górę.
– Co chcesz wiedzieć?
Zaskoczył mnie pytaniem tak, że nie od razu byłem w stanie wypowiedzieć z siebie słowo.
– Zamierzasz mi opowiedzieć o tym, co się dzieje na statku?
– Tego nie powiedziałem – rzekł. – Więc o co pytałeś Trevena?
Streściłem mu naszą rozmowę z nadzieją, że od niego dowiem się czegoś więcej. Ale po wysłuchaniu mnie, nie powiedział ani słowa.
– I? – spytałem.
– Jesteś dziwnym człowiekiem, Pallini. Nikt z naszych pasażerów nawet nie zawracał sobie głowy tym, co się tutaj dzieje. Zwalali to zawsze na rum lub inne powietrze i wszystko sobie tak tłumaczyli. Dlaczego nie wmówisz sobie tego samego?
– Bo jestem badaczem. – I zmierzam na legendarną wyspę na statku pełnym tajemnic, dodałem w myślach.
– Który nie wie, kiedy warto odpuścić. – Gwizdnął przeciągle jak na psa. – Podejdź do sterburty i powiedz, co widzisz.
Zastanawiałem się, czy to kolejny marynarski żart względem szczura lądowego. Jednak powaga w jego głosie przekonała mnie do tego, by podejść do prawej burty – co nieco już załapałem z ich żargonu. Spojrzałem na spokojne morze. Wyglądało jak drugie niebo usiane milionami gwiazd. Nigdzie nie dostrzegałem nic nadzwyczajnego, tylko delikatne zmarszczki burzyły wodę.
– Nic nie wi… – nie dokończyłem zdania, bo usłyszałem głośny plusk.
W pierwszej chwili myślałem, że któryś z marynarzy wpadł do wody. Obróciłem się i chciałem już krzyczeć: człowiek za burtą. Ale wtedy Rekan rzucił:
– Przyjrzyj się.
Odwróciłem wzrok ku wodzie. Nadal spokojnej. Dopóki coś olbrzymiego nie wyłoniło się nad powierzchnią. W świetle gwiazd zobaczyłem łeb i długi kark, z którego wyrastał rząd kolców długości mojego ramienia, a w najszerszym miejscu grubości mojego uda. Za nim ukazał się tułów znacznie większy od naszego statku i pokryty łuskami, w których odbijał się blask nieba. Długi ogon pokryty mniejszymi kolcami wyłonił się na chwilę i uderzył w powierzchnię wody, wywołując fontannę. Ten stwór płynął tak niedaleko naszej łajby, że aż dziwiłem się, że nie zahacza płetwami o deski burty.
Zacisnąłem ręce na poręczy, aż pobielały mi knykcie. Co to jest? Krzyczały moje myśli. Wyglądało trochę jak smok z dawnych rycin lub wyobrażenie ludzi o morskich potworach. Liczyłem jedynie na to, że nie zionie ogniem ani nie strzela tymi swoimi kolcami.
– Bransellen na sterburcie – krzyknął któryś z marynarzy. A może sam Rekan? Nie wiedziałem. Wzrok wciąż miałem utkwiony w morskim potworze, który utrzymywał tę samą odległość od statku i zdawał się nie widzieć w nas żadnego zagrożenia. Ani sam nie wyglądał na gotowego do ataku, co budziło mój większy lęk.
Przełknąłem ślinę, która ledwo przecisnęła się przez skurczone gardło.
Spod pokładu wypadli marynarze. Nawet sam Seffin zjawił się na mostku kapitańskim i klepnął mnie w ramię.
– Taka okazja nie zdarza się, gdy na pokładzie są obcy – rzucił mi wprost do ucha.
Nie zrozumiałem, co mówił dalej, bo wtedy Rekan znów gwizdnął, a stwór odpowiedział wrzaskiem, który przypominał mi połączenie niedźwiedzia z lwem, ale brzmiało to bardziej gardłowo i… morsko? To chyba najlepsze określenie. Czułem, jak z tym dźwiękiem odzywa się cała woda wokół nas. Choć było to niemożliwe. Woda nie wydaje dźwięków.
Nie umiałem rozewrzeć palców. A może to i lepiej, przynajmniej nikt nie widział, jak bardzo się trząsłem.
– Chyba ktoś okazał się godny, by poznać naszego bransellena – zakrzyknął Seffin, a marynarze odpowiedzieli mu wrzaskiem, którego nie zrozumiałem. W ogóle mało co do mnie docierało.
Jak mogli się cieszyć? Przecież ten stwór mógł w ułamek sekundy zniszczyć nasz statek, a potem pożreć. Nie na taką wyprawę się pisałem.
W końcu oderwałem dłonie od drewna i zdołałem zmusić swoje nogi do zrobienia kilka małych kroków. Odwróciłem się do Rekana, który uśmiechał się pod nosem.
– Zawracaj – rzuciłem do niego.
– Zawracać? Teraz? Mieliśmy ci przecież pokazać Krainę Szeptów. A nie łamiemy danego słowa. Nie mów, że przestraszyłeś się naszego strażnika.
– Co to było? – Zirytowany i wciąż nieco przestraszony wskazałem na wodę, która znów była spokojna, jakby potwora nigdy tam nie było. Gdzie on się podział? Zniknął jak ludzie w porcie? Coraz mniej rozumiałem.
– Bransellen – rzekł marynarz, jakby mówił jedną z największych oczywistości.
– Inaczej: czym to było? – wrzeszczałem. Ledwo panowałem nad swoimi emocjami. Gdy strach minął, odezwał się gniew na załogę i ich nieśmieszne żarty. Mało brakowało, a rzuciłbym się na Rekana z pięściami.
– Weź głęboki oddech i się uspokój. Bransellen nie jest groźny. Chroni nasz statek przez potworami morskimi i przepędza wrogów, którzy zbytnio się zbliżą. Chciałeś chyba odkrywać prawdę. To przez niego mieliśmy dziurę w statku.
– Mówiłeś, że nie jest groźny.
Nie myślałem już o tym, że podobno dziury nie było.
– Jeszcze czeka cię sporo nauki, Pallini, jeśli wciąż zamierzasz odkrywać nasz świat i to, co się w nim dzieje.
– Z pewnością chce, przecież jest badaczem – rzucił radośnie Seffin. – Czy bransellen coś zauważył?
– Nic, kapitanie. Trochę ryb, drapieżników, nic nadzwyczajnego.
– Kraken też na razie sobie odpuścił?
– Kraken? – zdziwiłem się.
– Przed chwilą widziałeś bransellena, a dziwisz się krakenem? – zapytał Seffin i powtórzył pytanie zadane Rekanowi.
– Na to wygląda.
– Co tu się dzieje? – spytałem. – Czym jest to… – wykonałem nic nieznaczący gest ręką – coś.
– Bransellen. To naprawdę nie jest trudna nazwa – rzekł Rekan. – Można powiedzieć, że to strażnik statku. Słyszałeś o tym pewnie.
Tak, czytałem o tym wiele. Strażnicy statków byli legendą, tak jak Kraina Szeptów. Ale w przeciwieństwie do niej nie istnieli. Miały to być potwory podobne do tego, którego widziałem przed chwilą. Wielkie, groźne i gotowe zniszczyć wszystko na swojej drodze, jeśli zagrażało łajbie, którą przysięgły chronić nawet za cenę własnego życia.
– Więc tym jest nasz bransellen – rzekł Rekan.
– Źle zacząłeś wprowadzanie go do naszego świata – wtrącił się Seffin.
– Zniknięcie żołnierzy było lepsze?
Potarłem skronie. Nie chciałem już o tym wszystkim ani słuchać, ani tym bardziej myśleć. Nie, musiałem to wyrzucić z głowy.
– Pójdę już – powiedziałem.
– A nie chcesz już posłuchać opowieści o Błękitnej Mewie i załodze, która złożyła przysięgę na własne życie? Nie chcesz wiedzieć, co obiecali? – spytał Rekan. Wydawało mi się, że wyczuwam kpinę w jego głosie.
– Nie dziś. – Pożegnałem ich i udałem się do swojej kajuty.
Padłem na łóżku i pomimo wysiłku, moje myśli wciąż krążyły wokół tajemniczego stwora. Strażnik statku. Skąd oni wzięli strażnika statku i jak przekonali go, by im pomógł? Strażnika można było oswoić na różne sposoby. Siłą – co przeważnie się nie udawało. Sprytem – lepsze rozwiązanie, ale strażnicy byli zbyt mądrzy, by dać się złapać w pułapkę. Przyjaźnią – najlepsze rozwiązanie. A z tego, co widziałem, Rekan zaprzyjaźnił się z tym stworzeniem. Ale jak? Przecież nikt nie wie nawet, gdzie ich szukać, a tym bardziej, jak je oswoić.
Przewróciłem się na bok. Znalazłem się na statku z ludźmi, których powinienem się zacząć bać. Jednak zamiast lęku, czułem narastającą ciekawość. Kim byli? Skąd się wzięli? I dlaczego wydawało mi się, że ta przysięga jest związana ze mną?
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Jesteście obydwoje niesamowicie we wszystkim , w tworzeniu tych cudnych opowieści i jako para 🙂 Zajrzałam i poczytałam o Was 🙂
Dziękujemy 😀 Uwielbiamy razem działać
Wpadłam w historię w środku, ale i tak jestem wysoce zaintrygowana. 🙂
Miło mi to słyszeć 😉 To zapraszam do pozostałych części
kraken morski potwór – czekaliśmy na niego
To akurat nie kraken, a bransellen 😀
Aż szkoda, że zaczęłam czytać od środka, bo styl macie świetny. Aż miło oderwać się od wszystkich codziennych zmartwień i zanurzyć w fantastyce, chociaż Bransellen jest dość przerażający.:)
Jeszcze nieraz się pojawi, to poznasz go lepiej i przekonasz się, czy to taki potwór czy nie 😉
Czytałam wcześniejsze części, ale chyba jedną lub dwie zgubiłam, więc muszę się cofnąć.. Czyta się jak zawsze super
Dziękuję 😉 Poniżej wpisu dałam link do wszystkich wpisów