Skąd się bierze inspiracja? To częste pytanie, które dostaje twórca niemal na każdym etapie swojego życia, po wysłaniu nowego dzieła w świat. A skąd pomysł na stworzenie tego czy tamtego? Co cię zainspirowało? Skąd czerpiesz tyle pomysłów? Dlatego właśnie dzisiaj stwierdziłam, że poszukamy sposobu na to, by dorwać w końcu tę inspirację, posadzić obok siebie przy biurku, by pomogła nam napisać wiekopomne dzieło. Nie pozwolimy jej odejść, dopóki nie postawimy ostatniej kropki.
Inspiracja istnieje, ale musi Cię zastać przy pracy.
~Pablo Picasso
By złapać zająca, najpierw trzeba wiedzieć, jak on wygląda, jakie są jego zwyczaje, co lubi i gdzie żyje. A skoro zamierzam zabrać Was na małe polowanie, to musimy odpowiednio się do niego przygotować. Słowniki nie mówią nam zbyt wiele o inspiracji. Jednak podoba mi się to, co zostało napisane w WSJP: zachęta do działania, zwłaszcza do pracy twórczej. Od tego się zaczyna. Od takiej krótkiej myśli, która zachęca nas, by siąść przy biurku i napisać pierwsze słowo. Potem kolejne i następne, aż zapiszemy kilkaset stron.
Gdy mamy pomysł na to, by coś stworzyć, to wszystko może odejść na dalszy plan, aż nie dokończymy przynajmniej spisywać naszych myśli. Dopiero potem zajmujemy się tak prozaicznymi rzeczami jak jedzenie czy sen. Nie można przecież zmarnować okazji, skoro inspiracja się pojawiła. Kto wie, kiedy zjawi się znów? A może już nigdy się nie pojawi?
Wiele osób wyobraża sobie pewnie inspirację jak takiego zająca. Szybka, mała, trudna do złapania, jeśli nie znamy się na polowaniu. Jednak w rzeczywistości wygląda to nieco inaczej. A nawet bardzo inaczej. Tak, przy pierwszym pomyśle trzeba się nieźle nagimnastykować, by wpaść na coś sensownego. Gdy przypominam sobie moje początki pisania, to naprawdę nie było łatwo. Siedziałam nad kartką papieru, patrzyłam na szafę naprzeciw siebie i czekałam na niezwykłe natchnienie. Nigdy nie przychodziło, a kartka jak była pusta, tak była. Zmieniło się to w chwili, gdy stałam się molem książkowym z prawdziwego zdarzenia. W bibliotece bywałam tak często, że wszystkie bibliotekarki znały mnie doskonale (do dziś utrzymuję z nimi kontakt, zwłaszcza że wpadam do biblioteki, gdy tylko mój stos topnieje, a sytuacja w kraju mi na to pozwala). I wtedy zaczęła się właściwa przygoda.
Ludzie, którzy tracą czas, czekając aż zaistnieją najbardziej sprzyjające warunki, nigdy nic nie zdziałają.
~Mark Fisher
Wiem, że nie jestem jedynym molem książkowym, który lubi przeżywać przygody razem z bohaterami. Wyobrażam sobie, jakby to było, znaleźć się tuż obok nich i razem z nimi wyruszać w świat. Na początku to byłam ja, potem zaczęłam kreować własne postacie, ich przygody (większość z nich nie nadawała się do wydania; tylu luk fabularnych i błędów logicznych nie ma chyba żadna książka) i zastanawiałam się, jakby potoczyły się losy w takiej lub innej sytuacji.
A któregoś dnia zaczęłam to spisywać. Powstało pierwsze opowiadanie, pierwszy dłuższy tekst, który mogę nazwać swoją książką, potem dwie kolejne (wciąż je gdzieś mam, choć po latach zaległa na nich spora warstwa kurzu). To był czas, kiedy nie wiedziałam jeszcze, jak zacząć czy zakończyć rozdział (czasami zdarza się, że nawet dziś nie wiem, jak to zrobić, co redaktor wytyka mi w komentarzu), jak poprawić fabułę, by była ciekawa i wciągająca, i jak wykreować dobrych, niepłaskich bohaterów. Nie wiedziałam kompletnie nic, ale siadałam i pisałam. Czasami na kartce, czasami na komputerze i tak powstawały kolejne teksty.
Niemal na żaden z tych tekstów nie spojrzał nikt poza mną. Rzadko się zdarzało, że komuś je czytałam lub dawałam do oceny. To były pierwsze próby, pierwsze pomysły, które nie zawsze były doskonałe. Ale wciąż sądzę, że miały pewien potencjał i może kiedyś wrócę do tych historii, poprawię je i wydam jako pełnoprawne książki z okładką, ISBN-em, całkowitą redakcją i wszystkim, czego tekst tylko potrzebuje. Jednak to w przyszłości, a na razie wróćmy do samej inspiracji.
Jesteś jedyną osobą na świecie, która może wykorzystać Twój potencjał.
~Zig Ziglar
Może zauważyliście już pewną rzecz, jeśli chodzi o szukanie inspiracji. Napisałam jeden tekst, potem drugi, powstały trzy książki, przez jakiś czas prowadziłam bloga, potem założyłam drugiego. Publikowałam swoje opowiadania w różnych miejscach. No właśnie. A skąd pomysły na to wszystko? Jak mogły mi się nie wyczerpać? Zwłaszcza że tworzę już od paru lat, a jak widzicie na blogu, powstają kolejne, nowe teksty, które umilają Wam dni. A inspiracja wciąż siedzi obok mnie i podpowiada, co jeszcze mogę napisać. Jak udało mi się z niej zrobić własnego niewolnika, który wykonuje posłusznie rozkazy i podrzuca kolejne pomysły?
W taki, że nie jest niewolnikiem. Tak, wymyślenie pierwszego opowiadania było trudne, bo nie wiedziałam, gdzie szukać inspiracji. Gdyby ktoś mi powiedział wtedy, że trzeba jej zostawić spodeczek z mlekiem w progu drzwi, to może bym nawet to zrobiła, byle tylko przyszła. Bo na początku rzeczywiście jest dosyć nieśmiała. Gdy zauważa twórcę, podkrada się do niego niczym kot i ucieka, gdy tylko ten zwróci na nią swoje oczy. Pozostaje w cieniu, ale jest gdzieś obok, a pisarz musi ją zachęcić, by podeszła bliżej. Wtedy siada obok i rzuca niby obojętnie parę słów. Twórca je spisuje, a kolejne same pojawiają się w jego głowie. I tak od słowa do słowa, od zdania do zdania, od strony do strony powstaje opowiadanie, artykuł, książka. A jeśli pisarz jej nie przestraszy, to pozostanie z nim na dłużej i będzie podrzucać kolejne pomysły, ale nie jak niewolnik, tylko towarzysz w tej twórczej pracy.
Zawsze jest coś do opisania. Jeżeli nie, oznacza to, że czas, byś zaczął żyć bardziej intensywnie.
~Min Kim
Uwierzcie mi na słowo, że inspiracja to niewyczerpywalne źródło, czego doświadczam na co dzień. Obecnie pracuję nad drugim tomem Bielijonu, piszę trzeci, w głowie mam pomysły już na kolejne dwa, niedługo będę poprawiać Kwiat ślepców, wciąż myślę nad historią Seweryna, malarza, pewnej wiedźmy, lanara i wielu innych postaci. Co jakiś czas coś dopisuję do pomysłów, bo akurat inspiracja podszeptuje mi parę słów. Poza tym powstają opowiadania na bloga i artykuły, posty na Instagrama, pomysły na zdjęcia i tak dalej, i tak dalej.
Nie piszę tego po to, by się pochwalić, jak wiele robię (założę się, że są twórcy, którzy w ciągu dnia robią jeszcze więcej), ale by pokazać Wam pewną rzecz. Pomysłów wciąż mi nie brakuje. Ba! Kraina Szeptów nie jest żadnym nowym pomysłem. Tę nazwę spisałam dobre parę miesięcy temu w swoim notesie, a gdy zastanawiałam się, o czym może napisać Jack, trafiłam między innymi na tę nazwę. I uznałam, że się nadaje idealnie. Nie miałam nic więcej. Tylko te dwa słowa, a powstała z tego opowieść w odcinkach, którą wciąż na bieżąco dla Was tworzę.
Jako pisarz starasz się słuchać tego, czego inni nie mówią… i piszesz o przerwie pomiędzy słowami.
N.R. Hart
Warto jeszcze zastanowić się, jak wygląda inspiracja. Tak, jak napisałam wyżej czasami są to dwa słowa rzucone przez kogoś. Moim osobistym rekordem jest jedno słowo, z którego powstał cały cykl Prorok (w chwili obecnej wydany został jedynie pierwszy tom, a myślę nad tym, by zrobić drugie, poprawione wydanie, a wtedy ukażą się wszystkie części). Po prostu czytałam pewną książkę i natrafiłam na słowo: syrena. Nie pamiętam już nawet kontekstu, ale z tego jednego słowa powstał pomysł na całość. Jednak nie zawsze to są pojedyncze słowa.
Cykl Bielijon powstał dzięki mojemu zamiłowaniu do fantastyki, elfów i wielu innych ras, jakie możemy spotkać w tym gatunku. Do Kwiatu ślepców zainspirowała mnie sytuacja osób niepełnosprawnych (stąd ten ślepiec w tytule). Jack Scott powstał dzięki znajomej, która kiedyś chciała, bym napisała dla niej opowiadanie. Były tylko dwa wymagania: czasy (wiktoriańska Anglia) i pewne wydarzenie (piękny bal). Całą resztę musiałam ułożyć sama. A co do historii Jacka, jaką teraz opisuję, to ma miejsce jakiś czas po tamtej opowieści.
Mogłabym tak długo wymieniać. Rozmowy z ludźmi, słowa rzucone przelotnie, czytanie innych książek, jakaś sytuacja, która zdarzyła się w drodze do szkoły, wypowiedź wykładowcy i wiele innych rzeczy może stać się inspiracją. Wystarczy otworzyć szeroko oczy, wyczyścić uszy, zamknąć własne usta i poszukać jej, bo może siedzi w kącie i czeka, aż ktoś ją zauważy. A jeśli to nie zadziała, to bierzemy do ręki książkę, czytamy parę stron i zastanawiamy się, co by się wydarzyło, gdyby bohater wypowiedział inne słowa lub wybrał inną drogę. Co może na niego tam czekać? Kogo spotka? A może przez to zaprzepaści jedyną możliwość na niezwykłą przygodę?
Moja inspiracja do pisania sprowadza się do dwóch słów. Dwóch najistotniejszych dla pisarza słów: co, jeśli…?
~Beth Revis
Chyba wypadałoby, bym Wam udowodniła, że naprawdę wszystko może być inspiracją. Zatem pora na małe ćwiczenie. Podnieście wzrok ponad ekran i zatrzymajcie go na pierwszej rzeczy, jaka rzuciła Wam się w oczy. W moim przypadku to… jabłko. Co można napisać o jabłku? Choćby opowieść dla dzieci. Pamiętam, że w podstawówce pisałam opowiadanie o kropli wody i jej przygodach, to dlaczego głównym bohaterem nie mógłby być owoc? Poza tym w literaturze istnieje przecież mit o jabłku niezgody. Można opowiedzieć o tym, że ktoś podarował jabłko żebrakowi, a ten potem przez całe życie chciał odwdzięczyć się darczyńcy, bo dzięki temu nie zginął. Można napisać o przyjaźni, która zaczęła się od jednego jabłka podzielonego na pół. Można opowiedzieć historię robaczka, który żył w jabłku, a któregoś dnia postanowił ruszyć w świat (tak, nawiązuję to wiersza Brzechwy Entliczek-pentliczek). Jak widzicie pomysły same się sypią jak z rękawa. A to tylko zwyczajne jabłko.
~~~~~
Czym zatem jest inspiracja? To nie nadzwyczajny dar, który otrzymują tylko wybrani. To wezwanie do tego, by spisać historię. A można ją znaleźć wszędzie, jeśli tylko otworzymy się na proste wydarzenia, a nie będziemy szukać niezwykłych cudów. Przecież nawet fantastyka sięga po to, co dzieje się wokół pisarza. Opowiada o miłości, przyjaźni, nienawiści. O wojnach i pojednaniach. O wielkich podróżach i codzienności. O wszystkim, co znamy z naszego własnego życia.
Co najważniejsze, to, że pewnego dnia pomysłów będzie więcej niż czasu na zrealizowanie ich. Sama co jakiś czas wpadam na kolejny, który zapisuję sobie i zostawiam na inny dzień, by go opisać. Nigdy nie bójcie się, że zabraknie Wam pomysłów, bo tak raczej się nie stanie. Mogą za to zdarzyć się dni, gdy pisanie w ogóle nie idzie, gdy wydaje się, że nie da się postawić ani jednej sensownej literki. Wtedy warto sięgnąć po kilka pisarskich ćwiczeń. A jakich? O tym opowiem Wam następnym razem.
~Aleksandra
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Moja inspiracja najczęściej przychodzi w nietypowych momentach (sprzątając, usypiając czy jadąc samochodem) 🙂
Inspiracja lubi przychodzić w takich chwilach 😀 Najgorzej, gdy nie ma pod ręką żadnego notesu, by spisać pomysł
Bardzo ciekawa refleksja. Tak, inspiracje mozna czerpac ze wszystkiego, pod warunkiem, ze ma sie oczy i uszy szeroko otwarte 🙂 Pozdrawiam serdecznie!
To prawda 😉
Bardzo bardzo lubię takie motywujące cytaty 🙂
Ja też 😉
Z tą inspiracją różnie bywa! Ja jestem zdania, że inspiracje zazwyczaj przychodzą, kiedy jesteśmy w stanie odprężenia i nie odczuwamy stresu. 🙂
Zależy pewnie od inspiracji 🙂 Wygląda na to, że są różne gatunki
Bardzo ciekawie to opisałaś 🙂 Moje inspiracje wyłapuję najczęściej wtedy, gdy robię coś nowego lub robię coś w inny sposó niż zwykle. Gdy tylko pojawia się choćby cień nudy czy monotonii, nie potrafię się zainspirować do niczego twórczego 🙂
Ciekawie 😉 Inspiracja lubi właśnie przychodzić w takich momentach.
Jednym słowem, inspiracja jest wszędzie, wystarczy tylko po nią wyciągnąć rękę. 🙂
To prawda 😉 Trzeba tylko być uważnym