Wyspa, która ukazywała się przed nami, była piękna. I gdyby nie to, że marynarze nazwali ją inaczej, byłbym w stanie uwierzyć, że to Kraina Szeptów, do której pragnąłem dotrzeć. Z tej odległości wydawało się, że cała składa się z zielonych i brązowych plam, a gdzieniegdzie dostrzegałem też kwitnące na różowo i pomarańczowo drzewa. Razem tworzyło to niesamowity obraz na tle błękitnego nieba i spokojnej wody.
Od Trevena wiedziałem, że po tej stronie znajduje się kamienista plaża, a grotę sam zauważyłem. Była na tyle ogromna, że nasza Błękitna Mewa zdawała się zaledwie zabawką dziecka. Kamienną jaskinię ozdabiały zielone pnącza, które sięgały aż do wody. Nad wejściem tworzyły też coś na wzór krótkiej zasłony. Choć powinna mnie przerażać ta ziejąca pustką przestrzeń, to czułem spokój, jakby to było miejsce, do którego powinniśmy dotrzeć.
Moglibyśmy tam wpłynąć bez problemu, gdyby nie skały, o których mówił Seffin. Wyrastały z wody niczym ostre zęby i nie zamierzały raczej nikogo dopuścić do jaskini, która obiecywała bezpieczeństwo. Wydawało mi się, że są tak blisko siebie, że nasz statek w ogóle sobie z nimi nie poradzi.
– Rozbijemy się na tych skałach – powiedziałem do siebie.
– Nie z naszym kapitanem – odezwał się Treven. – Nie z takimi rzeczami sobie radził.
Zerknąłem niepewnie na Seffina. Jednak ten nie interesował się niczym poza grotą, którą mieliśmy przed sobą. Pewnie trzymał dłonie na sterze, a jego twardy wzrok dodawał mi swoistej nadziei.
– Kto nie jest potrzebny na górze pod podkład – zarządził Rekan, a jego wzrok na dłużej zatrzymał się na mnie.
– Tajes – odezwali się zgodnym chórem marynarze i rozeszli w swoich kierunkach.
– Ciebie też to dotyczy – zwrócił się bezpośrednio do mnie. – Będziesz tu tylko wadził.
– Tak jest – odpowiedziałam cichym, zmęczonym głosem i poczłapałem do siebie.
Jednak zanim zszedłem pod pokład, odwróciłem się i ujrzałem, że Rekan gdzieś już zniknął. Zaraz więc zacząłem szukać kryjówki na pokładzie, ale nic nie pozwalało mi się tutaj bezpiecznie schronić przed wzrokiem załogi – większość rzeczy wylądowała przecież w wodzie. A skrycie się pod schodami nie wchodziło w grę. W nocy by mnie może tam nikt nie zauważył. Ale w ciągu dnia wyróżniałbym się w cieniu swoją wciąż jasną karnacją.
– Nie sposób się ciebie pozbyć – usłyszałem wtem za sobą Rekana. – Nie rozumiesz prostych poleceń.
– Ja… tylko…
– W takim razie przydaj się na coś – powiedział już łagodniejszym tonem. – Idź do Trevena i razem z innymi będziesz pilnował, byśmy nie rozbili się na tych skałach. I pod żadnym pozorem nie wchodź na mostek kapitański. Seffin potrzebuje teraz pełnego skupienia.
Ucieszyłem się, że w końcu nie odsuwają mnie na bok od wszelkiego działania i pozwalają coś zrobić. Zamierzałem dobrze wywiązać się z tego zadania.
Od razu zobaczyłem Trevena, który trzymał w dłoni długie wiosło spuszczone do wody. Inni trzymali je po dwóch, więc podszedłem do tego marynarza, by zaproponować swoją pomoc. Od razu ją przyjął. I w krótkich słowach wyjaśnił, co mam robić. Choć wierzyliśmy w umiejętności Seffina, to nie był on w stanie przewidzieć wszystkiego. Dlatego staliśmy przy burtach, żeby się odepchnąć od skał, gdybyśmy za blisko nich podpłynęli. Tylko tyle i aż tyle. Mieliśmy przecież przesunąć cały statek.
– Robiliście kiedyś coś takiego? – spytałem niepewnie.
– Czegośmy nie robili? – odrzekł jedynie.
Nie powiem, że to była prosta praca, ale przynajmniej pozwalała zapomnieć o łowcach. Starałem się skupić całkowicie na zagrożeniu, jaki stanowiły zbliżające się skały, a nie na mordercach, którzy wciąż nam nie odpuszczali.
– Teraz – rzucił do mnie Treven i wspólnymi siłami – razem z innymi członkami załogi – odepchnęliśmy się od skały, która omal zarysowała burtę.
Lawirowanie między skałami wymagało ciągłego skupienia. Jedna chwila rozproszenia załogi, a skała mogła przebić poszycie. Co prawda Rekan już nie raz sobie radził z dziurami w statku, ale nie wiedziałem, czy znalazłby czas na naprawianie szkód, kiedy łowcy byli tak blisko.
Gdy na chwilę zerknąłem za siebie, zauważyłem, że nie zamierzają tak łatwo się poddać.W podobny sposób co my wpłynęli między skały. Ich statek był jednak większy, więc musieli znacząco zwolnić, co dawało nam pewną szansę na ucieczkę. Ale tylko niewielką. Jeśli bowiem wpłyniemy do jaskini, a oni za nami, to będzie już po nas. Powiedziałem o tym Trevenowi.
– Nie takie rzeczy robiliśmy – rzekł ze szczerym uśmiechem.
Naprawdę go nie potrafiłem rozgryźć. Raz wyglądał jakby zaraz miał paść trupem ze strachu, a kiedy indziej – gdy dla mnie sytuacja była beznadziejna – wyglądał, jakby wszystko było w najlepszym porządku.
Potrząsnąłem głową i oparłem się całym ciężarem na wiośle, by odepchnąć się od skały. Drzewiec zatrzeszczał, ale wytrzymał tę siłę.
– Będziemy musieli pożegnać się z wiosłami – usłyszałem niski głos innego marynarza. Mówił tak, jakby było to coś więcej niż tylko kawałek drewna.
Jednak nie miałem czasu się na tym skupiać, bo kolejna skała się do nas zbliżała. Ledwo ją dotknęliśmy, a coś wstrząsnęło naszym statkiem. Przekleństwo Seffina słyszeli pewnie nawet łowcy.
– Co się stało? – spytałem, gdy udało mi się pozbierać z podłogi.
Treven zdołał utrzymać wiosło, ale zauważyłem, że marynarze obok nas stracili własne.
– Jesteśmy na coraz większych płyciznach – wyjaśnił mi, ale w jego głosie wyczułem kłamstwo.
Zerknąłem za burtę. Wydawało mi się, że woda powinna być głęboka na przynajmniej sto jardów, a nasz statek nie miał przecież takiego zanurzenia.
– Nie rozumiem – powiedziałem.
– Zawadziliśmy o skały pod nami. Ale wygląda na to, że bez większych strat.
– Wyrzucamy resztę – usłyszałem zarządzenie Rekana, a na mnie padł blady strach.
Notatki, książki, ubrania. Czy rzeczywiście zamierzał wyrzucić też mój bagaż? Nie musiał nawet mi mówić. Wystarczy, że zjawił się przy mnie.
– Zostaw tylko najniezbędniejsze rzeczy. Reszta do wody – rzekł. – Przykro mi – dodał ciszej.
Choć ostatnio traktował mnie dosyć ostro jak mistrz swojego ucznia, to widziałem, że teraz rzeczywiście nie jest mu łatwo podjąć tę decyzję.
Marynarze mieli pozostać przy wiosłach, aż ci spod pokładu uporają się ze swoimi rzeczami. Sam zostałem razem z Trevenem, a w głowie ustalałem, co wyrzucę. Uznałem, że poradzę sobie bez większości ubrań. Zamierzałem zostawić tylko jeden komplet na zmianę, trochę bielizny i dodatkowe buty. Wszystkie książki miały wylądować w wodzie. Chciałem też nie wyrzucać notatek, ale ostatecznie i z nich zrezygnowałem. Poza jednymi – moim dziennikiem.
Gdy w końcu nastąpiła zmiana przy wiosłach, pognałem do siebie. Wyjąłem na swoją koję to, co miało zostać, resztę wrzuciłem do walizki i wyniosłem na górę. Tam Treven odebrał ją ode mnie i już po chwili widziałem, jak mój dobytek ląduje w wodzie. Powtarzałem sobie, że to tylko rzeczy. Że mogę kupić sobie nowe po powrocie do domu. Że książki też odkupię. I co z tego, że jedna czy dwie były tak unikatowe, że przejechałem pół świata, by je zdobyć. Teraz najważniejsze było nasze przeżycie. Jednak powtarzanie sobie tego nie sprawiło, że ból z powodu straty stał się dla mnie bardziej znośny.
– Słusznie postąpiłeś. – Dłoń Rekana pojawiła się na moim ramieniu. – Tam, gdzie płyniemy, to i tak by ci się nie przydało.
Pokiwałem w milczeniu głową.
Potem poszło już prościej. Ominęliśmy większość skał, o kilka się otarliśmy – jakimś niezrozumiałym dla mnie sposobem nie uszkodziliśmy przy tym kadłuba. I w końcu dopłynęliśmy do groty. Wtedy dopiero mogliśmy wciągnąć wiosła na pokład i odsapnąć po tym zadaniu.
Obejrzałem się za siebie na statek łowców. Zatrzymali się gdzieś na początku skalnej drogi. Albo utknęli na skałach, albo zdawali sobie sprawę, że dalej nie dadzą rady wpłynąć. Mimowolnie uśmiechnąłem się. Byliśmy na razie bezpieczni.
Słońce zniknęło, a my znaleźliśmy się w ciemnej i ogromnej grocie. Zaraz Rekan rozkazał zapalić lampy, które oświetliły nasz statek. Marynarze powiesili je przy burtach, ale to i tak nie rozświetliło całego mroku. Płynęliśmy spokojnie, a woda obijała się o naszą burtę. Nie było słychać nic więcej, jakby wszelkie dźwięki pozostały całkowicie za nami.
– Zarzucić kotwicę – zarządził Seffin, a rozkaz od razu wykonano.
Zatrzymaliśmy się w środku groty.
Rekan zaraz zajął się rozdzielaniem obowiązków. Część załogi miała zostać na pokładzie, a kilka osób płynąć z nim i Seffinem dalej.
– Zostajesz czy idziesz? – zapytał mnie oficer.
Skoro miałem wybór, to chciałem ruszyć z nimi. Przynajmniej mógłbym dowiedzieć się więcej o tym, czym jest ta wyspa.
– Masz się słuchać – przestrzegł mnie. – Jeśli nie, osobiście wyrzucę cię za burtę.
Skinąłem zaraz głową.
– I nie waż się odzywać. Nie znasz tego ludu ani ich mowy. A nie możemy pozwolić na to, że przez ciebie będą chcieli nas zgładzić.
– Co z łowcami? – spytałem, gdy zmierzaliśmy już do szalup.
– To już nie nasz problem. Nie wpłyną tu. Gdy jeszcze z nimi pływałem, widziałem nieraz ich próby. Każda kończyła się zatopieniem statku. Te skały mają własny rozum. Nie wpuszczają tutaj nikogo, kto ma złe zamiary. Nawet maleńka łódeczka łowców nie jest w stanie tutaj wpłynąć.
– Myślące skały? Żartujesz.
– Nie, Casieri – rzekł w pełni poważnym tonem. – To kolejne stworzenia, które żyją na tych wodach. Są na tyle inteligentne, że wyczuwają zagrożenie.
– To dlaczego nas nie przepuściły tak po prostu. Po co wyrzucaliśmy rzeczy?
– Bo mimo wszystko to są stworzenia, które mają swoje kaprysy. Lubią podpływać blisko statków, bo tylko wtedy mogą się przekonać, kto jest na pokładzie.
– Ale Seffin się wahał – przypomniałem.
– Gdybym widział inne rozwiązanie, nawet bym tego nie proponował, szczurze lądowy – rzucił bez przekąsu. – Naszą załogę znają i gdybyśmy płynęli sami, dosyć szybko by odpłynęły i nas przepuściły. Ale ty jesteś dla nich obcy i nie umiały dobrze określić twoich intencji. Seffin to rozumiał i nie chciał ryzykować. Jednak wygląda na to, że uznały cię za godnego, by tu wpłynąć. A teraz bierz jedną lampę i wsiadaj do łódki. Czeka nas trochę wiosłowania do brzegu.
Wykonałem polecenie i usiadłem na przodzie, gdzie zawiesiłem latarnię. Poza mną był tu jeszcze Treven, Rekan i dwóch innych marynarzy, którzy jako pierwsi mieli wiosłować. Zwodowaliśmy szalupę i zabraliśmy się do pracy. I tak coraz bardziej oddalaliśmy się od Błękitnej Mewy ku nieznanemu.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Super się czyta! W wolnej chwili muszę nadrobić poprzednie ,,odcinki”.
Dziękuję 😀
Kolejna ciekawa tresc pozdrawiam
Dziękuję 😉
Naprawde ciekawa historia i dobrze sie czyta 🙂
Dziękuję 🙂
Jak zawsze dobrze się czyta, czekam na kolejne powieści.
Dziękuję 🙂
Takie lekkie pióro to powinno mieć więcej osób, bo tekst zawsze jest ciekawy i zrozumiały.
Dziękuję 😉