Papkin
Więc Cześnika prośba niesie,
Abyś waszmość circa quartam
U trzech kopców w Czarnym Lesie
Stanął z szablą do rozprawy.
Zemsta, Aleksander Fredro
AKT III
Scena IV
Do pokoju wszedł zlękniony Papkin.
— Czy można wejść?
— Proszę bardzo — odrzekł Milczek.
Papkin ukłonił się nisko i odezwał się nieśmiałym głosem:
— Nie mylę się pewnie, że oto spotykam gospodarza tego domu, Rejenta. Niezwykły to dla mnie zaszczyt widzieć pana.
— To ja, we własnej osobie, sługa uniżony — powiedział pokornie. — A czy wolno zapytać, kogo witam w swoim domu?
Hm! Pokorny ten szlachciczek, z każdym słowem ustępuje. Nie potrzebna była moja grzeczność — pomyślał Papkin, a śmielszym głosem rzekł:
— Jestem Papkin.
Rejent wskazał mu krzesło na środku, a sam stał nieporuszony z założonymi rękami. Papkin przypatrywał mu się uważnie i pomyślał:
Sądzę, że zakończę to bez pomocy.
Potem wyciągnął się wygodne na krześle i powiedział:
— Jestem Papkin, lew północy, sławny rotmistrz i kawaler. — Wskazał na ordery. — Tak czy siak, mądry w dawaniu rady, odważny w walce i przeciwny pokojowi. Szwedzi, muzułmanie, Sasowie, Włosi i Hiszpanie poznali ostrze mojej Artemidy, którym włada wprawna ręka. Mówiąc krótko, cała kula ziemska mnie poznała. A teraz, bratku, podaj mi wina.
Rejent chwilę się zawahał.
Nie jest mądry ten, kto nie potrafi wykazać się cierpliwością — pomyślał.
W końcu wyciągnął butelkę spod stolika nakrytego narzutą. Spojrzał na nią pod światło, nalał kieliszek i podał Papkinowi. A ten rzekł do siebie:
O! Brat szlachcic okazuje się prawdziwym tchórzem. Może po wykonaniu zadania od Cześnika, uda mi się coś jeszcze tutaj zyskać.
Gość wziął łyk wina.
— Cienkie. — I kolejny. — Lura — I znów się napił.
Zanadto jesteś śmiały — pomyślał Rejent.
— Prawdziwa lura, bracie. Nie macie może czegoś lepszego? — spytał Papkin.
— Wybacz, waszmość, ale nic nie zostało.
— I tak to jest z naszą szlachtą. — Dalej mówił pogardliwie: — Siedzi na wsi, sieje, zbiera, zrzędzi, zanudza. Ale nie stać jej na to, by podać wina. — Wstał i podszedł do stolika, by dolać sobie trunku, a Rejent śledził go nieporuszony. — A sama butelka przeraża swoim wyglądem. Potem szlachcic prosi: “jeśli łaska”. Nie proś, nie nudź, szlachciczku, ale podaj lepszego wina.
— Ale mości dobrodzieju…
Papkin znów się napił.
— Mętne, kwaśne, prawdziwa lura, mój Rejencie.
Potrzeba wiele cierpliwości. Niech się dzieje wola nieba — pomyślał Milczek.
— Odwiedź moje wszystkie piwnice — kontynuował Papkin. — Gdzie są trunki z połowy świata. Gdzie stoi rzędem sto beczek. Jeśli znajdziesz coś takiego, to dam ci, bratku, konia z rzędem.
— Pozwól, że zapytam, drogi panie. — Ukłonił się nisko. — Bo nie znam przyczyny, dla której syn wojny odwiedza moje nikczemne progi.
— Chcesz wiedzieć? — Rozparł się na krześle obok stolika.
— O to proszę.
— A więc wiedz, nicponiu , że przybywam tutaj z polecenia jaśnie wielmożnego Cześnika Raptusiewicza, którego w jego zamku tego ranka odważyli się napaść twoje służalcze dzikusy.
— Mów, ważmość, trochę ciszej, twój sługa ma dobry słuch.
— Będę mówił tak, jak chcę.
— Ale mnie od tego boli głowa.
Papkin powiedział jeszcze głośniej:
— To, że komuś strzyka w uszach lub że ma chorą głowę, nie zamieni w słowiczą pieśń tubalnego i donośnego głosu.
— Ale ja mam ludzi i każę cię wyrzucić przez okno — rzekł słodkim głosem gospodarz.
Papkin przy kolejnych słowach Rejenta powoli zaczął wstawać i zdjął kapelusz.
— A to całkiem spory kawał w dół — dodał Milczek.
— Nie trzeba.
— Jest tam ktoś. Hola! — zakrzyknął.
— Niech się pan nie trudzi.
— Pan z łatwością stąd wyjdzie. — Potem zwrócił się do służących: — Zaczekajcie we czterech na zewnątrz.
— Ale na co to, sąsiedzie, takie spory między nami.
— Teraz słuchaj, waszmość. — Posadził go na krześle. — Proszę bardzo, proszę bardzo. — Usiadł naprzeciw. — Z jaką sprawą pan przychodzi? — Nie spuszczał oczu z Papkina.
— Jesteś trochę zbyt gwałtowny. Nie wiedziałem, a Bóg mi świadkiem, że masz aż tak czuły słuch. Ostrzeż, proszę, jeśli przypadkowo powiem jakieś słówko za głośno.
— Czy w końcu się dowiem, jaka to sprawa.
— Zaraz — rzekł cicho. — Cześnik prosi…
— Hę!
— Mam mówić głośniej?
Rejent przytaknął.
— Cześnik prosi… To znaczy chce, by w jednej chwili zakończyć to, co… zrobili… — Nie potrafił uniknąć wzroku Rejenta, przez co zaczął mieszać się coraz bardziej. — Dobrze mówię… co zrobili… nieporozumieniem… tak jak wiadomo… że tak… to znaczy… sprzy… sprzyja…
Odwrócił się i pomyślał:
— To jakiś szatański wzrok, który zwija język w trąbę.
— Nie potrafię nic z tego zrozumieć. Zbyt zawile mówisz, waszmość — odparł Rejent.
Papkin wstał.
— Bo to… te… wybacz mi, panie, ale to wino było trochę mocne. A nie umiem dobrze przemawiać. — Dodał ciszej: — Czy tamci czterej stoją jeszcze pod drzwiami?
— Jednym słowem, czego chce mój sąsiad?
— Ale poseł się trochę…
— … Boi — dokończył. — Bez obaw, serdeńko.
— A zatem Cześnik prosi, by waszmość zjawił się koło czwartej przy trzech kopcach w Czarnym Lesie. I stanął do walki z szablą w ręce.
— Stary Cześnik wciąż jest żwawy — rzekł ironicznie.
— Ba! — odezwał się śmielej. — Przecież wszyscy wiedzą, że jego ciosy zawsze dosięgają celu. W całym powiecie utarł nosa szlachcie. Tylko jeszcze…
— Ciszej, proszę.
Papkin obejrzał się na drzwi.
— Tak, prawda, ciszej. Zatem cicho przedstawiam jego prośbę i dołączam moją — o krótką odpowiedź.
— Takiej udzielę mu listownie. Ale jak się to dziwnie składa. Przecież jutro bierze ślub.
— Jedno drugiemu nie przeszkadza. — Znów zaczął mówić śmielszym głosem. — Rano małżeństwo, w połowie dnia walka, wieczorem zabawa, a w nocy…
— Cicho.
— Tak, prawda, cicho.
Trudna sprawa — pomyślał Papkin. — Ani mrumru. Co mnie tu przywiodło?
— Wielkim uczuciem darzy go przyszła żona? — zapytał ironicznie Rejent.
— Fiu! fiu! Z zakochania trzy razy dziennie popada w mdłości. A Cześnik także darzy ją głębokim uczuciem. Będzie to wspaniała para. I wierzę, że też wierna w każdej sprawie.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Nie czytałam jeszcze poprzednich części, więc mam co nadrabiać.
To prawda 😉 Miłego czytania
Kokejny fajny odcinek , czekam na więcej
Dziękuję 🙂
Bardzo mi przykro, ale znalazłem rym:
Zaczekajcie w czterech pod drzwiami.
— Ale na co to, sąsiedzie, takie spory między nami.
🙂 🙂 🙂
Dziękuję 😉 W sumie to dobrze, że jesteś uważnym czytelnik. Staram się wyłapywać takie rzeczy (a potem mój Mąż-korektor), ale czasami takie rzeczy zostają. Dlatego dzięki jeszcze raz i już myślę nad popraweką.
Bardzo ciekawa lektura
Dziękuję 😉
Jeśli pamięć mnie nie myli w następnej scenie wejdzie Pani, która lubi mieszać.
Tak będzie, ale to w następnym razem 😉
W ogóle Podstolina pod pewnym względem podobna jest do Telimeny z Pana Tadeusza. Wspomniane wyżej dzieło Mickiewicza i Fredry mają wiele wspólnych wątków.
Nie zastanawiałam się wcześniej nad tym, ale w sumie masz rację 🙂 Można by to głębiej zbadać
Super to jest ciekawe co robisz. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że zmieniasz coś tak fantastycznego jak Zemsta i… to nadal jest genialne! Wiem, że już pisałam, ale kocham Zemstę i w ogóle Fredro.
Dziękuję 😀