Papkin
Ach, na serca mego grzędzie
Niech twe ziarnko bujać raczy:
A zadatek ten twój mały
Puści korzeń wiecznotrwały.
Zemsta, Aleksander Fredro
AKT II
Scena VII
W pomieszczeniu zjawił się Papkin.
— Jak na pustyni arabskiej złote słońce skwarem uśmierca lilię, aż skłoni się jej biała głowa. A kropla rosy prosto z nieba zwraca jej życie i unosi wysoko ponad chmury. Tak samo władcza i czynna jest twoja miła obecność dla twojego sługi, piękna córko starosty — Szlachcic się ukłonił. — Bliski byłem zwiędnięcia, gdy twe oko wszystko zmieniło. Niech bogowie pozwolą, że — nim przeminie życie — stanę się twoim żarem i twoją rosą. — Głęboko się ukłonił.
Klara ukłoniła się nisko i rzekła z ironią, która trzymała się jej już przez całą rozmowę:
— Zaszczytem jest dla kobiety dostać tak sławnego męża, który włada i poezją, i mieczem. Jednak dziś każdy młodzieniec rzuca czcze słowa i trudno im wierzyć.
— Czy tak trudno uwierzyć w to, że się kocha piękną Klarę? Czy trzeba aż składać przysięgi?
— Że się kocha? Nie, nie trzeba. A że zawsze będzie tak samo, to i przysięga nic nie znaczy.
— Ach, niech twoje ziarno wzrośnie na grządce mojego serca, a zapuści wieczny i trwały korzeń.
— W dawnych czasach rycerz, zanim wyznał miłość, musiał się zasłużyć, zdobyć sławę. Na cześć swojej ukochanej brał udział w turniejach i po dziesięciu zrzucał z koni swoją kopią. I dopiero gdy ukłonił się przed lubą, by odebrać nagrodę, prosił, by pozwoliła się kochać i by mógł pod jej barwą walczyć, żyć i umierać.
— Po tym stroju i tej broni — wskazał na siebie i szablę — widać, że jestem prawdziwym, doświadczonym żołnierzem. Niech moja Artemida, groźna dla całego świata, napęczniała krwią, przemówi, choć ten jeden raz, by dać wam wiarę, a mnie chwałę. — Zaczął mówić z coraz większym zapałem. — Gdzie na skale stoi gród kamienny, gdzie mury pełne dział, gdzie bagnety, dzidy, szable, tam był Papkin, zuchwały lew i doskonały strzelec. Jęk, krzyk, ryk i śmierć wokół. Tu bezbronny błaga o przebaczenie, dziewica załamuje ręce, matka z dzieckiem płaczą. Ale gdy spada moje ramię, ci, co żyli, są już umarli.
Klara parsknęła śmiechem.
— Wybacz mi — kontynuował Papkin — to rycerskie uniesienie. Ale jak widzisz, zdobyłem już sławę i brakuje mi tylko pozwolenia.
— Zatem zezwalam.
Szlachcic przyklęknął.
— Przyjmij moje śluby…
— Hola, hola! — przerwała mu. — Teraz musisz przejść przez lata próby, które dowiodą twojego posłuszeństwa, wytrwałości i odwagi.
— O królowo najpiękniejsza! Ozdobo ludzkości! Powiesz tylko, że mam skoczyć w ogień, a twój Papkin zginie w ogniu. — Wstał.
— Nie mam tak bezlitosnych żądań. Klejnot rycerstwa nie może rzucić się na pastwę ognia. Nie, powtarzam za to: wymagam próby posłuszeństwa, wytrwałości i odwagi.
— W każdej znajdę powód do dumy.
— Jeśli chcesz dać dowód posłuszeństwa, musisz milczeć przez sześć miesięcy.
— Nic nie mówić?
— Tak, nic więcej. Wytrwałość oznacza życie o chlebie i wodzie…
— Ale niezbyt długo.
— Rok i sześć dni.
— Już umarłem — jęknął boleśnie. — Ale zawsze będę twoim sługą.
— A jeśli chodzi o odwagę, to musisz udać się do odległej krainy, gdzie żyje jadowity stwór nazywany krokodylem. W najmężniejszych budzi trwogę. Musisz go złapać i przyprowadzić, by mnie zabawiał. Jestem bardzo ciekawa, jak wygląda ten stwór. A ten, kto spełni te żądania, stanie się moim mężem. — Ukłoniła się i wyszła.
Scena VIII
— Krrrokodyla?! — wykrzyknął po dłuższej chwili Papkin i dodał ironicznie: — Tylko tyle! Co za pomysł, u kaduka! — zaklął. — Dzisiaj pannom krokodyle w głowie, bo każda szuka dreszczu strachu. Teraz modne jest to, co może zabić, co jest szkaradne! A dawniej młoda panienka poprosiłaby miłym głosem kochanego o kanarka, a dziś grozi, że jeśli nie chce się jej zguby, to trzeba jej przynieść krrokodyla. — Zamilkł na chwilę. — Post, milczenie, to proste. Przecież nie postawi przy mnie strażników. Ale potwór to nie byle co. Diabeł go przyprowadzi, a nie Papkin.
Szedł właśnie ku prawym drzwiom, gdy tamtędy wybiegł Wacław.
— Ha! — wykrzyknął szlachcic.
— Co?
— Nic.
— Masz i milcz, bo wszystko wiesz. — Wacław rzucił mu sakiewkę ze złotem.
Papkin zręcznie złapał sakiewkę.
— Tak, wiem.
Młodzieniec wyszedł.
— Wiem? Nic nie wiem — rzekł Papkin po chwili milczenia. — Czy zostaje, czy odchodzi, za co płaci. Nic nie wiem. Wiem, że postąpił dobrze, dając mi złoto, ale nie wiem, czy nie spotka mnie jakaś kara u Cześnika. Wiem, jak młodzieńca zdradzić, a on jest gotów do mnie strzelić z wiatrówki. Ale czy uratuję się z rąk Cześnika? Wiem i nie wiem, to diabelska sprawa. Dobrze powiedział pan Benet: Szczęśliwy, kto posiada. — Podrzucił sakiewkę.
Scena IX
Cześnik wszedł do pomieszczenia środkowymi drzwiami.
— Pogratuluj mi sukcesu, waszmość — od progu zaczął Maciej. — Dzisiaj odbyły się moje zaręczyny i to już nieodwołalne. Podstolina się zgodziła.
— Wiem dobrze, jak trudne to było do osiągnięcia. Przecież sam brałem w tym udział.
— O, patrzcie no go. Mnie się pytaj o to. — Obejrzał się. — Nadarzyła się idealna, miła chwila. Zerknęła na mnie, zaczęła flirtować, więc podjąłem te zaloty. I tak od słowa do słowa coraz bliżej… bliżej… cmok! Wreszcie! — Kontynuował dobrodusznym tonem: — Jak się zawstydziła. Spłonęła niczym karmazyn, a ja się zmieszałem i zaraz chciałem wziąć nogi za pas. Wtedy zawołała: „Stój, Macieju. Niech się stanie tak, jak chcesz. Przyjmuję twoją wolę w pokorze, a tu masz pierścień. Niech nam Bóg błogosławi”.
— Niech cię kaci. Wielka mi rzecz.
— Z szacunkiem, u kaduka, bo inaczej… — Wskazał na drzwi.
— Zawsze byłeś skory do gniewu. Jak by te spory wyglądały, gdybym bardziej nas sobą nie panował. Ale przejdźmy do ważniejszych spraw.
— Tak proponuję.
— Ten młodzieniec, który pracował u Rejenta, chciał się nająć na dworze waszmości. Jest zwinny, wierny, zdolny, ale co po tym wszystkim. — Pochylił się i rzekł, jakby wypowiadał tajemnicę: — Słyszałem, że nadużywa alkoholu.
— Pije czy nie i tak nie zamierzam go przyjmować. Nie będę zbierał tego, co Milczkowi już się nie przydaje. Chyba tylko, gdyby Rejent pragnął go zatrzymać, to na przekór, bym go przyjął. Będzie mógł to dobrze poznać, bo powziąłem inny plan. Za to, że gdzieś tam jest dziura w murze, zamierza mnie ten szlachciura pozywać do sądu, a ja zamierzam wezwać go na pojedynek. A ty pójdziesz wyzwać go, mocium panie. Niech stawi się około czwartej przy trzech kopcach w Czarnym Lesie.
Jeśli mu utnę jedno ucho, to może wyniesie się z drugim — pomyślał Cześnik.
— Lepiej to napisać — zaproponował Papkin.
— Broń Boże! Tam potrzeba kogoś mądrego.
— Muszę się przyznać, że od mojej ostatniej słabości tak zgłupiałem.
— To możliwe.
— Zatem…
— Ale wykręt ci nie pomoże.
— Miej Boga w duszy i nie wysyłaj nieboraka. Zanim utniesz mu uszy w lesie, mnie może spotkać jakaś hańba. Przecież jeszcze rano mówiłeś, że jest gotów otruć lub zabić skrycie.
— Skrycie? Nie, nie na bożym świecie.
— Niech to — mruknął niezadowolony.
— Mnie przecież nie utnie głowy.
— Diabeł nigdy nie śpi.
— Brednie!
— A jeśliby mnie… — Pokazał, jakby ktoś go powiesił.
— A niech tylko spróbuje. Wyrządzę mu dotkliwą szkodę.
— Co mi po tej szkodzie, jeśli zadyndam gdzieś na drzwiach.
— Wiesz, Papciu — rzekł, głaszcząc go. — Wykonaj to dobrze, a do twojej kieszeni spadnie sporo złota. — Ucałował go w czoło i wyszedł lewymi drzwiami.
Papkin skrzywił się, pokiwał głową i opuścił pokój przez środkowe.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Cóż za wymagająca młoda dama z tej Klary – doskonale wie jak zniechęcić mężczyznę.:)
A Papkina mówi zniechęcić, przecież na nią Wacław czeka 😉
Jak zawsze nie zawiodłam się-czytało się świetnie. Ciekawa jestem co będzie następne w Twojej wersji
Jeszcze zostało mi trochę Zemsty 😉 Ale następnie planuję wziąć się za Wesele.
O chlebie i wodzie przez taki czas – to ja chyba tak samo jak Papkin, chociaż wierna już martwa z głodu 😉
Ja ledwo daje radę jeden dzień na takim poście 😉 Nie wyobrażam sobie tak długiego czasu
Świetne, lepiej czytało się niż u Fredry, a pamiętam tę sztukę bardzo dobrze 🙂
Dziękuję 😀
Kolejna fajna opowieść , już mi brakuje słow bo dobrze się czyta.
Dziękuję 😉
Ja już sobie odświeżyłam Zemstę w oryginale. Jest nie tylko świetna kompozycyjnie.
Dziękuję 😉
Dobrze pamiętam te fragmentu, bo w zeszłym tygodniu odświeżyłam sobie oryginał.
Świetnie 😀
Zemsta w twoim wydaniu jest o wiele lepsza niż ta co ją pamiętam ze szkoły.
Dziękuję 😉
„Jeśli nie chcesz mojej zguby,/ Krokodyla daj mi, luby”: uwielbiam ten cytat. Mimo, że “Zemsta” nigdy nie należała do mich ulubionych lektur, mam z nią wiele miłych wspomnień szkolnych. Kiedyś musiałam zagrać scenkę na lekcji, w której występowałam jako Podstolina. Wraz z kolegą odegraliśmy ten fragment, oczywiście dusząc się ze śmiechu. Cała klasa miała z nas ubaw. 🙂
Super 😀 My na lekcjach odgrywaliśmy jedynie Dziady i Polikarpa