W poprzednim wpisie skończyliśmy na etapie, gdy książka jest już napisana. Albo inaczej: jest napisana pierwsza wersja tego, co w przyszłości będzie naszą książką. Na razie jest to tekst. Można to porównać do pracy rzeźbiarza. Wybraliśmy już materiał, w którym będziemy kuć, mamy pod ręką odpowiednie narzędzia, więc pora wziąć się do pracy. Opowieść odpoczęła ten miesiąc czy dwa od nas, my od niej. Możemy więc na nowo otworzyć plik czy zeszyt, w którym pisaliśmy i zabrać się do kolejnego etapu.
Podczas pisania pierwszej książki w ogóle nie wiedziałam, co powinnam robić ze swoim tekstem. Wtedy w ogóle mało co wiedziałam na temat tego, jak go przygotować tak, by spodobał się czytelnikom. Teraz jestem bogatsza o tę wiedzę i tym chciałabym się z Wami dzisiaj podzielić.
Czytelnika nie można zniewalać, czytelnika się urzeka.
~Antoine de Saint-Exupéry
Na początek najważniejsze: nie bójcie się wprowadzać zmian. Bez względu na to czy chodzi o zmianę szyku zdania, czy przebudowę połowy książki. Gdy pracowałam sama nad drugim tomem z cyklu Bielijon, to podczas poprawek doprowadziłam do tego, że kolejna wersja prawie w ogóle nie przypominała pierwotnej. Główny trzon powieści pozostał taki sam, ale wiele rzeczy wokół niego się zmieniło. Poruszyłam inne wątki, dużą część starych usunęłam, dodałam nowe postacie i stworzenia (jak choćby wspaniałą przewodniczkę sinę). Dzięki tej pracy historia nabrała barw, stała się bardziej dynamiczna i ciekawsza.
Nieco inaczej wyglądało to, gdy zabrałam się za poprawianie Kwiatu Ślepców. Już dwukrotnie poprawiałam tę opowieść, ale za każdym razem zmiany były o wiele drobniejsze niż w poprzednim przykładzie. Skupiłam się jedynie na rozbudowaniu wątków, zmianie tych, którym brakowało sensu lub dynamiki i dodaniu paru elementów, które miały zbudować lepszy klimat opowieści.
Jeśli chodzi o ten etap, to słyszałam, że po pierwszych autorskich poprawkach książka powinna skrócić się o jakieś 10%. U mnie jak do tej pory nigdy się to nie sprawdziło, co więcej, książka przeważnie się wydłużała. I to mimo że usuwam niektóre fragmenty. A przyczyna jest prosta. Podczas pracy nad tekstem zauważam, co jeszcze można rozbudować lub opisać, by bardziej przybliżyć czytelnikowi świat, jaki stworzyłam. A to sprawia, że tekst staje się dłuższy. Jednak staram się też dbać o to, by usuwać fragmenty, które nie są zbyt konieczne, a jedynie mogą nużyć (zwykle też redaktor zwraca mi uwagę, nad którymi wątkami warto się zastanowić). Chodzi przecież o to, by tekst nabrał dynamiki i sensu. Ma się w nim wiele dziać, ale nie można przy tym stracić własnego stylu.
Każda znajdująca się tu książka, każdy tom, posiadają własną duszę. I to zarówno duszę tego, kto daną książkę napisał, jak i dusze tych, którzy tę książkę przeczytali i tak mocno ją przeżyli, że zawładnęła ich wyobraźnią.
~ Carlos Ruiz Zafón, Cień wiatru
Zwykle biorę się za to tak, że po prostu czytam opowieść od początku, by sprawdzić, czy niczego nie pominęłam. Staram się przy tym patrzeć na tekst jako na materiał, z którego zamierzam wykuć swoje dzieło. Czytam uważnie i powoli. Jeśli jakieś zdanie mi nie pasuje, zmieniam je lub usuwam. Jeśli jakiś wątek uznaję za nieużyteczny, wywalam. Jeśli mi czegoś brakuje, dopisuję. Itd.
Pewnie łatwo mi się tak przestawić, dlatego że na studiach dostawałam czasami obcy tekst, który musiałam poprawić. I właśnie trochę o to tutaj chodzi. Warto podejść do swojej książki jakby nie była nasza. Jakby ktoś poprosił nas, byśmy na nią zerknęli, a my jako prawdziwe Mole Książkowe, mamy wskazać, co jeszcze wymaga pracy.
Na tym etapie może się też zdarzyć, że będziecie musieli co chwilę wracać do innych fragmentów. Dobrze jest, gdy książka staje się taką swoistą siecią. To, co dzieje się w pierwszym rozdziale, wpływa na piąty. Ósmy nawiązuje do trzeciego. Itd. Tak, wtedy poprawki wymagają więcej pracy, ale książka staje się też atrakcyjniejsza. Przypomnijcie sobie fabułę innych lektur. I takie sceny, gdy główny bohater uznawał kogoś za sojusznika, a potem okazywało się, że to zdrajca, a po drodze ktoś na przykład wciąż mu to mówił. Wydarzenia wpływają na siebie i się przeplatają.
Najlepszym przykładem będzie klasyka. Tolkien. Nie zapomnę nigdy tego motywu, gdy Sam myśli o linie i o tym, że byłaby użyteczna. Potem otrzymuje ją od elfów, a potem rzeczywiście wykorzystuje ją w praktyce. Gdyby w którymś z tych momentów została usunięta, autor musiałby pamiętać, by w pozostałych też ją usunąć i zmienić nieco wydarzenia.
A co dalej? Czytamy tekst jeszcze raz od początku. Najlepiej zrobić sobie też przed tym przerwę choćby kilku dni, by trochę odpocząć od tej opowieści. Na tym etapie chodzi po prostu o sprawdzenie, czy niczego nie pominęliśmy. Czy każdy wątek ma odniesienie, czy nie usunęliśmy czegoś, co pojawia się w innych fragmentach, czy coś jeszcze wymaga opisania, itd. Nie martwcie się też, jeśli nie wyłapiecie wszystkiego (pisarz to w końcu wciąż człowiek, a nie maszyna, choć niektórzy mogą sądzić inaczej). Jeszcze nieraz siądziecie do tego tekstu, a i inni na niego spojrzą i pomogą Wam nad tym wszystkim popracować.
Kto czyta książki, żyje podwójnie.
~Umberto Eco
A gdy już jesteśmy pewni, że tekst wygląda godnie, to pora dać go do oceny. Tutaj zwykle wyróżniam dwa etapy: Idealny Czytelnik (IC) i Recenzent Wewnętrzny (RW). Niektórzy autorzy też szukają sobie beta-czytelników, ale ja przeważnie z tego rezygnuję. Sądzę, że te dwie osoby świetnie wykonają swoje zdanie. Jednak co pisarz, to inne zwyczaje.
Kim jest u mnie IC? To mój Mąż. I tak, słyszałam nieraz o tym, że nie wolno pod żadnym pozorem dawać swojego tekstu do oceny nikomu z rodziny czy znajomych. Nigdy. Przenigdy. Podkreślone trzy razy grubym czerwonym pisakiem. I wiecie co? Nie zgadzam się z tym kompletnie. Moim zdaniem właśnie warto dać tekst komuś zaufanemu (jak to robili choćby King czy Hitchcock). Tak, na początku taka osoba może obawiać się nas krytykować i wytykać błędy, ale im więcej naszych tekstów przejrzy, tym większa będzie jej pomoc (parę razy zdarzyło się, że zarówno mój Mąż, jak i redaktor zaproponowali mi podobne lub dosłownie takie same poprawki). Dla mnie jest to naprawdę cenne. Zwłaszcza że mogę z nim przegadać poprawki, dopytać się o wszystko i po prostu liczyć na nieco łagodniejszą krytykę. Nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek inny miał jako pierwszy spoglądać na moje teksty.
A co z RW? Tutaj szukam specjalisty. Kogoś, kto zna się na gatunku, w którym jest moja książka. Kogoś, kto siedzi w temacie i ogólnie ogarnia literaturę. A to oznacza pierwszy wydatek poniesiony przez pisarza. Jednak stwierdzam, że naprawdę warto. Jest to przecież osoba, która spojrzy świeżym okiem na tekst. Przeważnie też nic (lub prawie nic) nie wie o całym cyklu, więc ma spojrzenie zwykłego czytelnika. Zwróci uwagę na to, co jej zdaniem wymaga jeszcze poprawy. Ta krytyka czasami boli, ale jest ważna.
Istotne w obu tych etapach jest to, że tekst jest dziełem pisarza i tylko on może podjąć ostateczną decyzję o tym, czy coś zostawić, zmienić czy usunąć. Każdy inny człowiek może mu jedynie doradzać, podpowiedzieć, ale to nie on jest autorem i dlatego nie może nawet przesunąć przecinka bez zgody twórcy.
Po opini IC, a potem RW siadam znów do mojej opowieści i nad nią pracuję. Do czasu aż będę zadowolona z efektu i uznam, że mogę przekazać książkę dalej, czyli do redakcji.
~~~~~
Jak widzicie praca nad książką to nie wakacje, jak się może niektórym wydawać. To ciężka robota, do której nie zawsze się ma siły i chęci. Są momenty, kiedy pisarz ma ochotę wszystko rzucić i stwierdzić, że on nad tym dalej nie pracuje. Dobrze mieć wtedy kogoś, kto pomoże nam jednak nie wywalić do kosza tekstu, z którego może powstać prawdziwe dzieło.
Chciałabym tutaj zaznaczyć, że w kolejnych wpisach będę pisać ogólnie o procesie wydawniczym. Sama postawiłam na własne wydawanie (tzw. self-publishing), ale wiem, że w wydawnictwach wygląda to podobnie. Dlatego sądzę, że moje posty będą dobre dla każdego, kto planuje wydać książkę w jakikolwiek sposób. Jednak kiedyś postaram się też opowiedzieć Wam o różnicach między współpracą z wydawnictwem a self-publishingiem.
~Aleksandra
Pozostałe części znajdziesz tutaj.
Praca nad książka nie jest łatwa z pewnością, ale efekty z pewnością cieszą 🙂
Zgadza się 😉
Może nie piszę książek, jedynie artykuły ale wiem, że pisanie to ciezka praca.
To prawda 😉 Nie tylko w przypadku książek
Te posty to ewidentnie coś dla mnie, bardzo mi pomagasz <3
Miło mi to słyszeć 😉 Powodzenia!
Trzymam mocno kciuki za wydanie książki!:) i czekam na wpisy o postępach.
Dziękuję 😀
Sądzę, że każdy pisarz musi mieć ten “dobry czas” kiedy ma wenę i z łatwością przelewa myśli na papier.
A potem czeka go jeszcze praca nad tym tekstem 😉