Jakie masz prawo oceniać,
kto powinien żyć, a kto ma umrzeć?
Każdy mistrz szuka kogoś, kto przejmie po nim jego warsztat i zajmie się pracą. Kogoś, kogo mógłby wyszkolić i nazwać swoim uczniem. Kogoś, kto byłby w stanie wziąć na swoje barki odpowiedzialność, jaką niesie ze sobą dany zawód. A czy Śmierć znajdzie dla siebie godnego następcę?
Mort (w wielu językach oznacza śmierć) wraz z ojcem udał się na targ, by tam znaleźć mistrza, który weźmie go pod swoje skrzydła i wyszkoli. Przez cały dzień czekał, ale nikt nie przejmował się nim. Stał tam aż do ostatnich uderzeń dzwona oznajmującego nadejście północy. Nie spodziewał się, że to będzie również znak, że jego mistrz przybywa.
Mort Terry’ego Pratchetta to jeden z tomów z cyklu Świat Dysku. W tej części możemy lepiej poznać samego Śmierć, który postanowił sprowadzić sobie ucznia i pokazać mu, na czym polega jego praca. Nim właśnie zostanie tytułowy Mort, który nie takiego mistrza się spodziewał. Chłopiec początkowo będzie wykonywał prace typu „przynieś, zanieś, pozamiataj”, ale z czasem dostanie bardziej odpowiedzialne zadania. Zwłaszcza gdy jego nauczyciel zapragnie paru dni wakacji.
Po przeczytaniu Koloru magii domyślałam się, że Śmierć będzie ciekawym bohaterem i warto zagłębić się w historię, która opowiada o nim. Jest doskonałym odzwierciedleniem tego, jak był przedstawiany dawniej: szkielet w czarnej szacie z kapturem, nierozstający się z kosą i przychodzący do ludzi w chwili ich śmierci. Jedynie jego koń jest z krwi i kości i nosi niezwykłe imię… Pimpuś. Zastanawiam się, kto wymyślił to imię. Śmierć jest barwną postacią pełną humoru — tak jak cała książka. A do tego lubi koty.
Tym razem weźmie się za przekazywanie wiedzy swojemu uczniowi, Mortowi. Jest to chłopiec ze wsi, który wciąż pragnie wiedzy — czasami nawet tej, której nigdy nie powinien posiadać. Jest pojętny i szybko wchodzi w rolę ucznia wykonującego pracę za swojego mistrza, gdy ten postanowił wybrać się na urlop. Tak rozpoczyna się jego przygoda, w której towarzyszyć mu będą nie do końca kompetentny mag i córka jego mistrza.
Nigdy nie spodziewałam się, że Śmierć może tak po prostu zapragnąć wakacji. Tak, każdemu przydaje się odpoczynek. Ale jak ktoś, kto nie żyje i nie odczuwa emocji, miałby czuć się zmęczonym swoją pracą? U Pratchetta to możliwe, dlatego Śmierć zamierzał przekonać się, jak wygląda życie śmiertelników. Zaczął od zwykłego łowienia ryb, aż doszedł nawet do upicia się, co również wydawało się w jego przypadku niemożliwe. Chociaż nic nie przebije tego, gdy Śmierć wybrał się na rozmowę z doradcą o jego możliwościach zatrudnienia. Przekonał się, że bez kwalifikacji nie będzie mu łatwo doświadczyć tego aspektu ludzkiego życia.
Bohaterowie są świetnie wprowadzeni do akcji. Niektórzy z nich skrywają tajemnice, których zbyt szybko nie poznamy, a inni wywołują nasz uśmiech, gdy tylko pojawią się w akcji. Jednak najbardziej spodobał mi się Śmierć, który w sumie początkowo zachowywał się jak jeden z bohaterów Zwiadowców Johna Flanagan. Halt również na początku wyznaczał Willowi zadania typu posprzątaj chatę, przynieś wodę itd. Pewnie by się dogadali.
Co do fabuły, to również jest ciekawa. Chociaż wciąż zastanawia mnie, jakie sam Pratchett miał podejście do śmierci i tego, co dzieje się potem. Według jego postaci człowiek doświadcza tego, co sądził, że mu się przydarzy. Nawet sam Śmierć zdaje sobie sprawę, że to nie jest sprawiedliwe, ale też nie wie, co naprawdę dzieje się z tymi wszystkimi duszami, które opuszczają swoje ciała.
Ciekawy był też dom Śmierci. Wszędzie tylko czerń, ale — jak zauważył Mort — w różnych odcieniach. Jednak każda rzecz w domu i ogrodzie była jedynie odbiciem tego, co Śmierć gdzieś widział. Jak zauważyła jego córka, nie byłby w stanie sam coś stworzyć, więc jedynie kopiował. Najbardziej zainteresowała mnie biblioteka z samopiszącymi się na bieżąco biografiami wszystkich ludzi. Gdyby istniała naprawdę, moglibyśmy lepiej poznać to, co działo się setki i tysiące lat temu. Pewnie wiele tajemnic w końcu zostałoby odkrytych. Z drugiej jednak strony może i lepiej, że nie istnieje, bo nie wiadomo kto i do jakich celów mógłby to wykorzystać.
Mort Terry’ego Pratchetta to ciekawe przedstawienie jednego z bohaterów, którego poznajemy już w Kolorze magii. W tym tomie możemy więcej dowiedzieć się o Śmierci i tym, jak „żyje” na co dzień, co robi i dlaczego życie śmiertelników nie jest dla niego zbyt ciekawe. Nie zabraknie tutaj humoru i przygód oraz… śmierci.
On mówi, że uczniowie stają się mistrzami, a przecież może być tylko jeden Śmierć.
Mort, Terry Pratchett
Tytuł: Mort
Autor: Terry Pratchett
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Cykl: Świat Dysku (Śmierć I)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 262
Język wydania: polski
Język oryginału: angielski
Gatunek: fantastyka
Recenzje pozostałych części znajdziesz tutaj.
Hm, bardzo ciekawa dzisiaj zamawiam kolejną partię książek to na pewno rzucę okiem. Szczególnie okładka przyciąga uwagę.
Zgadzam się 🙂 Pozycje o Śmierci mają świetne okładki.
Ależ mnie zaciekawiłaś… Tym bardziej, że Śmierć lubi koty 🙂
Nigdy by mi nie przyszło do głowy tak myśleć o Śmierci 🙂
Tak myślałam, że to zdanie zainteresuje 🙂 Też spodobało mi się takie przedstawienie Śmierci.
Uwielbiam książki Pratchetta, a Śmierć to jeden z moich ulubionych bohaterów. 😀 Chociaż Bagaż też jest niezły. 😉
Rzeczywiście, jest świetny 😀
Prawa do oceny kto ma żyć nie mamy, ale eutanazja już jest obecna na świecie niestety…
Niestety… Ale jest jeszcze nadzieja, że ludzie przejrzą na oczy.
Do tej pory Pratchett jakoś mi nie podpasował, ale ta historia brzmi ciekawie. 🙂
Warto sprawdzić 🙂
Nie moje klimaty, ale wpis bardzo dobry.
Dzięki 🙂
W takich literackich światach niestety w ogóle się nie odnajduję 😉
Szkoda, ale każdy ma swoje gatunki 😉
Pozycja wydaje się być fascynująca. Faktycznie ciekawe jak to Śmierć może iść na urlop? Odpoczywać? A jednak w książce wszystko jest możliwe.
Literatura pokazuje, że wszystko jest możliwe 🙂
Wygląda na naprawdę ciekawą książkę. Będę musiała się za nią kiedyś zabrać.
Koniecznie 🙂
O to mogłoby mnie wciagnac
Zachęcam do lektury 🙂
Mistrz Fantasty – lubię to! Ale przyznam, że jeszcze nie czytałem.
W takim razie polecam sięgnąć 😉