Podstolina
Kłaniaj mu się bardzo grzecznie,
Powiedz oraz, jak mą duszę
Zbyt boleśnie żal przenika,
Że się tak z nim rozstać muszę.
Zemsta, Aleksander Fredro
AKT III
Scena V
Do pomieszczenia weszła Podstolina.
— Przybyłam na twoje wezwanie — zwróciła się do Rejenta. — Niech to będzie dowodem tego, że zmieniłam swoje zamiary. Nie straciłam wiele czasu na zastanawianie się, bo rzadko myślę, ale za to chętnie biorę się do działania. Nie powiedziałam Cześnikowi, że wolę sąsiada zamiast niego. Za to przybywam tutaj z podpisaną umową. — Podała mu złożoną kartkę. — Jedną kopię daje panu, a druga zostanie u mnie. Zatem chętnie powitam cię jako synowa, gdy tylko wszystko będzie pewne.
— To dla mnie wielki zaszczyt, miłościwa pani, i bardzo pomyślna wiadomość, że tak chętnie przyjęłaś moją prośbę do swojego serca — odezwał się Rejent. — Tak, miłościwa pani, to dla mnie ogromny zaszczyt. A dla moich potomków jeszcze większy, że chcesz zostać żoną mojego syna. Niechaj zatem będzie mi wolno, w tym lichym miejscu, paść do twoich stóp jako sługa i podnóżek. — Pocałował ją w rękę.
Co ja tu słyszę? — pomyślał Papkin. — Co tu się wyprawia? Odebrał żonę Cześnikowi i zamierza ją wydać za swojego syna. Gdy tylko Raptusiewicz się o tym dowie, dobierze mu się do skóry.
— Nie myśl, mój Rejencie, że zmieniłam swoje zamiary z chęci do czegoś innego. Twojego syna dobrze znam. Bardzo dobrze znam. Dlaczego miałabym się z tym kryć? Był kochany i sam szczerze mnie kochał.
— Tak się sprawy mają. — Klasnął w palce Papkin.
— Co to znaczy? Papkin tutaj? — zdziwiła się Podstolina.
— Tak, Papkin tutaj czeka, aż go Anna raczy zauważyć.
— Waszmość znosisz tego człowieka? — rzuciła do Rejenta, a potem odwróciła się znów do Papkina. — Precz mi z oczu!
— Idę. — Zaczął się oddalać z pośpiechem.
— Czekaj! — rzucił Milczek.
— Czekam.
— Kopia.
— On swoimi nieuczciwymi słowami, wymusił na mnie, słabej kobiecie, obietnicę — odezwała się Podstolina.
— Ja? — spytał posłaniec Cześnika.
— Gdyby nie ta zmiana, to ja, biedna, musiałabym żyć z tyranem.
Fatalny dzień — pomyślał Papkin.
— Z wolą nieba zawsze trzeba się zgadzać — rzekł Rejent. — A teraz dodam na piśmie odpowiednią informację, skoro Cześnik jeszcze nie wie o zmianie. Dobrze będzie, jeśli Papkin dostanie od ciebie zapewnienie i powtórzy to samo, co jest w liście.
Chce sprowadzić na mnie nieszczęście — pomyślał posłaniec.
— Przekaż mu, pani, co trzeba, a ja napiszę parę słów — dodał Milczek i wyszedł.
Scena VI
Papkin odprowadził go oczami.
— Podstolino? Mam temu wierzyć? Co to znaczy? Gdzie twoje sumienie?
— Proszę ciszej. — W drzwiach na chwilę ukazała się głowa Rejenta.
— Tak, prawda, ciszej.
Nawet przez mury ten diabeł słyszy — pomyślał Papkin, a na głos kontynuował:
— Ach, co ty robisz, Podstolino? Przez ciebie wszyscy umrą. Nie znasz Cześnika? Nie zniesie takiej zniewagi. Ogniem i bronią wprowadzi w ten dom śmierć. I zostaną z niego tylko gruzy. Bój się Boga, chodźmy razem. — Rozgląda się i prowadzi kobietę coraz dalej. — Ach, nie wiesz, gdzie się znalazłaś… w jakiej strasznej sytuacji… Cicho! Gdyby nie to, że moja dłoń dzierży groźną Artemizę… sza!… Niech nas Bóg broni!… Chodźmy dalej, przez drzwi i na schody.
Podstolina mu się wyrwała.
— Droga wolna — rzuciła.
— Niekoniecznie. Tam stoją czterej słudzy.
— Najpierw jednak weź moje pożegnanie dla Cześnika. Grzecznie mu się kłaniaj i powiedz, jak moją duszę przenika bolesny żal z powodu tego, że muszę się z nim rozstać. Niech nie karci mnie zbyt gwałtownie…
— Tych bredni ode mnie nie usłyszy, moja pani.
Scena VII
— Ciszej z łaski swojej — rzekł znów Rejent, gdy wszedł do pokoju.
— Prawda, ciszej — odparł pokornie Papkin.
— Oto list do sąsiada…
— To poselstwo jest dosyć podejrzane.
— Żegnam.
Papkin się ukłonił.
— Uniżenie ściskam nóżki i dziękuje za przyjęcie.
— Nie ma za co — powiedział Rejent.
— A, i owszem.
— Sługa, sługa uniżony. — Odprowadził go do drzwi.
— Proszę zawrócić.
— Tak nie wypada.
— Proszę.
— Tylko z góry.
— Nie pozwolę.
Otworzyły się drzwi, a za nimi ukazali się czterej słudzy.
— Jest tam który? — zawołał Rejent.
— Tylko bez takich ceremonii — odezwał się Papkin.
— Temu panu pokażecie drogę — zwrócił się do pachołków.
— Ściskam nogi. Sam mogę trafić.
— Weźcie go pod ręce i podajcie laskę. Na schodach jest ciemno, łatwo więc można upaść.
— Nogi ściskam. To nadmierna łaska. — Ukłonił się i w jednym susie znalazł się za drzwiami, które się za nim zamknęły. Po chwili dobiegł stamtąd łoskot, jakby ktoś zleciał ze schodów.
Podstolina zaczęła zbliżać się do Rejenta.
— Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba! — rzekł Milczek.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Ciekawy wpis, z przyjemnością skuszę się na lekturę pozostałych części.
Dziękuję i zapraszam 😉
Jak zawsze zaskakujesz swoją interpretacją klasyka 😉
Dziękuję 😀
Kolejny fajny odcinek, chce więcej.
Już niedługo 😀
Bardzo lubie Twoja Zemste proza 🙂 To swietne cwiczenie stylistyczne 🙂 Pozdrawiam!
Dziękuję ;D
Ja dalej jeszcze pamiętam oryginał i miło ją wspominam.
Super 😉
Nie sądziłam, że tak dobrze będzie mi się czytało Zemstę prozą 🙂
Miło mi to słyszeć