Kilka dni po przygodzie z wilkiem
Minęło wiele dni, odkąd udało mu się zwyciężyć w starciu z wilkiem i zdobyć pożywienie. Mięso – choć niezbyt smaczne – było teraz głównym posiłkiem Księcia. Nie zamierzał znów próbować grzybów. Ostatnia przygoda z nimi wystarczyła mu na całe życie. Podczas swojej podróży czasami zdołał upolować zająca, kiedy indziej musiał zadowolić się żylastym mięsem drapieżnika.
Wciąż jechał przed siebie. Wiedział, że już dawno znalazł się na terenie sąsiedniego kraju, Rozuaru, który należał do Króla Nocy. Wiedział też, że nie warto szukać tutaj schronienia, bo jeśli nawet ktoś słyszał o Księciu, to raczej nie zamierzałby mu pomóc. Ludzie byli pewnie wierni swojemu władcy. Dlatego młodzieniec został skazany na samotną tułaczkę po lasach, dopóki nie wpadnie na to, gdzie szukać pomocy, nikogo przy tym nie narażając na niebezpieczeństwo.
Jak każdego dnia wstał o świcie i uzupełnił zapasy wody w strumieniu, wzdłuż którego wędrował od prawie tygodnia. Potem zjadł szybkie śniadanie, wsiadł na gniadosza i ruszył. Pozwolił wierzchowcowi prowadzić, a sam pogrążył się w myślach na długie godziny. Od rozmyślań nie odrywał się nawet podczas postoi. Wszystko wykonywał bezwiednie. Chciał w końcu znaleźć rozwiązanie swojej trudnej sytuacji. Mógł udać się do sojuszników swojego ojca, ale obawiał się, że ściągnie im na głowę wojska Króla Nocy. Żywił też nadzieję, że okrutny władca jeszcze nie wysłał tam swoim oddziałów. Na włóczenie się po Kontynencie do końca życia nie zamierzał się zgodzić. Był następcą tronu i musiał wrócić, by ocalić swoich poddanych.
Tak się zamyślił, że nie spostrzegł zastawionej na swojej drodze pułapki. Gniadosz zatrzymał się przed przewalonym pniem, co wyrwało Księcia z rozmyślań. Zanim zdążył zareagować, z zarośli wyskoczyło trzech starszych od niego mężczyzn niezamierzających bynajmniej pomóc mu z pniakiem. W dłoniach trzymali noże, a jeden z nich nawet włócznię, na której się podparł i zwrócił do młodzieńca groźnym tonem:
– Wyskakuj ze złota.
– Nie posiadam wiele – rzekł Książę, głaszcząc uspokajająco gniadosza. – Jedynie mojego wiernego wierzchowca. Dajcie nam przejść, a nikomu nic się nie stanie.
Bandyci roześmiali się w głos. Zastanawiali się nad tym, jak ten chłopak zamierzał zmierzyć się z nimi. Mieli nad nim znaczną przewagę i dawali mu pozorną szansę na przeżycie – nigdy nie pozwalali, by ich ofiary dotarły żywe do najbliższego miasta.
– Ostatnia szansa – powiedział ten z włócznią, który był pewnie przywódcą zbójów. – Potem przestaniemy być mili.
Książę poprawił wodze w dłoni. Nie zamierzał stawać do walki ze zbójami. Wiedział, że dla niego źle się to skończy. Istniało tylko jedno rozwiązanie w tej sytuacji.
– Chyba jednak podziękuję – odparł, po czym ścisnął łydkami boki konia.
Gniadosz zerwał się i stanął dęba. Zamachnął przednimi kopytami w powietrzu tak, że uderzył stojącego przed sobą mężczyznę. Ten upadł z okrzykiem bólu. Koń już opadł na wszystkie kopyta i nie zamierzał sprawdzać skutków swoich działań. Książę pociągnął wodze tak, by zjechać z drogi na leśną ścieżkę.
– Łapcie go, nie pozwólcie mu uciec – rozkazał przywódca bandy.
W stronę młodzieńca poleciał nóż, który zahaczył o jego ramię. jednak Książę nie wypuścił z dłoni wodzy i pędził dalej. Wiedział, że musi się jak najszybciej oddalić od tego miejsca, jeśli chce przeżyć.
Gniadosz umiejętnie omijał drzewa na swojej drodze, gdy jeździec pochylił się nisko i wtulił w jego grzywę. Znów powierzał swoje życie wierzchowcowi i ufał, że bezpiecznie uciekną. Starał się przy tym ignorować ból w ręce i spływającą po niej krew. Ranę opatrzył podczas krótkiego postoju. Nie chciał się przekonywać, czy zbóje posiadali konie, czy nie, dlatego czym prędzej ruszyli.
Pędzili omal na złamanie karku, co prawie się wydarzyło, gdy gniadosz potknął się o wystający korzeń i zrzucił ze swojego grzbietu jeźdźca. Ten upadł na ziemię i stracił przytomność.
Gdy Książę się ocknął, zbliżał się wieczór. Słońce coraz słabiej oświetlało las, ustępując miejsca księżycom i gwiazdom, które zagarnęły już dla siebie część nieba. Młodzieniec podniósł się na łokciach i ujrzał gniadosza wiernie czuwającego nad jego bezpieczeństwem.
– Dobry koń – szepnął, gładząc go po karku.
Wierzchowiec zarżał radośnie, ciesząc się z przebudzenia Księcia. Ten podniósł się obolały i nieco osłabiony. Ledwo zdołał wspiąć się na siodło. Nie zamierzał tracić czasu na jedzenie – gniadosz zdążył się już posilić trawą podczas jego nieprzytomności. Jadąc, sięgnął do juków, szukając wilczego mięsa. Ostatnio ratowało mu wiele razy życie. Jednak nie natknął się na ani jeden kawałek, choć szukał dokładnie. Zapomniał, że jedzenie skończyło mu się przed spotkaniem ze zbójami.
– Przynajmniej mamy wodę – rzucił z udawanym wesołym tonem, sięgając po manierkę. Miał nadzieję, że woda zagłuszy głód. Na dłuższą metę na pewno by mu to nie pomogło, ale na razie wystarczyło.
Zaczął zastanawiać się nad swoim położeniem. Przed zasadzką trzymali się strumienia, który miał po swojej lewej. Teraz jednak nie był pewny, gdzie się znaleźli ani gdzie powinien szukać wody. Nie musiał długo czekać, aż manierka stała się pusta. Razem z gniadoszem zaczęli odczuwać pragnienie. Jechali przed siebie z nadzieją, że natkną się na choćby kałużę, bo nawet deszcze od paru dni przestały zraszać ziemię, a upał dawał im się dodatkowo we znaki.
– Poradzimy sobie – powtarzał co jakiś czas Książę, jakby chciał dodać odwagi oraz wiary sobie i gniadoszowi.
Dzień po opróżnieniu manierki przypadkowo natknęli się na ścieżkę. Żaden z nich nie zastanawiał się długo nad tym, czy nią jechać, czy nie. Skoro była droga, to musieli być ludzie lub zwierzęta, a ich obecność oznaczała wodę. Po niecałej godzinie usłyszeli szum strumyka, co dodało im sił. Wierzchowiec przyspieszył kroku. Ani Książę, ani koń nie myśleli o tym, czy ktoś ich dostrzeże, czy zdradzi i odda w ręce Króla Nocy. Najważniejsza była woda i to ona teraz ich prowadziła.
Gdy tylko dotarli do strumyka, obaj dopadli do wody i ugasili pragnienie. Potem podróż, rana i ostatnie wydarzenia przypomniały o sobie Księciu, który poczuł nagłe zmęczenie.
– Tylko chwilę odpocznę – rzekł i legł na trawie.
Nie spostrzegł nawet, kiedy zasnął.
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Dobro i zło muszą istnieć obok siebie, a człowiek musi dokonywać wyborów
Istnieją, ale wcale nie muszą. Jednak na tym świecie tak to wygląda.
Jak zawsze dobra chwilą relaksu z cudowna opowieścią:)
Dziękuję <3
Świetne jak zwykle, muszę poczytać więcej 🙂
Dziękuję 😀