Po wydarzeniach z książki Porzucony, który ocalał.
Gdy tylko mrawy skończyły ryczeć, ruszyły na polowanie. Nie szły razem. Każdy wybrał inną ścieżkę, by móc w samotności zapolować. Nikt nikomu nie wchodził pod łapy. Wszyscy popędzili, by dorwać człowieka. Wszyscy poza Losinisem. Ten przysiadł na łapach i obserwował, jak jego młodzi pobratymcy ruszają na łowy. Sam nie miał najmniejszej ochoty, by w tym uczestniczyć. Zdawał sobie sprawę, że pewnie i tak nie zdoła dobiec pierwszy na miejsce, skoro już wszyscy go wyprzedzili.
Starszyzna przyglądała się temu wyścigowi. Zdawało się niemal, że mrawy zaraz stratują się nawzajem – tak bardzo pragnęły zwycięstwa. Sevios jednak prędko zwrócił uwagę na samotną postać, która siedziała w bezruchu. Zmarszczył stare brwi, po czym zszedł do mrawa, a za nim jego towarzysze, którym też rzuciła się w oczy jego postać.
– Widzę, że jak zwykle odstajesz od reszty – rzekł Sevios, gdy tylko stanęli przed Losinisem.
Ten od razu się podniósł i skłonił łeb z szacunkiem.
– Nie spieszy ci się – kontynuował starszy.
– Już idę – powiedział młody mraw do trawy pod swoimi łapami. Jednak nic nie wskazywało na to, by miał się ruszyć.
– Nie wątpię w to. – Uśmiech pojawił się na jego pysku. – Należysz do tych, którzy powinni już być w połowie drogi. Z tego, co słyszałem, jesteś szybki i powinieneś raczej poradzić sobie z byle człowiekiem.
– Tak będzie.
Sevios wiedział, że rozmowa ze starszyzną peszy wiele mrawów. Nie chciał zatem przedłużać tego i skinął na swoich towarzyszy, którzy bez słowa ruszyli za nim.
– Powodzenia – rzucił jeszcze do Losinisa, zanim się oddalili.
Mraw odetchnął z ulgą. Dopiero teraz zauważył, jak bardzo napięte były jego mięśnie podczas tak krótkiego spotkania ze starszymi. Nie spodziewał się, że do niego podejdą. Miał inne plany. Zamierzał zaszyć się w lesie i zaczekać, aż ktoś przyniesie łupy, a potem wrócić na swoją polanę. Liczył na to, że wtedy jego brat nie będzie go już dręczył. Jednak teraz musiał ruszyć na łowy. Skoro starsi zwrócili na niego uwagę, to pewnie potem zapytają, jak poszło mu polowanie. A wiedział, że ich nie wolno okłamywać.
Chcąc nie chcąc Losinis musiał ruszyć tropem człowieka. Choć wydawało mu się, że już pewnie i tak nie zdąży nawet znaleźć śladów, a co dopiero go dorwać. Westchnął. Ciężkie było życie wśród mrawów.
Nie czekał, aż ktoś jeszcze zwróci na niego uwagę, ale czym prędzej opuścił polanę i pognał przed siebie, ale nie w tym samym kierunku, co pobratymcy. Nie, to nie miałoby sensu. Zboczył bardziej na północ. Znał tam pewien szlak, którym człowiek mógłby przejść, gdyby tylko znalazł odpowiednią drogę. Nie była to najbezpieczniejsza ścieżka, ale z pewnością jedna tych, którą można było pokonać w pojedynkę. Pod warunkiem, że miało się oczy dookoła głowy i sporo siły w rękach.
Losinis nie pędził tak jak inni. Wiedział, że i tak nie miałoby to sensu. Przecież musi pokonać spory kawał drogi, zanim w ogóle może pomyśleć o szukaniu tropu, a upadek ze skał nie był czymś, czego chciałby doświadczyć. Szedł tak wąską ścieżką, że ledwo się na niej mieścił. Po prawej miał kamienną ścianę, po lewej przepaść pełną drzew. Dlatego właśnie ostrożnie stawiał łapę za łapą, gdy schodził szlakiem. Raz czy dwa zachwiał się podczas marszu, ale zdołał utrzymać równowagę. Wtedy tylko oddychał z ulgą i ruszał dalej.
Nie widział w pobliżu żadnego z pobratymców, co nieco poprawiło mu humor. Nie potrzebował przecież towarzystwa, zwłaszcza takiego, które mogłoby mu dokuczyć. Nie dogadywał się za bardzo ze swoją rasą. Było kilka mrawów, z którymi znalazł wspólnych język, ale reszta traktowała go jak odmieńca. I to głównie dlatego, że nie znosił polowań i chętnie spędzał czas na polanie w nasłonecznionym miejscu.
Tak jak się spodziewał przez wiele godzin nie trafił na najmniejszy ślad człowieka. Potem jednak coś poczuł. Słabą woń, którą przywiał mu wiatr. I to z kierunku, w jakim zmierzał.
– To niemożliwe – mruknął do siebie i zaczął węszyć intensywnie.
Tak, to był człowiek. Jeden, dorosły mężczyzna. Zmęczony, ale wciąż idący przed siebie, by znaleźć mrawy. A w pobliżu nie było żadnego poza Losinisem.
Przystanął. Miał okazję się wykazać. Pokazać wszystkim, że jest świetnym myśliwym i radzi sobie w takich sytuacjach. A jednak nie umiał ruszyć się z miejsca. Nie chciał tego polowania. Nigdy w ogóle nie przepadał za polowaniem na ludzi. Zwierzęta lasów i gór to inna sprawa. Chętnie pałaszował też owce, które ludzie wypasali na niższych partiach gór, kozy i inne kopytne stwory. Ale człowiek? Nawet nie dało nim się porządnie najeść, a do tego sprawiał więcej problemów niż jakakolwiek inna zwierzyna.
Nie mógł jednak teraz zawrócić. Jeśli inny mraw znalazłby się na tej ścieżce, na pewno wyczułby jego zapach, a potem doniósł starszyźnie, że Losinis przepuścił okazję na schwytanie człowieka. A ten nie chciał się z tego tłumaczyć. Dlatego podniósł dumnie łeb i ogon, wypiął pierś i zaczął schodzić do swojej ofiary. W głowie zaczął już tworzyć plan. Zamierzał przystanąć na ścieżce za zakrętem i tam czekać na mężczyznę. Jak postanowił, tak zrobił. Nie chciał jedynie, by przerażony człowiek zrobił o jeden krok za dużo i nie spadł w przepaść. Dlatego nie mógł od razu szykować się do ataku. Zamiast tego zamierzał udawać. Położył się na kamienistej ścieżce i czekał.
Jego uszy wychwytywały spokojne kroki wędrowca. Nie wyglądało na to, by się w ogóle przejmował tym, że wkroczył na tereny mrawów. Szedł raźno i aż dziw, że nie nucił pod nosem ulubionych pieśni. Nie spodziewał się, że tuż za rogiem spotka tego, którego pragnął znaleźć.
Losinis nakazał sobie spokój, choć z każdym krokiem czuł narastające zdenerwowanie. Nie wiedział, czy jego plan jest najlepszy. Może jednak powinien od razu się rzucić na człowieka? Nie było już czasu na zmiany, bo ofiara znalazła się za zakrętem. Mraw spiął wszystkie mięśnie, gdy człowiek miał właśnie wychynąć zza rogu. Wstrzymał oddech i przygotował się, by w odpowiedniej chwili zaatakować, gdy wtem usłyszał:
– To nie będzie konieczne – rzekł spokojnym głosem człowiek, a Losinis próbował zrozumieć sens słów.
Tak bardzo zdziwiła go sama wypowiedź, że nawet nie zauważył, że przybysz posługuje się mową elfów, a nie plenkuskim, którego używali wszyscy ludzie.
– Wiem, że nie śpisz, więc wstań i przestań udawać. – W głosie wędrowca pobrzmiewał śmiech.
Mraw, nie wiedząc, co innego począć, otworzył ślepia i się podniósł. O wiele bardziej wolał leżeć na trawie niż na twardych kamieniach, dlatego ucieszył się, że to już ma za sobą.
– Szukałem kogoś takiego jak ty – rzekł mężczyzna, gdy Losinis obejrzał go od stóp do głów.
Nie wyglądał na starego ani zbyt młodego. Miał jednak gładką twarz bez ani jednej zmarszczki. Brązowe włosy trzymał przewiązane rzemykiem, ale po trudzie wspinaczki parę kosmyków wymknęło się z niego. Ciemne oczy patrzyły bez lęku na mrawa. A sam strój przypominał ten, który miewali na sobie pasterze. Prosta tunika z długimi rękawami, do tego ciemne spodnie, brak butów, a w dłoni długi kij, który pomagał we wspinaczce i zaganianiu owiec. Przez ramię przewiesił płócienną torbę – a w niej trzymał pewnie manierkę z wodą i żywność. Nie miał przy sobie żadnej broni poza krótkim nożem przy pasie.
– Znalazłeś – rzucił w końcu Losinis, ale powstrzymał się przed rykiem. Nie chciał, by jego pobratymcy tutaj przybyli. A do tego w tym człowieku było coś, co wzbudzało w nim ciekawość. Chciał jak najwięcej się dowiedzieć, zanim przyprowadzi go do starszych.
– Widzę – odparł. – Trochę zajęło mi znalezienie drogi, dzięki której natknąłby się na ciebie, a nie innych.
Losinis powstrzymał się przed cofnięciem. Dlatego ten człowiek szukał jego? Potrząsnął łbem. To nie było ważne. Miał go przyprowadzić do starszych. Na tym powinien się skupić.
Postąpił pewnie krok za krokiem do człowieka, a ten wciąż się uśmiechał i nawet nie cofnął, gdy mraw ukazał ostre zęby podobne do małych sztyletów.
– Nie pasuje to do ciebie – rzekł mężczyzna bez cienia lęku, a Losinis przystanął.
– Pójdziesz ze mną – powiedział, choć zdawał sobie, jak głupio to brzmi. Powinien ogłuszyć człowieka, wgryźć się w niego, a potem przytachać do starszych, a nie wdawać się z nim w rozmowy.
– Nie, nie idę. Chciałem tylko chwilę pogawędzić, zanim twoi pobratymcy znajdą mój ślad – rzekł człowiek. – I też zobaczyć tego mrawa, który tak wyróżnia się wśród swojej rasy. Spodziewałem się, że nie będziesz trzymał się reszty. Jak zawsze kierujesz się własnym rozumem.
– Co to ma znaczyć? – Obnażył bardziej kły i cicho warknął.
– Tylko tyle, Losinisie – podkreślił imię, na co wspomniany aż przysiadł – że to pierwsze, ale nie ostatnie nasze spotkanie. Nie mogę ci powiedzieć, w jakich okolicznościach znów się na mnie natkniesz, ale wiedz, że twoja osoba bardzo wpłynie na historię tych krain. Nie mogę zdradzić ci za wiele, ale wiedz, że czeka cię sporo trudnych doświadczeń. Pewnie zdążysz zapomnieć o tej rozmowie do naszego kolejnego spotkania. Ale jednego jestem pewny, nie zmienisz się na gorsze.
Losinis nie mógł dłużej znieść jego słów. Wstał, warknął i rzucił się na człowieka, ale ten skoczył w przepaść. Mraw cudem zdołał wyhamować, by nie spaść tuż za nim. Zaraz stanął bliżej krawędzi i spojrzał tam, gdzie zniknął człowiek. Spodziewał się, że zobaczy i usłyszy jego upadek. Ale nic takiego się nie zdarzyło, jakby jego zmysły się zepsuły. Nie zauważył śladu do mężczyźnie poza kijem, który leżał teraz na drodze. Nie rozumiał, co się właśnie wydarzyło. Wiedział tylko, że człowiek, którego zamierzał przyprowadzić starszym, zniknął.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Dobrze, że nie przyszło nam czekać na kontynuację, teraz oczekuję dalszych losów.
Dziękuję 😉 Już myślę nad kolejnymi opowiadaniami
przynajmniej widomo, że człowiek mógł był by być znaleziony w przepaści
a Losinis musi znów ruszyć tropem człowieka
Nie do końca 😉
Wow. Super, masz naprawdę cudowną umiejętność dobrego pisania 🙂
Dziękuję 😀
Z przyjemnością czekam na kolejne fragmenty, ich lektura wyzwala sporo emocji.
Dziękuję za miłe słowa 🙂
Kolejny fajna powiwsc , fajnie się czyta pozdrawiam
Dziękuję 🙂